2 kwietnia 2015

Rozdział dwudziesty siódmy: Cyrk


początek marzec 2013

            Stos kolorowych magazynów wylądował z niemałym hukiem na drewnianym stoliku stojącym zaraz przed kanapą, na której wygodnie leżakowałam, wpatrując się tępo w telewizor. Chcąc, nie chcąc od razu zwróciłam uwagę na gazety będące teraz epicentrum całej sceny, a pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to zdjęcie Harry’ego na okładce i sporych rozmiarów napis „Stara miłość nie rdzewieje”. W pierwszej chwili, o dziwo nie zareagowałam na to w absolutnie żaden sposób. Ani się nie skrzywiłam, ani nie wywróciłam oczami ze zrezygnowaniem, po prostu dalej leżałam niewzruszona w takiej samej pozycji, a wyraz mojej twarzy nie zdradzał ani jednej z emocji, które wówczas się we mnie obudziły, a było ich doprawdy sporo i to całkiem sprzecznych. Podniosłam wzrok do góry na stojącą nade mną Minnie. Dziewczyna podpierała się po bokach i patrzyła na mnie wyczekująco, najwyraźniej zdziwiona brakiem jakiejkolwiek reakcji z mojej strony. Zapewne spodziewała się jakiegoś złośliwego komentarza albo, że poderwę się na równe nogi i zacznę lustrować kartki, a złość zacznie powoli malować się na mojej okrągłej buźce. Nic z tych rzeczy.
            Byłam już wystarczająco zmęczona tym tematem, mimo że wciąż drażnił mnie tak samo mocno, co na początku, w chwilach takich, jak ta starałam się nie okazywać tego po sobie. Moje wybuchy i wiązanki niczego nie zmieniały, a jedynie mogły irytować osoby przebywające w moim otoczeniu. To był mój problem i wolałam oszczędzić reszcie tej szopki. Kiedy się złościłam, robiłam to w osamotnieniu.
            - Nie masz na co pieniędzy wydawać? – burknęłam, zerkając na nią posępnie, po czym przeniosłam wzrok z powrotem na ekran telewizora, chcąc pokazać jej poprzez to, że słabo poruszył mnie fakt, że wszędzie o mnie pisali, co oczywiście było kłamstwem, bo w istocie byłam cholernie ciekawa co wymyślili tym razem.
            - Stwierdziłam, że będziesz chciała to przeczytać, ale będzie ci żal kasy, więc szarpnęłam się na te cztery funty – odparła beznamiętnie, definitywnie przekazując mi swoją postawą i przekonaniami, że doskonale wiedziała jak bardzo chciałam złapać za te czasopisma, żeby przeczytać i przyswoić dokładnie każde, pojedyncze słowo.
Wywróciłam oczami i podciągnęłam się ociężale do pozycji siedzącej. Usiadłam na skraju kanapy jak jakiś zmarnowany życiem, sceptycznie nastawiony do całego świata, cyniczny staruszek i cmokając wielce ostentacyjnie z niezadowoleniem, sięgnęłam po pierwszą z gazet.
            - Świetna lektura na dłuższe posiedzenie w łazience, polecam – dodała blondynka i jak gdyby nigdy nic zwróciła się w stronę wyjścia. Automatycznie obróciłam się za nią nieco zdezorientowana. Dopiero co wpadła do mojego domu, w dodatku zjawiła się jakby znikąd. Nie zapukała, nie dzwoniła dzwonkiem, nie zapowiedziała swojej wizyty. Nie było nawet słychać jak otwierała drzwi. Często tak robiła, ale przynajmniej nie ulatniała się równie szybko, co materializowała się w naszych skromnych progach.
            - A ty dokąd się wybierasz? – zawołałam za nią totalnie zbita z tropu tak ekspresowo szybko toczącą się akcją.
            - Do domu, uczyć się do egzaminów końcowych. Nie to, co niektórzy – odpowiedziała, nie odwracając się ani na sekundę i zniknęła za framugą. Krótką chwilę później do moich uszu dotarło głośne trzaśnięcie drzwiami, na które aż zamrugałam oczami z tego całego zdezorientowania.
            Co to miało być? Już dawno nie doświadczyłam takiej mega ekspresji z jej strony. Wpadła, zrobiła swoje(o ile można to tak nazwać) i ulotniła się zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Coraz bardziej wdawała się w Milesa i stopniowo zaczynało mnie to drażnić. Powoli zaczęli się schodzić w spójną całość, co niekoniecznie było mi na rękę. Jeden Charlie wystarczył mi do szczęścia, a dwie kulki ironii toczące mi się przy obu nogach już nieco wadziły w spokojnym stawianiu kroków, tym bardziej w tak „ciężkich czasach”.
            Egzaminy, książka i ten cały szum wokół mnie i Harry’ego. Trzy potężne problemy skumulowały się w tym samym momencie i uderzyły we mnie z impetem tak, że ledwo co się podniosłam, a lada chwila znów leżałam. Powoli naprawdę brakło mi sił, aby się z tym wszystkim zmierzyć. Co najśmieszniejsze, najmniejszym kłopotem były dla mnie testy końcowe, kiedy to właśnie one powinny stać na samym szczycie i to na nich powinnam była skupić się najbardziej. Bo to one decydowały o mojej przyszłości, a nie książka, która może się nie sprzedać i prawdopodobnie prędko odejdzie w zapomnienie, nie artykuły w jakichś żenujących pismakach za grosze, kupowanych przez ludzi z czystej nudy czy z przyzwyczajenia.
            Wyssane z palca spekulacje na mój temat wciąż trafiały we mnie niczym zardzewiały nóż i martwiłam się nimi, pomimo tego, że doskonale wiedziałam jak bardzo mijały się z prawdą. Ale ludzie nie wiedzieli. Nie wiedzieli kim byłam, czym się zajmowałam i skąd rzeczywiście znałam Harry’ego. Nie wiedzieli jak wyglądały nasze relacje, nie znali mnie, nigdy mnie nie spotkali, nikt z nich nie zamienił ze mną słowa, ale wierzyli we wszystko, co pisano o mnie w Internecie i gazetach. Ludzie mają to do siebie, że, nie wiedzieć czemu, są łatwowierni w takich sprawach. A już szczególnie nastoletnie dziewczynki, bez pamięci zauroczone swoimi przystojnymi i czarującymi idolami. Część z nich chciała mnie nienawidzić, dlatego doszukiwały się jakichś intryg i dostawały je wraz z kolejnymi artykułami na stronach plotkarskich. Część na siłę chciała pokazać jak bardzo mnie wspiera w tym nienawistnym okresie, ale nie trzeba było należeć do grona wybitnie bystrych czy spostrzegawczych osób, aby zrozumieć, że robiły to by zostać zauważone przez Harry’ego i podlizać mu się w ten sposób. Nikt nie był wobec mnie szczery, stopniowo nabierałam nawet podejrzeń co do znajomych ze szkoły. Niektórzy zaczęli być dla mnie o wiele milsi, spędzali ze mną jakoś podejrzanie więcej czasu niż zwykle. Dziewczyny robiły sobie ze mną masę zdjęć na imprezach, aby na drugi dzień oznaczyć mnie na nich na instagramie czy facebooku i pokazać światu, jaka to ze mnie szalona imprezowiczka i przede wszystkim, jak to się dobrze znamy.
            Obłuda. Zaczęła mnie otaczać jedna, wielka, parszywa obłuda. Na każdym kroku coś było nie tak. Ufałam tylko Charliemu, Minnie, Harry’emu, Anne i rodzicom. Cała reszta była dla mnie jak tykające bomby, czekające na uaktywnienie się poprzez jakąś moją wypowiedź, która wydostałaby się na światło dzienne w chwili nieuwagi. Świat stał się nad wyraz delikatny, a zarazem czujny i podstępny. Zasadzki porozstawiane były niemalże wszędzie, a ja popadałam w paranoję. Pewnego wieczoru ubzdurałam sobie nawet, że być może ktoś ma dostęp do mojego mejla, do mojego telefonu, do jakiekolwiek mediów społecznościowych. Przestałam rozmawiać z Minnie i Milesem przez esemesy, a jeśli już nie miałam innego wyjścia, jak skontaktować się z nimi pisemnie, byłam cholernie powściągliwa i ostrożna. To było chore. Mój związek z Harrym ograniczył mnie. Przestałam być sobą. Nie mogłam nikogo zbluzgać, nie mogłam odpowiadać na chamskie komentarze, po prostu musiałam milczeć i to przegryźć, nieważne, że wypadały mi od tego zęby. Jeden po drugim. A stróżka krwi ciągnęła się za mną, dając moim bliskim do zrozumienia, jak mocno przeszkadzał mi ten cały szum wokół mojej osoby. Ale nie zamierzałam rezygnować. Doszłam do wniosku, że w końcu się ode mnie odczepią, dadzą mi spokój i po jakimś czasie znów będę zwykłą Nancy z Holmes Chapel. Przyzwyczają się do mnie, do mojej obecności w życiu Harry’ego, zrozumieją, że nie ma we mnie niczego spektakularnego i znudzą się. Taką miałam nadzieję. Nie miałam pojęcia czy to było zwyczajne okłamywanie się, czy może była w tym choć odrobina prawdy.
            Pociągnęłam nosem, czując jak bliska byłam płaczu. Znów. Nie złościłam się na Mins ani trochę za te ostre słowa. Miała rację. Zamiast wziąć się w garść i zacząć się uczyć albo chociaż udawać, że robiłam coś w tym kierunku, ślęczałam przed komputerem i telewizorem. Przez długie godziny pisałam, aby na drugi dzień to skasować i jęczeć w łóżku, jak fatalnie się czułam i jak fatalnie mi szło. Odechciało mi się wszystkiego. Wegetowałam, krzątałam się tu i ówdzie, gdzie było bezpiecznie i marudziłam albo wcale nic nie mówiłam. Czekałam na powrót Harry’ego.
            Spuściłam wzrok na czasopismo, które trzymałam w ręce od kilku minut i zdecydowałam, że to właśnie ten moment, kiedy postanawiam wkurwić się do granic możliwości. Czytanie tych bzdur zawsze prowadziło do tego samego, ale i tak to robiłam. Z ciekawości. Nie chciałam, żeby cokolwiek mi umknęło. Harry prosił, żebym tego nie robiła, martwił się, że mnie to zasmuci. Nie chciał, żebym przejmowała się bezpodstawnymi oskarżeniami i atakami ze strony tej agresywnej i natarczywej części fanów, ale ja i tak to robiłam. Tak już miałam. I wiedziałam, że pójdę za to dopiekła, bo ciekawość jest pierwszym stopniem drogi tam.



