Pojedyncze
promienie słoneczne wpadające do pokoju przez odsłonięte okno ugodziły mnie
prosto w twarz, kiedy leniwie obróciłam się i położyłam na plecach. Momentalnie
ścisnęłam mocniej powieki i skrzywiłam się na niespodziewane i definitywnie zbyt
jasne światło, jęcząc przy tym żałośnie. Czym prędzej zasłoniłam się ręką i
leżałam w takiej pozycji dobre kilka minut, nie ruszając się ani o minimetr.
Nie miałam na to zwyczajnie siły, a mój żołądek już przy samej zmianie pozycji
dał mi do zrozumienia, że nie było to najlepszym pomysłem.
Miałam
kaca. Ogromnego kaca. Jak z Nowego Jorku do LA, albo i lepiej – jak z Ziemi na
Marsa. Takiego, jak nigdy wcześniej i doskonale wiedziałam co było tego
przyczyną. Mieszanie alkoholu i zakończenie picia stanowczo za późno. Czy
żałowałam? Sądząc po strzępkach wspomnień wydarzeń mających miejsce po północy
nie powinnam ubolewać nad swoim losem, bo z tego, co pamiętałam dobrze się
bawiłam.
Po
omacku odnalazłam na podłodze swój telefon, aby sprawdzić godzinę, a na widok zegara
wskazującego pierwszą trzydzieści osiem wcale się nie zdziwiłam. W końcu
położyłam się spać przed ósmą rano. Chyba.
Dźwignęłam
się do pozycji siedzącej z wielkim trudem niczym stary, obolały człowiek z
reumatyzmem, czego zaraz pożałowałam. Zawirowało mi w głowie tak, że myślałam,
że zwymiotuję zaraz na smacznie śpiącą obok mnie Minnie, na szczęście jednak
były to tylko i wyłącznie zawroty, co mnie nieco uspokoiło. Wygramoliłam się
spod kołdry i usiadłam na skraju łóżka, łapiąc się za głowę i opierając łokcie
o nogi. Trwałam tak jakiś czas, oddychając ciężko ze zniesmaczoną miną, marząc
o tym by to podłe uczucie odeszło w siną dal i pozwoliło mi normalnie
funkcjonować, mimo że wiedziałam jak bardzo niemożliwe to było. W ślamazarnym
tempie odwróciłam się do tyłu, żeby rzucić okiem na Mins leżącą z otwartą buzią.
Zamrugałam kilka razy, by potwierdzić czy aby na pewno z moim wzrokiem wszystko
było w porządku bowiem na jednym z policzków blondynki był… Penis. Musiałam
nieźle wytężyć swój umysł, żeby przypomnieć sobie jak się tam znalazł, a kiedy
już ujrzałam w głowie całą scenę jego powstawania, prychnęłam pod nosem tak, że
aż oplułam się ze śmiechu. W tamtej chwili tak cholernie mnie to bawiło, gdy
Niall stał nade mną i chichrał się jak nienormalny, przy okazji podjudzając
mnie, żebym to namalowała. Nie protestowałam, ba, miałam przedni ubaw kiedy to
robiłam. Jak bardzo było to z naszej strony podłe, że wykorzystaliśmy jej
słabość, jaką było spanie jak kamień i urządziliśmy sobie z jej twarzy i rąk
tablicę do pisania? Nawet Charlie nie pogardził pisakiem, który znaleźliśmy w
jednej szuflad w biurku Louisa i nabazgrał na jej ramieniu „Kocham tyłeczek
Milesa <3”. Było tego o wiele, wiele więcej, a do mnie dopiero teraz
dotarło, że ów marker był bodajże jakiejś dobrej firmy, co oznaczało, że nie
łatwo będzie jej zmyć te arcydzieła. No cóż... Ważne, że nas to śmieszyło i
jakoś umiliło nam część imprezy, konsekwencje poniesiemy później.
Powróciłam
do poprzedniej pozy, ponieważ jedynie ona uśmierzała to niekomfortowe
samopoczucie i starałam się zmusić do przypomnienia sobie czegoś jeszcze. W
mojej głowie wirowały jakieś losowe obrazy, których z początku nie mogłam
zlepić w jedną, spójną całość, ale ostatecznie udało mi się skupić na tym w tak
wysokim stopniu, że zaczęło mi coś tam świtać. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętałam
w miarę wyraźnie było picie szampana i tańczenie z Liamem i Chinnie tuż po
obejrzeniu dość długiego fajerwerkowego przedstawienia.
Myśl,
Nance, co robiłaś po północy? Z kim się kręciłaś po mieszkaniu, kogo poznałaś,
czy zrobiłaś coś, czego mogłabyś się wstydzić?
Westchnęłam
głośno, łapiąc się mimochodem za usta i otwierając oczy szerzej z szoku.
Zayn...
Staliśmy z Malikiem w kuchni, gdzie dorwałam
go znienacka w drodze powrotnej z łazienki. Byłam już w takim stanie, że
zapomniałam, gdzie przed minutą siedziałam razem z Niallem i resztą, a szukanie
ich w tym tłumie nie wydawało mi się jakoś specjalnie atrakcyjną opcją, kiedy na
moim horyzoncie pojawił się mulat. Zaszłam go od tyłu, kiedy otwierał sobie
kolejne piwo i zarzucając mu na ramię swoją rękę, przygarnęłam go do siebie jak
najlepszego kumpla.
- Co tam, Zen? – zagadnęłam ochoczo,
a on śmiejąc się z mojej, tak naprawdę upozorowanej „pomyłki”, zaczerpnął
sporego łyka.
- Jakoś leci, chcesz piwka? – odparł
jakoś nadzwyczaj luzacko i otwarcie. Nie musiałam się zbyt długo zastanawiać
nad faktem, że alkohol go rozluźniał i pomagał w kontaktach z ludźmi. Chyba, że
to moje swobodne podejście zdziałało cuda.