            STARA MIŁOŚĆ NIE RDZEWIEJE
Harry Styles(19l.), członek zespołu One Direction, do którego nie bez powodu przylgnęła łatka podrywacza, po raz kolejny uległ kobiecym wdziękom i złamał serca milionom fanek na świecie. Do długiej listy zdobyczy słodkiego Casanovy, dołączyła właśnie Nancy Fritton(18l.), lecz ku zdziwieniu wszystkich nie jest ani długonogą modelką, ani znaną piosenkarką, czym znacznie odbiega od wcześniejszych wybranek Hazzy. Jak donoszą nasi informatorzy, obecna miłość gwiazdora to jego przyjaciółka ze szkolnej ławki, z którą łączyło go znacznie więcej niż skakanie przez kozła, czy wymiana kanapkami. Wyobrażacie sobie Harry'ego rysującego na ławce serduszka i wysyłającego miłosne liściki? Musiał to być przesłodki widok i zarezerwowany wyłącznie dla Nancy Fritton.
„Harry i Nancy przyjaźnią się od czasów Junior High i są nierozłączni” – mówi bliska im obojgu osoba, która prosiła o zachowanie anonimowości. – „Od zawsze wiedziałam, że coś między nimi jest. Nancy bardzo kibicowała mu, gdy brał udział w X faktorze.”
Najwyraźniej Nancy zna się bardzo dobrze z rodziną młodego piosenkarza, na co wskazują jej częste spotkania z jego młodszym bratem(5l.) i samą Anne. Ostatnio widziani byli razem niespełna trzy dni temu na spacerze w parku, w ich rodzinnym Holmes Chapel, ale poza tym, nie problem zauważyć tę młodą damę w pobliżu domu rodzinny Harry’ego. Czyżby kroiło się coś poważniejszego? Czyżby nadszedł czas na ustatkowanie? Cóż, wiele na to wskazuje, choć mamy także pewne wątpliwości…
Nie tylko miłość łączy tych dwojga albowiem chodzą słuchy, iż panna Fritton również jest swego rodzaju artystką i pracuje aktualnie nad swoją pierwszą powieścią. Zatem te dwie artystyczne dusze połączyła magia kreatywności i romantyzmu. Ale chwileczkę… Dlaczego akurat teraz? Czyżby ta wschodząca gwiazda literatury liczyła na jakąś promocję poprzez związek ze światową gwiazdą, jaką jest Styles? Obyśmy wszyscy się co do tego mylili!
Parze zakochanych życzymy oczywiście szczęścia, a panu Stylesowi przypominamy pewne przysłowie: „Co zaszkodziło, to nauczyło”.



            Wypuściłam z ust powietrze ze świstem i odetchnęłam doprawdy głęboko, będąc na pograniczu eksplozji. Znowu to samo. Znowu zarzucali mi, że go wykorzystuję. W bezczelnie ironiczny sposób dawali mi do zrozumienia, że byłam nikim ważnym i raz dwa zostanę zgnieciona jak kartka papieru wyrwana z brudnopisu i zastąpiona kimś innym. W takim razie po co się tak na mnie skupiali?!

            Swoją drogą, byłam cholernie ciekawa kim była ta „bliska nam obojgu osoba”. Nie wiedzieć czemu pierwszą larwą, jaką przyszła mi na myśl była Sunny. Chociaż po głębszym zastanowieniu, to jasno wiadomo czemu akurat jej parszywa morda mi się objawiła.

Cisnęłam gazetą o ścianę z całej siły, choć to i tak dało upust moim emocjom jedynie na ułamek sekundy. Złapałam się za głowę i przeczesałam włosy palcami, kompletnie zdewastowana ostatnimi dwoma miesiącami. Z prawej atakowali mnie obrzydliwi kłamcy i, za przeproszeniem, dupolizy, zaś z lewej totalnie obcy mi ludzie obrzucali mnie najgorszymi epitetami z jednej jedynej, a co najważniejsze – całkowicie niesprawiedliwej przyczyny – ponieważ byłam dziewczyną Harry’ego Stylesa.