Tutaj
mała luka dialogowa w mojej pamięci. Wiedziałam tylko, że narzekaliśmy na to
jak fatalna muzyka aktualnie wydobywała się z głośników, co naturalnie przeszło
w temat samej muzyki, jakże by inaczej. Okazało się, że jego gust muzyczny
wcale nie różnił się jakoś drastycznie od mojego, więc mieliśmy o czym
rozmawiać. Jako że byłam pijana, nie omieszkałam napomknąć o tym, jak bardzo
pozory mylą i że do tej pory miałam go za tajemniczego i małomównego chłopaka,
z tym że mówiąc mu o tym nie układałam zdań zbyt… Ładnie. Niekoniecznie zwracałam
uwagę na to czy dobrze dobieram słowa i czy nimi kogoś trafię jak dzidą przez
serce, wtedy liczyła się dla mnie treść i to, co tak uparcie pragnęłam mu
przekazać, a nie żeby zrobić to w subtelny sposób. Zaznaczałam dobitnie, że to
dawno i nie prawda(czyli kilka godzin wcześniej), bo okazał się być super
gościem. Dokładnie tak. Powiedziałam mu, że jest super gościem. Jezu, kto używa
takich stwierdzeń, Nancy?
A
potem zaczęła się moja paplanina o tym które piosenki One Direction lubię i
dlaczego. Wypowiadałam się o swoich preferencjach i ulubionych kawałkach jak
jakiś specjalista. Jak to stwierdził sam Zayn, nadawałam się na pierwszorzędną fankę,
tym bardziej, że znałam ich osobiście i wiedziałam o nich nieco więcej niż
reszta ich wielbicielek. Mianował mnie przy okazji oficjalnie Directionerką za
pomocą brudnej od majonezu łyżki, którą wyciągnął z jakiejś sałatki. Podczas
mojego wywodu o ich muzyce nie obyło się rzecz jasna bez pochwał solówek Malika,
które faktycznie mi się podobały, ale momentami aż przesadzałam z tym całym
podniecaniem się niektórymi fragmentami ich utworów. Boże co za wstyd. Gdyby
Charlie się o tym dowiedział mój marny żywot stałby się jeszcze bardziej marny.
Temat przechodził zgrabnie w następny.
Wystarczył mi zaledwie jakiś mikro szczegół, żebym załapała wątek i leciała dalej
jak strzała. Mówiłam też o tym jaki to mam ekstra wyrozumiały stosunek do
całego ich zespołu. Tak. Powtarzałam Zaynowi zawzięcie jak bardzo cieszy mnie
fakt, że mnie zaakceptowali i kilka razy zaznaczałam, że to strasznie super. Epitety,
których używałam wołały o pomstę do nieba. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym
nie wspomniała o Louisie, więc wyzwałam go między innymi od pajaców, co ku mojemu
zaskoczeniu rozbawiło Malika.
- Ty, a on jest gejem czy coś? – zapytałam
tak na poważnie, a Zayn zaprzeczył, śmiejąc się i kręcąc głową. – Taki
zazdrosny o tego Harry’ego. W ogóle wiesz co odjebał? Wlał mi ocet do herbaty –
powiedziałam, parskając śmiechem. No, teraz to mi było do śmiechu, a wtedy
miałam ochotę go zamordować z zimną krwią.
Malik o dziwo również
uważał tę historyjkę za wybitnie zabawną i sam zaczął wypytywać jak to się
stało, co nie ukrywam, ucieszyło mnie bowiem nigdy wcześniej nie miałam takiego
świetnego kontaktu z ów chłopakiem. Po
opowieści o odważnym i pomysłowym Tomlinsonie, znów powróciłam do
uzewnętrzniania się z Zaynem i tłumaczyłam mu zacięcie, że chciałabym, żeby
wiedział, że traktuję ich wszystkich jak zwyczajnych ludzi. Mój wywód był nie
dość, że długi i pełen kolokwializmów, to opływał w przekleństwa, które
dodawałam dla podkreślenia mocy moich odczuć. Ta… Po pijaku moja elokwencja
przeradzała się w magiczne prostactwo. Ale taki już mój urok. Nie zmieniało to
zaś faktu, że ta cała gadka musiała brzmieć nie tyle irytująco, co żenująco,
ale Malik nie dał mi tego odczuć. Cały czas był sympatyczny, sam mnie zagadywał
i śmiał się z moich niewybrednych żartów, którymi sypałam z rękawa jak jakiś czarodziej.
Miałam ochotę palnąć się w łeb za te swoje pijackie monologi, które tak często
mi się zdarzały.
Ale nie na tym koniec. Spędziłam
z Malikiem gdzieś koło godziny, dopóki znów nie zachciało mi się odwiedzić
toalety, bo kiedy z niej wyszłam chłopak wirował z Perrie na parkiecie, a gdy
mnie zauważył pomachał mi, szczerząc się. Jak nie on. Była to doprawdy miła
odmiana. Przynajmniej wiedziałam, że nie powinnam się przy nim ograniczać,
tylko zachowywać się tak samo swobodnie jak przy Niallu czy Liamie. A co do
tych dwóch panów… Według reszty skrawków wspomnień, zdecydowanie umilili mi
całą noc i cudem sprawili, że Chinnie przestali się mizdrzyć w odosobnieniu i
dołączyli do nas. Średnio pamiętałam co dokładnie robiliśmy, ale wiem, że bez
przerwy towarzyszył nam maniakalny śmiech Irlandczyka i alkohol. Większość z
gości zwijała się do domów koło piątej rano, a ja zostałam sama z Harrym,
Louisem, Horanem i Charliem i to właśnie wtedy zabawiliśmy się w artystów, jako
płótna używając ciała Fletcher. Niall będąc już mocno „zmęczonym”, wezwał
taksówkę i krótko po tym incydencie pojechał do siebie, żegnając się z nami nad
wyraz czule. Wręcz nie chciał wypuścić gospodarzy z objęć, wciąż powtarzając im
jak zajebistą imprezę zrobili, a w przypadku moim i Milesa wzruszał się, że
znów długo nas nie zobaczy. Na do widzenia pocałował nas wszystkich poklei w
głowę, krzycząc jeszcze, że nas kocha i jesteśmy super. W takim cztero osobowym
składzie, gdzie połowę stanowiłam ja i Tomlinson, co nie wymagało żadnego
komentarza, nie mogliśmy zbyt wiele zdziałać. Louis okazał się być „bohaterem”,
ponieważ spasował i położył się spać. Natomiast ja, Charlie i Harry zasiedliśmy
już „lekko wymęczeni” w salonie i prawie do ósmej rano siedzieliśmy tam
rozmawiając o czasach, kiedy Styles nie był sławny.
Przeczesałam włosy
palcami, po czym znów złapałam się za głowę rękoma, opierając się łokciami o
kolana. Doskonale pamiętałam co stało się krótko po północy, ale nie potrafiłam
o tym myśleć w takim stanie. To był zbyt ciężki temat, zbyt poważny i nie
miałam siły się tym zadręczać. Potrzebowałam czegoś do picia, koniecznie. Podniosłam
się zatem na równe nogi i wyszłam z pomieszczenia. Od razu dotarły do mnie
dźwięki dochodzące z salonu, gdzie Charlie oglądał telewizję. Zamknęłam za sobą
drzwi do pokoju Harry’ego, żeby nie przeszkadzać Minnie w dalszym śnie i
poczłapałam do przodu wolnym krokiem.
- Hej, Nance – zawołał
Miles, kiedy mnie zauważył. – Jak tam żyjesz? – zagadnął, wcinając jakieś
chrupki. Jak na tak długie imprezowanie trzymał się wyjątkowo dobrze.
Stanęłam przy wysepce
kuchennej, gdzie znalazłam butelkę z wodą mineralną, po którą od razu
sięgnęłam.
- Jakoś się trzymam –
wymamrotałam, odkręcając korek i przyssałam się do plastikowej butelki,
opróżniając ją prawie że do połowy. – Gdzie Harry?
- Pojechał gdzieś i
wróci później, żeby odwieźć nas na dworzec – odparł beznamiętnie, nie odwracając
się nawet do mnie. I dobrze, bo moja mina była zbyt wymowna. Podeszłam od razu
do okna, aby sprawdzić czy brunet wezwał taksówkę, czy też może pojechał
własnym autem. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy na podjeździe było
pusto. Jak to było, do cholery, możliwe?! Przecież widziałam jak coś pił, ale
jedno mi nie pasowało, a mianowicie nie sądziłam, żeby był na tyle głupi, aby
na drugi dzień wsiąść za kółko i narazić zarówno siebie, jak i masę bezbronnych
ludzi na niebezpieczeństwo. Chyba że nie pił zbyt dużo alkoholu, a potem sączył
sam sok, żeby mieć wszystko pod kontrolą i pilnować imprezy. Cóż, na ręce mu
nie patrzyłam kiedy nalewał sobie do szklanki, bo byłam zbyt pochłonięta zabawą
z innymi, więc taka wersja mogła być całkiem możliwa.
W sekundę zdębiałam.
Kiedy siedzieliśmy nad ranem w salonie, wspominając Junior High, Harry nie
wydawał się być tak wybitnie pijany jak ja i Charlie, w dodatku jeżeli
prowadził auto już z rana, musiał być trzeźwy. Według mnie prowadziło to do
pewnego wniosku. Czy to oznaczało, że to co zrobił zaraz po wybiciu północy
było w pełni świadome? Na samą myśl zrobiło mi się gorąco.
Zabierając ze sobą wodę,
przysiadłam się do Milesa, a ten rzucił na mnie przelotnie okiem, kiedy poczuł
jak miejsce obok niego się zapada, ale zaraz powrócił do oglądania telewizji. Tymczasem
ja patrzyłam to na niego, to na skórzana tapicerkę sofy, bijąc się z myślami. Cholera
jasna, musiałam to komuś powiedzieć! Aż dziwne, że powstrzymałam się po samym
fakcie i tak długo wstrzymałam to w sobie, to do mnie niepodobne.
- Miles – zaczęłam
nieśmiało, ale nie zwróciłam tym na siebie jego uwagi. Dalej jadł chipsy i
wpatrywał się w plazmę jak zaczarowany.
- Mhm? – mruknął,
pochłonięty serialem.
- Spójrz na mnie –
zażądałam, chociaż w gruncie rzeczy zabrzmiałam bardziej bezbronnie niż
stanowczo, a mój ton przypominał błaganie. Charlie wyczuł, że coś było nie tak,
gdy tylko na mnie spojrzał.
- Co jest? – zapytał,
ściągając brwi w lekkim zaniepokojeniu. Zanim otworzyłam usta i wypuściłam z
siebie te trzy krótkie, ale jakże istotne słowa, minęła dłuższa chwila, podczas
której patrzyłam niepewnie w przerażone oczy przyjaciela. Po takim zwiastunie
pewnie spodziewał się czegoś naprawdę poważnego. Cóż, dla mnie ta sprawa była
bardzo poważna.
- Harry mnie pocałował
– wydusiłam z siebie z ogromnym trudem, ale kiedy moje zdanie zawirowało w powietrzu
poczułam niewielką ulgę, że się tym z kimś podzieliłam, a już tym bardziej, że
tym kimś był mój Charlie.
- Serio? – Uniósł brwi
na znak zdziwienia i zatrzymał rękę z chrupkiem w połowie drogi. Pokiwałam
wstydliwie głową, czując jak moje policzki przybierają odcień czerwieni. – No w
końcu – dodał jak gdyby nigdy nic i wpakował sobie do ust jedzenie, znów
wbijając wzrok w ekran. Tym razem to ja ściągnęłam brwi ze zdziwienia. Nie da
się ukryć, że zbił mnie tym totalnie z pantałyku. – Powiedział coś? – ciągnął
dalej tym beztroskim tonem.
- Że ‘teraz już wiem’ –
zacytowałam wciąż zbita z tropu.