~*~

1 stycznia 2013

            Weszłam po cichu do domu okropnie zmęczona podróżą. W przedpokoju zostawiłam tylko buty, marząc o błyskawicznym wskoczeniu w piżamkę i otuleniu się ze wszystkich stron swoją kochaną, przytulną kołdrą, w związku z czym pognałam na piętro w płaszczu, rozpinając go po drodze. Będąc już w swoim pokoju, tradycyjnie rzuciłam gdzieś w kąt plecak i ów płaszcz, wcześniej wyciągając z niego telefon. Jak zazwyczaj po powrocie, automatycznie włączyłam wifi, komórkę zostawiłam na stoliku, a sama zaczęłam grzebać w głębinach szafy w poszukiwaniu czegoś ciepłego i wygodnego do spania. Przerzucałam niedbale skumulowane ubrania na bok, co nie było zbyt skuteczne i zdecydowanie nie ułatwiało poszukiwań. I nagle się zaczęło.
            Telefon jak oszalały dawał o sobie znać co sekundę. Chociaż… Nie oszukujmy się, było znacznie gorzej. Jeden sygnał nie zdążył się skończyć, a kolejny już docierał do moich uszu i tak w kółko. Dioda mieniła się różnymi kolorami, a sama komórka przesuwała się coraz bliżej skraju szafki nocnej od tych ciągłych wibracji. Nie miałam pojęcia co było tego przyczyną. W pierwszej chwili byłam kompletnie zdezorientowana. Przecież w przeciągu ostatnich kilku godzin, kiedy to nie miałam dostępu do Internetu, nie wydarzyłoby się w moim wirtualnym życiu aż tyle, by mój iphone zwariował do takiego stopnia.
            Podeszłam do stolika i z niemałą konsternacją chwyciłam telefon do ręki. Przysięgam. Przysięgam, że to był pierwszy i jedyny raz, kiedy to zawsze działające bez szwanku urządzenie się zacięło. Nie byłam w stanie niczego zrobić. Odblokowałam go, ale poza tym nie reagował na żadne komendy. Jedyną rzeczą, którą widziałam były małe loga z twittera i to wystarczyło, abym zorientowała się co było grane.
            Wyciszyłam dźwięk, żeby nie zwabić nim do siebie rodziców i na moment odłożyłam to ustrojstwo na bok, dopiero po dłuższej chwili zdając sobie sprawę co faktycznie właśnie się działo. Jak zwykle w stresujących sytuacjach, złapałam się za głowę i rozglądając się nerwowo na boki, starałam się uporządkować myśli. Byłam skołowana. Zagubiona w czeluściach wszechobecnego szumu.
            - Kurwa – mruknęłam pod nosem na podsumowanie, nie potrafiąc znaleźć żadnego innego określenia na odreagowanie. Wbrew własnej woli utknęłam w środku gigantycznego bagna.
            Odczekałam te kilka minut w ogromnym napięciu, aż wszystko znów sprawnie działało, a kiedy zobaczyłam ile miałam powiadomień z twittera, zamrugałam z niedowierzania i aż prychnęłam pod nosem zszokowana. Od razu dopadłam swój komputer, natychmiastowo stwierdzając, że tak będzie mi łatwiej ogarnąć ten bałagan.
            Siedziałam z rozdziawioną buzią przy biurku i jak zahipnotyzowana gapiłam się w monitor, śledząc każdy wpis skierowany bezpośrednio do mnie i nie miałam zielonego pojęcia co robić. Szok był zbyt słabym słowem, aby określić to, co wtedy się ze mną działo.
            Wcześniej kilkadziesiąt fanek One Direction odnalazło mnie jakimś cudem na twisterze, mimo że miałam dziwną nazwę i nic nie wskazywało na to, że mogłabym być to ja. To konto służyło mi jedynie do porozumiewania się z Harrym, gdy był za granicą, nie musiałam tam dodawać swoich zdjęć, ani danych.  Pisały do mnie, zadawały mnóstwo pytań, ale je ignorowałam, sądząc, że to jedyne słuszne wyjście. Z każdym nowym powiadomieniem czułam się dość nieswojo, a była ich zaledwie garstka w porównaniu do tego, co działo się tego wieczora. Około tysiąca kont zaczęło mnie śledzić, miałam kilka set wiadomości prywatnych, a jeszcze drugie tyle interakcji, których wciąż przybywało. Z minuty na minutę liczba oznajmująca nowe wpisy rosła. Nie nadążałam tego czytać.
            A więc tak wyglądało na co dzień życie chłopaków? Potężny chaos i brak chwili wytchnienia. Kolosalny szturm fanów nadchodzący zewsząd, który nie sposób było odeprzeć. Zamieszanie jakich mało. To było dla mnie coś zupełnie nowego i niezrozumiałego. Nie wiedziałam od której strony to ugryźć. Czytanie wszystkich wiadomości nie wchodziło w ogóle w grę ze względu na czas. Zresztą, jeśli ich liczba rosła w tak zatrważającym tempie, nigdy nie udałoby mi się przeczytać każdej z nich.
            Przerażona sytuacją, w jakiej nieświadomie się znalazłam, przeniosłam wzrok z interakcji na pasek boczny, gdzie widniały trendy. Trendy światowe. Hasła pisane przez ludzi na całym świecie. Hasła, które użytkownicy tweetowali z taką częstotliwością, że utrzymywały się na głównej liście dzięki temu, jak nawzajem napędzali się na konkretny temat. Kiedy na pierwszym miejscu zobaczyłam swoje imię, omal nie zemdlałam. Autentycznie zrobiło mi się słabo i aż odetchnęłam ciężko. Po raz kolejny przetarłam twarz dłonią, załamana tym, co aktualnie toczyło się przed moim oczami, co toczyło się w komputerach i telefonach tysięcy dziewczyn na całym świecie. W życiu nie czułam się tak dziwacznie. W życiu nie miałam takiego mętliku w głowie, nawet, gdy Harry mnie pocałował nie byłam w takim stanie, jak teraz. To było nie do pomyślenia. Totalne oszołomienie. Ciągle powtarzałam sobie w myślach te same słowa, jakbym na momencie zgłupiała i nie potrafiła wpaść na nic innego.
            Kliknęłam w ów trend, który bez dwóch zdań dotyczył mnie, na co wskazywało hasło: #NancyWhoAreYou. Najpierw zwróciłam uwagę na zdjęcia podpięte pod ten hashtag, a wtedy moje przerażenie wzrosło bowiem patrzyłam właśnie na swoje zdjęcia z facebooka, z imprez, ogólnie na zdjęcia, na których byłam ja. Na zdjęcia prywatne, zdjęcia, które były moimi pamiątkami, a niektóre z nich nie powinny były nawet ujrzeć światła dziennego! Ale poza takimi były też inne. Dla fanek ZDECYDOWANIE ZNACZNIE BARDZIEJ INTERESUJĄCE. Fotografie przedstawiające mnie i Harry’ego przytulonych na dworcu, a także takie, na których jasno widać, ze się całujemy. Zdjęcia naszej intymnej i KOMPLETNIE, DOGŁĘBNIE, ABSOLUTNIE prywatnej chwili, mającej miejsce niespełna kilka godzin temu. Myślałam, że to już apogeum tego całego cyrku, ale nie. Nie, nie, skądże. Im więcej razy wciskałam strzałkę w bok, tym większe było moje osłupienie. Punktem kulminacyjnym była „notka” wyjaśniająca moje pochodzenie, jakkolwiek absurdalnie to brzmiało. Notka napisana przez jakąś dziewczynę o nicku @narrybestpics, w której podała ona podstawowe informacje o mojej osobie, o moim życiu. Ile mam lat, skąd znam Harry’ego, jak mam na nazwisko, gdzie mieszkam, do jakiej chodzę szkoły, wspomniała rzecz jasna o mojej książce, o tym, że w tym roku zdaję egzaminy końcowe. Napisała o wszystkich, powtarzam, O WSZYSTKICH pieprzonych razach, kiedy spotkałam się z chłopakami z zespołu. NIE MAM ABSOLUTNIE ŻADNEGO POJĘCIA skąd, ale do swojego wpisu dodała nawet zdjęcia moje z Liamem, czy z Niallem. Pod koniec podała stronę, na której umieściła całkowicie wszystkie wzmianki o mnie. Zdjęcia zrobione przez fanki z czasów, kiedy jeszcze nie było wiadomo kim byłam. Weszłam na ów bloga, gdzie znalazłam tak zwane przez fanki „masterposty”, czyli uporządkowane notki, w których dokładnie opisany był każdy raz, kiedy to byłam widziana z chłopakami i z Harrym. W niektórych pojawiła się też Minnie, Miles z kolei sławą mógł się równać ze mną bowiem doczekał się własnego masterposta… Bo „wiele z nich pytało” autorkę strony o to kim był.
            Doszczętnie rozjebana tym wszystkim, nie potrafiłam się pozbierać. Jak… Jakim cudem?! Jaką one miały moc? Skąd się tego dowiedziały? Były jakimiś cholernymi hakerami?! To było zarazem niesamowite i niewiarygodne, a także upiorne i niepokojące. Nie wiem co sobie wtedy myślałam, ale najwyraźniej to te skrajne emocje doprowadziły mnie do wyłączenia mózgu, bo po takiej osobliwej wizycie na STRONIE INTERNETOWEJ POŚWIĘCONEJ TYLKO I WYŁĄCZNIE MOJEJ OSOBIE zaczęłam czytać jakieś losowe wpisy pod moim osobistym trendem.
           