- Ależ z niego romantyk
– mruknął chłopak, wywracając teatralnie oczami i cmoknął jakby z
rozczarowania.
Uśmiechnęłam się na tę
uwagę, ale szybko spoważniałam zdając sobie z czegoś sprawę.
- Ty coś wiesz, prawda?
– zapytałam podejrzliwie.
- Oczywiście, że coś
wiem, przecież jestem jego najlepszym kumplem – wypalił prosto z mostu, w ogóle
nie kwapiąc się, żeby cokolwiek ukryć i spojrzał na mnie jak na największego
kretyna.
- Moim też! –
zauważyłam trafnie, nie kryjąc swojego oburzenia tą niesprawiedliwością.
- Nic ci nie powiem –
powiedział uważnie, grożąc mi wzrokiem jak jakiś dres. – Idź sobie. – Pomachał
mi ręką przed nosem, żeby mnie przegonić, a ja zrobiłam obrażoną minę,
doskonale wiedząc, że niczego nie zdziałam.
- Tylko do mnie przyjdź
po jakąś radę związaną z Minnie… - zagroziłam, wstając i skierowałam się z
powrotem do sypialni Harry’ego.
- Podła szantażystka! –
zawołał za mną wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu spraw.
- Oko za oko, zdrajco!
– odparłam z powagą, mimo że w środku miałam ochotę się śmiać. Przekomarzanie
się z Charliem zawsze poprawiało mi humor, bez względu na wszystko.
Szukając w swoim
plecaku potrzebnych mi rzeczy, starałam się być jak najciszej, aby nie obudzić
Minnie. Choć blondynka miała wyjątkowo twardy sen, wolałam chuchać na zimne.
Poza tym nie mogłam wyjść z podziwu jakim cudem tak długo spała, skoro położyła
się kilka godzin przed nami.
Lekko zgarbiona,
trzymając ubrania i kosmetyczkę w obu rękach, poczłapałam do łazienki z
zamiarem odświeżenia się. Wciąż czułam się fatalnie, a mój organizm nie
pozwalał mi zapomnieć o ilości alkoholu, jaką w siebie wlałam w nocy. Zaczęłam
się zastanawiać jak przetrwam kilkugodzinną podróż do Holmes Chapel na jednym,
niewygodnym siedzeniu. Wolałam odsunąć tę wizję jak najdalej siebie, bo na samą
myśl robiło mi się niedobrze.
Położyłam ciuchy na
szafce i przygotowałam sobie resztę rzeczy. Gdybym nie martwiła się incydentem
z Harrym, prawdopodobnie wzięłabym długą, relaksującą kąpiel, jednak będąc w takim,
a nie innym stanie psychicznym, bezczynne leżenie w wannie bardziej by mnie
rozdrażniło i zirytowało niż odprężyło. Zdecydowałam się zatem na prysznic.
Podobno stojąc tak w kabinie i czując jak woda spływa po
twoim ciele, zmywasz z siebie grzechy i rzeczy, których się dopuściłeś, a
których żałujesz. Nic bardziej mylnego. To tylko złudne wrażenie, wystarczy, że
wyjdzie się z kabiny albo chociaż wyłączy się wodę i cała ta iluzja mimochodem znika,
a problemy ponownie się do nas przyczepiają i za żadne skarby nie chcą
odpuścić. Zapominanie albo samo staranie się, aby puścić swoje bieżące rozterki
w niepamięć nie jest wyjściem z sytuacji, to zwykła ucieczka przed czymś, co
prędzej czy później i tak musi zostać rozwiązane. Tak na dobrą sprawę, nie ucieknę
od moich problemów nigdy, bo nawet po samym ich rozstrzygnięciu nadal będę
pamiętać, że coś podobnego miało miejsce i w najmniej oczekiwanych momentach
będzie do mnie wracać i zaprzątać mój umysł na nowo. Może nie wywołałoby to już
tak silnych emocji jak z początku, ale zawsze zagwarantowałoby jakiś znikomy
cień bólu. Co się odwlecze, to nie uciecze i mimo, że to na pozór TYLKO
przysłowie, jest to najprawdziwsza prawda. Nieważne czego miałoby się tyczyć,
błahostki czy rzeczy poważnej, ucieczka jest oznaką słabości, tchórzostwa i
poniekąd także lenistwa i nigdy nie skieruje nas do osiągnięcia celu, jakim
jest rozwiązanie trapiącego nas problemu. Dla mnie pocałunek z Harrym był problemem.
Był czymś, co musiałam wyjaśnić dla własnego spokoju. Był też czymś naprawdę,
naprawdę ważnym. Dla innych mogłaby to być jedynie ów błahostka, nic istotnego,
ja odbierałam to z powagą i zostawienie tego od tak, udawanie, że nie miało to
miejsca pod żadnym pozorem nie wchodziło w grę. Pamiętał, czy nie pamiętał
tego, co zrobił, musiałam zebrać się w sobie i z nim o tym porozmawiać. Mimo że
tak cholernie mocno się tego bałam.
~*~
- Nance… - Usłyszałam nad sobą głos Milesa, jednocześnie czując jak dotykał mojego ramienia i lekko nim szturchał. – Nance, zbieraj się. Harry po nas przyjechał.
Ziewnęłam przeciągle i
po przetarciu oczu, żółwim tempem wygramoliłam się z łóżka. Po prysznicu, znów
położyłam się spać ze względu na ból głowy i brzucha, poza tym średnio uśmiechało
mi się przebywać w jednym pomieszczeniu z Louisem. Sam kac wystarczająco mnie
wykańczał, nie potrzebowałam dodatkowych zmartwień.
Złapałam przygotowany wcześniej
plecak i udałam się do przedpokoju, gdzie ubrany i gotowy do wyjścia Charlie
żegnał się akurat z Tomlinsonem, który nadal sukcesywnie mnie ignorował. W
ogóle nie zwrócił uwagi na moje pojawienie się i dalej gawędził z moim
przyjacielem, poświęcając mu całą swoją uwagę. Minnie z kolei biegała po
mieszkaniu i sprawdzała czy aby na pewno niczego nie zostawiła. Typowe.
Przynajmniej udało jej się pozbyć tego wyszukanego dzieła, które miała na
policzku.
- Zaczekam na was w
samochodzie – rzucił do mnie Miles, kiedy zakładałam swoje zimowe sztyblety, a
ja skinęłam głową. Wtedy fakt, że wyszedł przed nami nie wydał mi się ani
trochę podejrzany, być może dlatego, że dopiero co się przebudziłam i nie byłam
skora do węszenia podstępów.
Po narzuceniu na siebie
płaszcza, zaczekałam jeszcze na Minnie, stojąc w przedpokoju sam na sam z
Louisem i ledwo dawałam radę zamaskować dyskomfort, jaki mi przy tym
towarzyszył. Nie dało się ukryć, że choćby minuta stania obok niego
wystarczyła, aby ogarnęło mnie skrępowanie. Niecierpliwie rozglądałam się
dokoła, modląc się, aby Fletcher pojawiła się jak najszybciej, on natomiast
opierał się o ścianę naprzeciw mnie i mogłabym przysiąc, że kątem oka widziałam
jak lustrował mnie wzrokiem, przez co moje zakłopotanie i ta okropna niewygoda rosły.
Miałam ochotę spojrzeć na niego z wyrzutem i zapytać o co mu, do cholery,
chodziło, ale skutecznie się powstrzymywałam, przygryzając wewnętrzną stronę
policzka.
- Dobra, chyba mam
wszystko. – Do pomieszczenia wparowała Mins i pospiesznie dorwała się do swoich
butów. – Dzięki za świetną imprezę, Lou – powiedziała do chłopaka, będąc już w
pełni ubrana, po czym przytuliła go mocno i pocałowała w policzek, a on
szczerze odwzajemnił ten gest. Przynajmniej wobec niej nie używał swojej
oskarowej gry aktorskiej.
Kiedy dziewczyna
odsunęła się od niego, ten znów skupił się na mnie. Nie potrafiłam go wtedy
rozgryźć, nie umiałam określić jego spojrzenia, bo jeszcze nigdy wcześniej mnie
takim nie obdarzył. Gdzieś tam, na jego twarzy mieszało się coś doprawdy
dziwnego, czego nie byłam w stanie zrozumieć, a najgorsze było w tym to, że z
kolosalnym przekonaniem byłam pewna, że nie było to nic negatywnego. Ani nic
oczywistego. Chciał mi coś przez to przekazać, ale co?
- Na razie – mruknęłam zmieszana
i spuściłam głowę, czym prędzej otwierając drzwi frontowe, aby zniknąć z jego
pola widzenia i przestać czuć na sobie jego uciążliwy wzrok.
- Cześć – odparł,
wyraźnie siląc się na obojętność, przez co zabrzmiał nienaturalnie. Zupełnie
jakby chciał mnie oszukać i na siłę okazać inne emocje niż te, które faktycznie
nim wtedy zawładnęły. W życiu nie czułam się bardziej zdezorientowana. Gdyby
nie to, że po opuszczeniu ich domu najbardziej obawiałam się spotkania z
Harrym, następne minuty poświęciłabym na analizowanie tego osobliwego
zachowania Louisa.
Auto Stylesa stało na
podjeździe z włączonym silnikiem i zapalonymi światłami, a jego właściciel
siedział w środku i dyskutował o czymś zacięcie z Charliem. Obaj zauważyli mnie
i Fletcher dopiero, gdy znalazłyśmy się tuż obok pojazdu. Harry rzucił na mnie
szybko okiem, po czym zamilkł i położył ręce na kierownicy. Tak, moja
dezorientacja podniosła się chyba o miliard poziomów. Co tu się, do cholery,
działo?!
Wsiadłyśmy do
samochodu, ja bacznie obserwując tę nietypową sytuację, Minnie kompletnie nie
świadoma, że coś było nie tak. P
ewnie wciąż myślała o
tym, czy wszystko ze sobą zabrała.
- Gdzie byłeś? –
rzuciła beznamiętnie do loczka, zapinając pasy.
- W studiu –
odpowiedział neutralnym tonem i zaczął wycofywać auto, aby wyjechać z powrotem
na zaśnieżoną ulicę. Nie raczył się nawet przywitać.
- Pracuś – mruknęła pod
nosem i niczego nie podejrzewając, poprawiła swoją pozycję na wygodniejszą,
opierając głowę o zagłówek.
Zaniepokojona tą
dziwaczną atmosferą, zbadałam postawę Milesa z nadzieją, że może ona mi cokolwiek
wyjaśni, ale chłopak wyglądał nerwowo przez okno i też siedział cicho jak mysz.
Zerknęłam więc na lusterko, w którym odbijały się oczy Harry’ego. W tym samym momencie
i on popatrzył na mnie. Gdyby było to fizycznie możliwe, prawdopodobnie
zamieniłabym się w lodową rzeźbę pod wpływem tego piorunującego spojrzenia. Co
prawda brunet nie był zły, ale i tak nie wiedziałam co mu dolegało. Patrzył tak,
jakby bił się z własnymi myślami, jednocześnie zatapiając się głęboko, głęboko
w moją duszę poprzez ten osobliwy kontakt wzrokowy. Powoli zaczęła mnie
przytłaczać to wszechobecna tajemniczość i napięcie.
- Włączysz radio? –
zapytałam niepewnie po dobrych dziesięciu minutach jazdy w ciszy. Z początku Minnie
co jakiś czas inicjowała rozmowę, ale zauważywszy, że nikt z nas nie był zbyt skory
do jakiejkolwiek konwersacji, poddała się i włożyła do uszu słuchawki.