@luvmyhazx to ta jego kolezanka z holmes chapel??? #NancyWhoAreYou

@curlyxme jesli ta laska mysli, ze wybije sie na nim z ta swoja """"""""ksiazka""""""" to ma przejebane w fandomie #NancyWhoAreYou

@niallerslovver pewnie kolejna broda #NancyWhoAreYou

@lousbabyxoxo nie róbcie dramy dopóki harry tego nie potwierdzi! #NancyWhoAreYou

@xhazzanatorx niech ta laska spierdala od harryego!!! niby sie dlugo znaja, a jakos wczesniej o niej nic nie slyszelismy!!! #NancyWhoAreYou

@overagainharry lol jaka ona jest brzydka, nie wiem co harry w niej widzi #NancyWhoAreYou

@zayynmyluv jebać ją i tak harry długo nie zabawi z takim pasztetem #NancyWhoAreYou

@boobearbae czepiacie się, że ls mają ból dupy, a każda liam’s girl zachowywałaby się tak samo, gdyby to było o nim, a nie o hazzie, taka prawda #NancyWhoAreYou

@larrystyle_ gówno prawda z tą waszą Hancy, ten ship nawet kurwa nie brzmi. LARRY IS REAL #HarryIsLouisBear #NancyWhoAreYou

@1Dmeheroos wyluzujcie, co wam ta dziewczyna zrobiła? chyba powinnyśmy cieszyć się z jego szczęścia, a nie zabierać mu je tymi hejtami #NancyWhoAreYou


            Oplułam się ze śmiechu po przeczytaniu kilku tweetów, po czym znowu wpadłam w dziką wściekłość. Niektóre z fanek były doprawdy ultra zawistne. Poznały jedynie suche fakty na mój temat, ale to im wystarczyło, żeby mnie znienawidzić w mgnieniu oka. Przykre i zdumiewające. Na przemian śmiałam się i kręciłam głową, nie ogarniając tego cyrku. Czułam też jak krótką chwilę później znów się we mnie gotuje. Bezpodstawne oskarżenia, bezsilność, niemoc i hipokryzja – to zawsze mnie najmocniej bolało, a wszystko to przeplatało się ze sobą w tej całej, chorej sprawie.
            Znów pokręciłam głową z niedowierzaniem. Nie mogłam tego pojąć. Przez moment miałam wrażenie jakbym już dawno temu zasnęła, a ta cała szopka była tylko snem. Chciałam, aby nim była. Sęk w tym, że to najprawdziwsza prawda, w najczystszym wydaniu.
Ale to była jedynie namiastka. Prawdziwe piekło miało się dopiero zacząć.

~*~

            Ubrana w ciemne spodnie, trampki i czarną bluzę z kapturem podeszłam ostrożnie do okna w salonie i odgarnęłam delikatnie firankę, aby dokładnie zbadać okolicę. O tej porze dnia wciąż było w miarę ciemno, gdybym paradowała po domu przy zapalonym świetle byłoby w pełni widać wnętrze, a wolałam tego uniknąć. Z kolei zasunięcie zasłon było aktem desperacji i wołałam od tego stronić, żeby przypadkiem nie czytać o tym na drugi dzień, Bóg wie gdzie. Na dworze powoli robiło się szaro, a ulica wyglądała wyjątkowo spokojnie. Jak to się mówi, „Cicha woda brzegi rwie”, co prawda tyczy się to ludzi, ale w tym przypadku odniosłam to do pozornie nieszkodliwego dla mnie sąsiedztwa. Nie do końca przekonana czy teren był czysty, zarzuciłam na głowę kaptur, na ramiona kurtkę i ówcześnie zasłaniając twarz przydługimi już włosami, wyszłam z domu ze spuszczoną głową. Zamknęłam drzwi na oba zamki, dwa razy sprawdzając, czy aby na pewno nie zostawiłam ich otwartych. Paranoja.
            Krocząc niespokojnie chodnikiem, zdałam sobie sprawę, że albo moja spostrzegawczość podupadała, albo tak bardzo chciałam przekonać samą siebie, że w końcu dali mi dzień wolnego. Błysnęło. Nie na niebie. Za mną. Błysk flesza aparatu jakiegoś kretyna odbił się od jednego z zaparkowanych na mojej ulicy samochodów, a moja serce automatycznie przyspieszyło, tak samo jak i nogi. Ten paparazzo nawet nie pokwapił się, aby się ukryć. Wydawało mu się, że był niewidzialny, czy co do cholery?! Lazł za mną, a jego zdolności kamuflażu były gorzej niż żałosne. Standardowo odetchnęłam głęboko, żeby się uspokoić, co na niewiele się zdało. Miałam straszną ochotę odwrócić się do niego i coś zrobić. Chociażby pokazać mu środkowy palec albo zbluzgać go i wytknąć mu z wyrzutem jakim był tragicznym debilem, że tak bezczelnie mnie śledził. Inni przynajmniej udawali, że są jakimiś losowymi ludźmi albo się gdzieś chowali, a ten jak gdyby nigdy nic czaił się za samochodami, które mijałam i nakurwiał tysiąc zdjęć na sekundę. Miałam tego po dziurki w nosie. Czara goryczy się przepełniła, ale co z tego? Nic nie mogłam zrobić. Nieważne jak bardzo we mnie wrzało, jak bliska wybuchu byłam, zawsze udawało mi się to jakoś przełknąć dla własnego dobra. Ale nie tylko. Tłumiłam w sobie ten cały ból i niezmierzoną nienawiść i wściekłość dla dobra całego zespołu. Nie tylko dla siebie i Harry’ego. Walczyłam sama ze sobą dla nich wszystkich. Nie mogłam ich narażać na nieprzyjemności, żeby sobie chwilowo ulżyć.
Spuściłam głowę jeszcze bardziej i przyspieszyłam. Nie widziałam niczego prócz jakichś dwóch metrów chodnika, rozciągającego się przede mną, skrawka kaptura mojej bluzy i czubków butów, które migały mi na przemian. Przemierzałam kolejne metry w zawrotnym tempie, aż w pewnym momencie odniosłam wrażenie, jakby moje nogi same mechanicznie stawiały kroki. Przestałam odczuwać dyskomfort w łydkach i na stopach, po prostu sunęłam do przodu jak automat z okropną świadomością, że w ciągu ostatnich kilkunastu sekund jakiś nieznajomy człowiek zrobił na oko parędziesiąt zdjęć moich pleców. To było chore.
Wparowałam do pralni, od razu udając się na zaplecze, gdzie byłam pewna, że znajdę mamę. Przechodząc obok lady, nie specjalnie zadziwił mnie fakt, że nikt za nią nie stał. Dochodziła osiemnasta, mama powoli kończyła pracę na dziś i jak zwykle porządkowała rzeczy na tyłach. Gdy tylko znalazłam się w bezpiecznym i przede wszystkim, niewidocznym dla nikogo niepożądanego miejscu, zsunęłam kaptur z głowy.
- Ja pierdolę! – krzyknęłam rozwścieczona, zakładając ręce za głowę i nie patrząc w ogóle na mamę, zaczęłam krążyć nerwowo po zapleczu, jednak kątem oka mogłam dostrzec zdezorientowanie Fiony.
- Nancy! – zwróciła mi błyskawicznie uwagę. Rzadko kiedy przy niej przeklinałam, a kiedy już zdobywałam się na taki „odważny” akt, ona wiedziała, że waga sprawy była doprawdy ciężka.
Opuściłam ręce i spojrzałam na nią z wyrzutem.
- Oni mnie śledzą, mamo! – odparłam zrezygnowana, a na twarz kobiety wstąpiło wyraźne zmartwienie. Fiona Fritton stała przygnębiona ze spuszczonym na podłogę wzrokiem i milczała, i ani jej się śniło dalej mnie besztać za złe słownictwo. Ona sama była zmęczona naszym położeniem. Ta farsa, mimo że największe piętno odciskała na mnie, ciągnęła się także za moimi najbliższymi. Nie w tak wysokim stopniu, jak za mną, ale jednak. Nie dało się ukryć, że kiedy ktoś obserwuje twój dom staje się to po jakimś czasie nieco uciążliwe.
Usiadłam na krześle obok stołu, przy którym mama składała czyste ubrania i oparłam się jedną ręką o niego, podpierając głowę. Przez dłuższą chwilę tkwiłyśmy tak w martwej ciszy. Nie mogłam doszukać się odpowiednich wyrazów, dzięki którym mogłabym w prosty sposób wyrazić i przekazać jej jak fatalnie i podle się czułam. Będąc bliska płaczu wynikającego z ogólnej bezsilności, błądziłam myślami po najskrytszych i najgłębszych zakamarkach swojego umysłu, gdzie skrywałam cały żal, całą złość i pretensje, kiedy poczułam na swoim ramieniu ciepłą dłoń mamy. Bez żadnego zastanowienia złapałam ją za rękę i siedząc tak zgarbiona, po raz kolejny tego dnia pokręciłam przygaszona głową.
- Po prostu nie wiem już co mam robić – wymamrotałam, słysząc i czując jak załamuje mi się głos. Reakcja Fiony była oczywista i najwspanialsza. Najlepsza, jaka mogłaby być. Kobieta natychmiast mnie do siebie przytuliła i mimo że widziała w jakim byłam stanie, nie zamierzała mnie okłamać.
- Nic na to nie poradzisz, kochanie – odpowiedziała ze smutkiem, nie owijając w bawełnę. – Jedyne, co ci zostało to nauczyć się to ignorować – dodała, a w jej głosie wyczuć można było troskę, ale i utrapienie.
Wtuliłam się w nią z całych sił, a w głowie krążyło mi wtedy tylko jedno zdanie: „Chciałabym, żeby Harry tutaj był”.











 

______________________________________________________________
          Trochę inny ten rozdział. Więcej przekleństw, powtórzenia. Ale wszystko zamierzone, chciałam pokazać jak bardzo to wszystko wkurzało Nancy :D Mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział przypadł Wam do gustu :)
           Dzisiaj zdałam sobie sprawę, że do końca tego opowiadania zostało zaledwie z 9 albo 10rozdziałów i szczerze mówiąc trochę się wystraszyłam, że to już XD Ale spoko, będzie druga część. Krótka, ale będzie. Ano, i jej akcja będzie się dziać w 2015 roku.