Harry nie odpowiadając
niczego, wcisnął odpowiedni guzik i pogłośnił zdecydowanie za bardzo. Jeśli
chciał zagłuszyć tym swoje myśli to całkiem możliwe, że mu się powiodło, ale z
moimi nie poszło tak łatwo. Muzyka pomogła mi jedynie w lekkim rozluźnieniu
się, ale wciąż nie przyćmiła piętrzących się w mojej głowie pytań. Coraz
mocniej zaczynałam martwić się tym, co się między nami wydarzyło i im dalej
podążałam ze swoimi refleksjami, tym gorzej się czułam. Jego zachowanie
strasznie mnie niepokoiło. Nie uśmiechnął się ani razu, nie zwrócił się
bezpośrednio do mnie, jedyne czym mnie obdarzył do zagadkowe spojrzenie pełne
wątpliwości.
A więc tak to miało
wyglądać? Pocałował mnie, a nazajutrz chciał wszystko zatuszować?
Prychnęłam pod nosem,
przyglądając się przemijającemu za szybą obrazowi.
Po prostu, kurwa,
fantastycznie. Co miałam zrobić w takim wypadku? Pogodzić się z faktem, że byłam
tylko pomyłką?
Jednak nie złość grała
tu główną rolę, a upokorzenie i smutek. Cóż, zaprowadził mnie w ustronne
miejsce, samo to powinno dać mi wiele do myślenia. Jak mogłam być tak głupia...
Ale to wszystko nie trzymało się kupy! Nie mógł być nie wiadomo jak bardzo
pijany, gdy mnie pocałował, bo naprawdę nie wierzyłam w to, że następnego dnia
usiadłby za kółkiem. Gdzie tu logika? Czy ktoś mógłby mi ją wskazać palcem w
jak najbardziej ostentacyjny sposób, bo najwyraźniej byłam ślepa?
Po niespełna
czterdziestu minutach podróży w jakże przyjemnych warunkach, wjechaliśmy w
boczną uliczkę, gdzie znajdował się niewielki, płatny parking, a ja tępo
wpatrując się w widok za oknem, starałam się zachować zimną krew, mimo tego jak
podłe uczucia mnie ogarnęły. Płacz był ostatnią rzeczą, jakiej wtedy chciałam.
Nie miałam zamiaru płakać przy nich wszystkich, a pierwsze łzy, które
niespostrzeżenie spłynęły po moich policzkach nie były najlepszym zwiastunem. W
błyskawicznym tempie je otarłam i pociągnęłam nosem, czując, że chyba jednak
sobie poradzę.
Jeśli znów przestanie
się do mnie odzywać, tym razem przynajmniej wiedziałam jaki był tego powód.
Zbierając w sobie
wszelkie siły, wysiadłam z samochodu, a chłodne powietrze uszczypało mnie w
policzki. Poprawiłam szalik i zarzuciłam na plecy swój plecak, zastanawiając się
jak mam się z nim pożegnać w takich okolicznościach. Miałam jak gdyby nigdy nic
go przytulić, mimo że byłoby to dla mnie niezręczne? I zapewne dla niego także.
Zmrużyłam brwi niemało
zdziwiona, gdy Harry również wysiadł z auta i zamknął je przyciskiem na
breloczku przy kluczach. Niby po co miałby to robić, skoro dalej się nie
wybierał? Ku mojemu jeszcze większemu zdziwieniu, chłopak przeleciał po naszej
trójce wzrokiem, jakby chciał sprawdzić czy wszyscy są gotowi i po prostu
ruszył w stronę wejścia na dworzec.
- Idziesz z nami? –
zapytałam, nie kryjąc zaskoczenia.
- Raz na jakiś czas
chciałbym się poczuć jak normalny nastolatek – rzekł w odpowiedzi i odczekał
chwilę, aby iść ramię w ramię z Milesem.
Ciekawa byłam jak mu to
wyjdzie na największym dworcu w stolicy wśród tłumu ludzi. Ostatnim razem, gdy
mnie odprowadzał i tak dopadły go fanki, więc marzyłam o tym, by tym razem były
równie wyrozumiałe i nie przeszkodzą nam, tylko grzecznie zaczekają aż Styles
zostanie sam.
Z każdym kolejnym
krokiem moje przygnębienie nabierało na sile, a łzy uparcie cisnęły mi się do
oczu. Strach przed ponowną utratą Harry’ego nie opuszczał mnie, trwał zawzięcie
u mojego boku i ciągle dawał o sobie znać. Gdybym miała prawo wybierać, gdybym
to ja mogła dokonać wyboru albo cofnąć czas, wolałabym aby absolutnie nic się między
nami nie wydarzyło, jeśli zagwarantowałoby mi to jego obecność w moim życiu. Jeśli
miałabym pewność, że dalej będzie moim przyjacielem i dalej będę mogła spędzać
z nim czas.
Nie przetrwam następnego
odrzucenia z jego strony. To byłoby zbyt wiele, szczególnie po ostatnich
miesiącach, w ciągu których tak intensywnie odbudowywaliśmy naszą relację.
Przyzwyczaiłam się do jego obecności, gdziekolwiek nie byłam, wiedziałam, że mogę
się do niego odezwać w każdej chwili, a on był po drugiej stronie, że znów był
dla mnie i przy mnie. Nie wyobrażałam sobie tego stracić.
Kurwa mać… Moja
desperacja była chora, ale przynajmniej zdawałam sobie z tego sprawę. Miałam
ochotę wybuchnąć płaczem albo wykrzyczeć mu, że ma na mnie natychmiast spojrzeć
i powiedzieć cokolwiek. Nie miał prawa rozpłynąć się w powietrzu, jak wtedy. To
byłby cios poniżej pasa. Tak bardzo chciałam, aby moje obawy okazały się
błędne.
Weszliśmy na główną
salę dworca, kierując się w stronę kas. Niektórzy mijający nas ludzie rzucali
okiem na Harry’ego, ale nikt go nie zaczepił, za co byłam im niezmiernie wdzięczna.
Styles zatrzymał się tuż przed wejściem do pomieszczenia, gdzie znajdowały się
ów kasy i od razu zerknął wymownie na Charliego.
- Pójdziemy z Minnie po
bilety – oznajmił Miles, łapiąc blondynkę za rękę i pociągnął ją do środka.
Musiałabym być ostatnim kretynem, aby nie zauważyć, że to wcale nie było
przypadkowe. Dlatego zestresowałam się bardziej.
Zostaliśmy we dwójkę.
Moje serce nieznacznie przyspieszyło, a ja w pierwszych sekundach nie byłam w
stanie niczego z siebie wydusić, więc rozglądałam się nerwowo na boki, chcąc
uniknąć kontaktu wzrokowego z Harrym jak najdłużej się dało. Za bardzo bałam
się tego, co miało za moment nastąpić. Staliśmy zatem w milczeniu. Byłam w
takim stanie, że racjonalne myślenie mnie opuściło, a moje zachowanie zmieniało
się jak w kalejdoskopie. Nie mogąc dłużej znieść tego okropnego napięcia, podniosłam
w końcu głowę i spojrzałam na niego, z nadzieją, że ujrzę na jego twarzy choć
odrobinę łagodniejszy wyraz niż wcześniej i nieco się uspokoję.
Harry uśmiechnął się do
mnie delikatnie, a potem patrzył tylko w moje oczy, jakby była to
najpiękniejsza i najbardziej fascynująca rzecz na świecie, a ja faktycznie
zobaczyłam w nim wtedy coś innego. Zobaczyłam tak dobrze znane mi ciepło, ale
też smutek. Smutek malował się na jego twarzy, a ten nikły uśmiech był jedynie dodatkiem,
który miał mnie przekonać, że wszystko było w porządku. Ale nie było. Nic nie
było w porządku, bo nadal nie miałam pojęcia co kryło się w jego głowie, a
takie sprzeczne okazywanie emocji w niczym mi nie pomagało, a raczej robiło z
moich myśli jeden wielki bałagan.
- Harry… - zaczęłam,
czując jak moje serce zaczyna bić jeszcze mocniej niż przed chwilą. Strach i
stres zżerały mnie od środka, mimo to musiałam zebrać się na odwagę, musiałam powiedzieć
cokolwiek. Nawet jeśli miałoby to być coś kolosalnie bolesnego, przez co miałabym
cierpieć. Nawet jeśli miałoby mnie to przygnębić i całkowicie skruszyć moje
naiwne serce. – Ja…
- Kocham cię, Nancy.
Sparaliżowało mnie
doszczętnie. Otworzyłam lekko usta z osłupienia i jak zaczarowana wpatrywałam
się w jego cudowne, zielone tęczówki, w tym samym czasie czując jak pojedyncza
łza wydostała się na zewnątrz. Westchnęłam ciężko, mając wrażenie, że od
zemdlenia dzieliły mnie sekundy i mimochodem zrobiło mi się słabo.
- Naprawdę cię kocham,
wariatko – powtórzył i zaśmiał się szczerze, na co i ja zareagowałam chichotem.
Szybkim ruchem otarłam mokrą od łez twarz i rzuciłam się na niego, zamykając go
w najmocniejszym uścisku, jakim kiedykolwiek kogokolwiek obdarzyłam.
- Nie chcę wracać –
wyrzuciłam z siebie i rozpłakałam się na dobre, jeszcze mocniej ściskając
chłopaka.
- A ja nie chcę, żebyś
jechała – szepnął najbardziej przekonującym tonem, jaki w życiu słyszałam i pocałował
mnie w głowę.
Ulga, jaką odczułam była
wręcz nie do opisania. Tak, jak zazwyczaj byłam w stanie odnaleźć jakieś słowa,
aby choć w najmniejszym stopniu coś opisać, tak teraz nie potrafiłam dobrać
żadnego wyrażenia, które byłoby trafne chociaż w jednej milionowej. Cały ciężar
moich wcześniejszych rozmyślań upadł z hukiem i roztrzaskał się o twardą
posadzkę mojej pewności siebie, znikając na dobre. Spokój i szczęście, które
mnie ogarnęły były najsilniejszymi uczuciami, jakich kiedykolwiek
doświadczyłam. Natomiast łzy były zarazem oznaką radości, jak i żalu
spowodowanego zbliżającym się rozstaniem.
- Jezu, co za ulga mieć
to za sobą – zażartował, wzdychając ciężko, a ja odsunęłam się od niego i
złapałam jego twarz w obie ręce, po raz kolejny wlepiając wzrok w jego
przepiękne oczy.
- Kocham cię, Harry i
twoje urocze dołeczki w policzkach, kiedy się uśmiechasz, twoje suche żarty,
skupienie na twojej twarzy, gdy robisz coś ważnego, kocham twój cudowny,
zachrypnięty głos, kocham to, że czuję się przy tobie szczęśliwa i zawsze mogę
na ciebie liczyć, kocham sposób, w jaki na mnie właśnie patrzysz, ale
najbardziej kocham w tobie to, czego nie widzą inni. Kocham prawdziwego Harry’ego,
którego poznałam mając trzynaście lat. Tego, który pokazał mi swoją wyjątkowość
i sprawił, że i ja poczułam się wyjątkowa – zakończyłam, spoglądając na niego
ze szczerym uśmiechem, a on znów zaśmiał się radośnie i pokręcił głową.
- Nawet nie masz
pojęcia jak bardzo chciałbym cię teraz pocałować – powiedział bez absolutnie
żadnej krępacji, a ja pod wpływem impulsu, nie zwlekając ani chwili, wpiłam się
w jego miękkie usta, kompletnie nie myśląc o tym, jakie mogą być tego
konsekwencje. A on pod żadnym pozorem tego nie przerwał, tylko objął mnie w
pasie i odwzajemnił pocałunek.
Wierciłam się co jakiś czas na
jednej z drewnianych ławek na boisku. Odstępy między belkami były za duże i
uwierały mnie w tyłek, niestety było to jedyne wolne miejsce w pobliżu, a zanim
doszłabym pod salę dzwonek zdążyłby już zadzwonić. Zatem znosiłam te katorgi,
jednocześnie czytając książkę, którą ostatnio podrzuciła mi Minnie. Byłam już
po połowie, a nadal niewiele się w niej wydarzyło. Z nadzieją na konkretny
punkt kulminacyjny badałam kolejne strony.