Całuski!!!!!!!!!!!! :D

6 komentarzy:

  1. Świetny!
    Jejku, myslalam, ze jak dodasz nowy rozdzial to opanuje na choc krotki okres pragnienie nastepnego rozdzialu RIGHT NOW (heh ale ja angielska) ale teraz jest tylko gorzej:/
    Roxdzial unny, nie da sie nie zauwazyc, mozna miec wrazenie, ze lekko chaotyczny, ale trudno nie opisac takiej sytuacji chaotycznie, wiec sposob w jaki go napisalas tylko pomaga poczuc nam jak Nancy musiala sie czuc w tej sytuacji. Btw pokazujesz tu tez jak okropna jest wiekszosc Directioners dla dziewczyn chlopakow co niestty, choc bardzo bym chciala, nie jest fikcja. :/ Po prostu wciaz nie moge zrozumiec, dlaczego fani, pomimo ze wiele z nich z checia czyta opowiadania czy takie pisze, kiedy ktorys z chlopakow zakochuje sie w jakiejs dziewczynie to gdy dzieje sie to naprawde ta dziewczyna musi byc najgorsza. Czy zakochaliby sie w kims najgorszym? albo czy tak jak tu mysla fanki, czy Harry by nie zauwazyl, gdyby stara przyjaciilka zaczela sie przy nim krecic bliska wydania ksiazki i nagle zaczelaby sie zachowywac jakby czula do niego cos wiecej? Przepraszam, ale nie uwazam chlopakow za tak glupich, ze by tego nie dostrzegli. Oczywiscie, broda, LS nie moga sie powstrztmac.. Haha, btw kiedy czytalam to pomyslalam o tym jak Louis sie zachowuje w towarzystwie Nancy i zalozmy, ze ktos zrobil im jakies zdj czy cos - juz widze te filmiki "Why Hancy is fake" hahha xD i pokazywanie "zazdrosci" Louisa, wyciaganie starych zdj zeby pokazac jaka jest glupia.. Nagle zapragnelam obejrzec taki filmik, z czystej ciekawosci xDD
    Z drgiej strony to dosc imponujace jak duzo te dziewczyny zdazyly sie dowiedziec o glownej bohaterce - ja w pare godzin tyle bym sie nie dowiedziala pewnie nawet o osobie, ktora choc troche znqm, a co dopiero o kims z kim w zyciu nie zamienilam slowa! Directioners to mistrze XDD

    No dobra, pisze chaotycznie i sama juz nie wiem o czym napisalam, a o czym nie,
    Pozdrawiam i zycze weny.

    P.S. Teraz bede mogla juz codziennie z niepokojem obserwowac Off The Coast. Mam nadzieje, ze szybko dodasz cos i tam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze świetny ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze, to ja nie mam zielonego pojęcia dlaczego nie przeczytałam poprzedniego rozdziału. To przecież jest aż niemożliwe, bo ja zawsze jestem tutaj na bierząco. Ale nie ma tego, co by na dobre nie wyszło, bo przynajmniej mogłam sobie przeczytać dwa rozdzialiki pod rząd, a inni tylko jeden, hehehe :D NO I TAK: co tu się dzieje, co tu się dzieje. Ja po prostu aż nie wierzę w to, co czytam. Nancy i Harry, jak ja kocham to połączenie. Przecież razem to jest tak bardzo idealne, że aż nie mogę. SADjsadasndlas - wyraża więcej niż tysiąc słów w tym momencie :D Ale ja chciałabym się dowiedzieć dlaczego Louis się tak cały czas zachowuje, no ja na to czekam z niecierpliwością wręcz. Bo w końcu Lou to mój mąż, partner życiowy, kochanek nad kochankami i druga połówka jabłka, więc sama rozumiesz, haha:D Śledzą Nancy, oj niedobrze. Teraz pozna uroki sławy. Nie chciałabym być na jej miejscu... Co ja pieprzę, oczywiście, że bym chciała. Dla Harry'ego to ja wszystko bym zniosła, haha. No i wiem, że ja się powtarzam i powtarzam, ale ja uwielbiam twój styl pisania. Żadne opowiadanie nie jest w stanie ci dorównać pod tym względem (oczywiście oprócz twojego drugiego XD). Okej, może i inni też mają taką super fabułę jak ty, ale w opisywaniu uczuć i opisywaniu CZEGOKOLWIEK to ty jesteś mistrzynią i to w stru procentach. Ja nie mogę się ciebie czasem nadziwić i z czystym sumieniem muszę przyznać, że nawet teraz mogłabyś wydać książkę. I nie mówię tego ot tak, tylko całkiem poważnie :D Dobra, kończę swoją paplaninę, gwiazda. Czekam na nowy rozdział i to z niecierpliwością. Pozdrawiam, Weronika z believe-in-the-spirit-ff@blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. genialny! podoba mi się i jestem stałą czytelniczką :)
    powodzenia życzę i weny <3
    http://art-of-killing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Stara, toć ten rozdział jest zajebisty :o Tak prawdziwy (czy raczej: boleśnie prawdziwy), że kiwałam ciągle głową jak te takie pieski, które się ustawiało kiedyś w samochodach. Bardzo mi się podoba, że podkreśliłaś w tym rozdziale, jak bardzo posrany jest nasz fandom, że już o tych całych papsach nie wspomnę - wolę się nie rozkręcać na jakiś temat, bo mogłabym godzinami obrzucać ich wyzwiskami, a przecie nie o to chodzi w komentarzu. A, no i plus za to, że tym razem postawiłaś na inwersję czasową; czasem taki zabieg może wprowadzić zamęt, tymczasem u Ciebie wywołało to efekt pełniejszego przedstawienia sytuacji. Odniosę się do wszystkiego w tej samej kolejności xd
    Well, nic dziwnego, że Minnie tak ostro odnosi się do swojej przyjaciółki. Chociaż łatwo mi mówić z perspektywy niewidzialnego dla innych człowieka, naprawdę uważam, że Nancy powinna się zająć egzaminami, książką, podstawowymi obowiązkami, zamiast bez końca ślęczeć przed telewizorem i zastanawiać się, co wypisali o niej w tych wszystkich szmatławcach. Spokojnie, artykuły na jej temat jeszcze wypłyną, a egzaminy końcowe są raz, a przynajmniej powinny, debiut pisarski to też jednorazowa sytuacja, więc nie można tego spieprzyć. Niestety z drugiej strony nie potrafię obwiniać Nance za to, że poświęca najwięcej uwagi sprawom mniej istotnym. No halo, w końcu w ciągu zaledwie dwóch miesięcy jej życie wywróciło się do góry nogami, nagle tysiące osób na całym świecie dowiedziało się o jej istnieniu i to tylko dlatego, że była tak "bezczelna", by związać się z jednym z najbardziej pożądanych singli w show-biznesie. Tak właśnie wygląda teraz rzeczywistość... Ludzie zamiast sobą zajmują się tym, kto z kim się spotyka. Przytoczony przez Ciebie artykuł nieźle mnie wkurzył, chociaż powinnam się tego spodziewać. To jasne, że szybko wypłynęła na wierzch informacja, że Nancy pracuje nad książką, zatem logiczne, że powiązano to z jej związkiem z Harrym - zapewne co drugi brukowiec na dwa głosy z laskami z twittera wyśpiewuje teorie spiskowe, w których pazerna i spragniona sławy Nance owija sobie Harry'ego wokół palca, żeby się wybić, ewentualnie trzyma w szafie umowę podpisaną z Modestem, dzięki której może się pokazywać u boku przystojnego faceta i zapewnić sobie świetny start jako pisarka. Co za bzdety, aż się niedobrze robi.
    Hm, nie byłam wcale zaskoczona, kiedy tak szybko w mediach pojawiły się fotki z tamtym pamiętnym pocałunkiem Harry'ego i Nancy. Znajdowali się w miejscu baaardzo publicznym, więc te zdjęcia mógł tak naprawdę zrobić każdy. Trochę szkoda, że akurat wtedy, gdy sytuacja między nimi się wyklarowała, to powstało to całe zamieszanie. Ale z drugiej strony to podkreśla realizm całej sprawy: chłopaki z 1D nie mają praktycznie miejsca na życie prywatne, każdy ich ruch jest uważnie śledzony, toteż nawet gdyby Harry wyznał miłość we własnym pokoju, to i tak dotarłoby to do jakichś niepożądanych uszu. Mega mi się podoba, w jaki sposób ukazałaś reakcję Nancy na ten cały, tytułowy cyrk. Ja na jej miejscu pewnie panikowałabym jeszcze bardziej. Wbrew pozorom - o ile takie pozory serio istnieją, bo nie wiem, czy nie mam schizów - jestem wyjątkowo nieodporna na krytykę, a raczej na obrażanie, to od razu we mnie trafia i rani, dlatego ja, będąc Nancy, pewnie ryczałabym w poduszkę godzinami, jednocześnie nie mogąc przestać wchodzić na tt, by czytać jeszcze więcej obraźliwych słów na swój temat. Ale ten tweety to wydawały się wręcz żywcem wyjęte z timeline... Co mogła oddać tylko osoba, która przesiaduje na twitterze i widzi, co się wyprawia, zwłaszcza kiedy afera dotyczy pewnego boysbandu. To okropne, co te wszystkie zazdrosne idiotki wypisywały o Nancy. Ja nigdy, ale to nigdy, nawet gdy byłam gówniarą i podkochiwałam się w różnych piosenkarzach nie wyzywałam ich wybranek. Nie wiem, czy to zaleta tego, że wtedy internet nie był aż tak powszechny, po prostu byłam zazdrosna, ale tego nie pokazywałam, w końcu co mi ta biedna dziewucha zrobiła. Szkoda, że niektórzy wciąż tego nie kumają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NIGDY nie rozumiałam, dlaczego papsi są tacy chętni w lataniu za kompletnie randomową osobą, która po prostu zakręciła się przy kimś sławnym. Okej, to zabrzmiało dość paskudnie, w końcu wiem, że Nancy jest bardzo ważna dla Harry'ego, ale póki co, z punktu widzenia zwyczajnego śmiertelnika, nie jest nikim nadzwyczajnym, to po prostu ładna dziewczyna kończąca liceum, która zaczęła oficjalnie spotykać się z wokalistą. I nic więcej. Niestety są na świecie zakute łby, które uparcie bronią się przed tą podstawową informacją. Zresztą mamy teraz najświeższy przypadek: Eleanor nie jest z Louisem od jakichś trzech tygodni, a ci debile z aparatami ciągle za nią łażą. Po jaką cholerę? Daliby dziewczynie spokój. Nancy też się należy. Moim zdaniem zasługuje na sławę i rozgłos, ale ze względu na jej talent pisarski, a nie przez to, kogo trzyma za rękę. Nic dziwnego, że czuje się taka przytłoczona i wykończona tym wszystkim. Musi uzbroić się w cierpliwość i jakoś znaleźć w sobie siłę, by przetrwać tę pierwszą falę nagonki. Później powinno się zrobić spokojniej, a przynajmniej mam taką nadzieję.
      Naprawdę bardzo mi się podobało, przeczytałam z przyjemnością każdą pojedynczą linijkę. Czekam na kolejny rozdział, a Tobie życzę dużo weny i generalnie zdrowych, spokojnych świąt, Kass <3

      Usuń