-
Co czytasz? - usłyszałam nagle z lewej strony. Omal nie podskoczyłam z
zaskoczenia. Momentalnie odwróciłam się ku niespodziewanemu gościowi i wręcz
oniemiałam ze zdziwienia. Harry siedział obok mnie z lekkim uśmiechem i zapewne
czekał na moją odpowiedź. Nie miałam pojęcia dlaczego się przysiadł, dlaczego
postanowił ze mną porozmawiać. Było to dla mnie tak dziwne i niezrozumiałe.
Czemu ja.
-
Sparksa - odparłam w miarę normalnym tonem, pokazując mu okładkę. O dziwo nie
denerwowałam się aż tak bardzo, jak przypuszczałam.
-
Ach, totalnie dziewczyńska rzecz - powiedział, potakując głową.
-
To mój pierwszy raz, kiedy go czytam. Póki co próbuję się przekonać. - Chciałam
się jakoś wybronić, żeby nie myślał, że należę do tych brzydkich dziewczyn
bujających w obłokach i zadręczających się książkami i filmami romantycznymi.
Nie zabrzmiałam jednak zbyt przekonująco, chociaż mówiłam prawdę.
-
I jak idzie?
-
Nie najlepiej. Chyba jednak wolę Kinga - odparłam z lekkim zrezygnowaniem w
głosie. Podczas tej jakże krótkiej rozmowy, Harry wciąż bacznie mi się
przyglądał. Strasznie mi się to podobało, nie mniej jednak również krępowało.
Mimo to, im dłużej rozmawialiśmy, tym bardziej rozluźniona się czułam. W końcu
nadszedł punkt kulminacyjny, którego niestety nie doczekałam się w książce
Sparksa.
-
Zdaje się, że jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać oficjalnie. Jestem Harry -
rzekł, wyciągając w moją stronę rękę.
-
Nancy.
Uścisnęłam jego dłoń i poczułam, że
to początek czegoś szczególnego.*
*Fragment pierwszego rozdziału The Hesitate.
______________________________________________________________
Jestem podekscytowana tym rozdziałem i znów się wzruszyłam podczas pisania XD Mam nadzieję, że nie zawiodłam! :o
Co sądzicie o zachowaniu Louisa?
Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze!! :D Piszcie co myślicie o tym, co się wydarzyło :D !
Pozdrawiam, Meadow :)
O JEZUS MARIA PANIE BOZE DZIEWCZYNO DZIEKI ZA ZAWAL
OdpowiedzUsuńZA KROTKIE! TERAZ PRZEZ CIEBIE BEDE DNIAMI SIEDZIALA MYSLAC O TYM OPOWIADANI! CO TY ROBISZ Z CZLOWIEKIEM?! TERAZ POWINNAM UCZYC NA CHEMIE ALE NWM CZY PRZEZ TAK WSPANIALY ROZDZIAL DAM RADE SIE SKUPIC! <3 Czytalam za to kiedys bardzo madry cytat, ze w obliczu dobrej ksiazki (w tym przypadku opowiadania) nawet niezdany egzamin jest niczym i sama tak uwazam, wiec to usprawiedliwia cie za dodatnie tak cudownego (i z 5 razy zbyt krotkiego) rozdzialu. Mam nadzieje, ze pisanie pracy na historie w odstepie miedzy czytaniem nie sprawi, ze bede jakos zle kojarzyc fakty.:D
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy jestem jedyna osoba, ktoa tak ma, ale czasem, gdy jest za duzo rozdzierajacuch mnie emocji w napisanej historii na chwile ja odkladam i rozmyslam o tym wszystkim. rozdzial wcale nie byl jakis przepelniony emocjami, co nie zmienilo faktu, ze podczas wizji Harry'ego co jakis czas odkladalam opowiadanie nq bok, by uporzadkowac swoje mysli. Uwazam, ze to dosc dobrze swiadczy o twoim stylu pisania i talencie, ponirwaz nawet przy wielu wielkich autorach nie mialam czegos takiego;)
Dobra, znikam, sprobowac skupic sie na tej chemii i historii, ale nie wydaje mi sie, by udalo mi sie odwrocic mysli od opowiadania.
pisz nasteony rozdzial jak najszybciej - hihi, najlepiej to na jutro:PP
Pozdrawiam i zycze duzo weny<3 I no, jest dopiero 21, ale tak wypada - Dobranoc.
Dziekuje za mile slowa :D ! Mam nadzieje, ze nie bedzie przypalu na chemii xD
UsuńPozdrawiam :)
Rozdział jest idealny <3 dałaś z siebie chyba wszystko pisząc to xd w końcu ten moment nadszedł :p świetne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńAż mi serducho zaczęło mocniej bić jak jej wyznał miłość! Mega się cieszę, że jednak oboje pamiętają ten pocałunek. Genialny rozdział! ❤️
OdpowiedzUsuńPrawie się popłakałam. :(
OdpowiedzUsuńSuper! :d
EWFHDASFKHDGFKREHGFGHREKTGHERKVHDJSKBVJDSHGFUIASWQLDYWUDJCYSVAFHCJLKEFHREUGFUREJDGSBFCEJDSKFHUIREFREIBF!!!!!!!!!!!!!! Jak tak dalej pójdzie, to wszystkie komentarze u Ciebie będę zaczynała w taki sposób! Tym rozdziałem mnie zagięłaś totalnie, a ja myślałam, że po tym ostatnim zdołam trochę ochłonąć i wrócić do rzeczywistości. Teraz to się czuję jakbym dostała cegłą w łeb, w pozytywnym sensie oczywiście - o ile taką metaforę można użyć w optymistycznym świetle. Jezuz maria, toż to spełnienie moich marzeń, a serce to mi urosło kilka razy! Kocham, kocham, kocham! <3
OdpowiedzUsuńCóż, wcale mnie nie dziwi, że Nancy miała kaca-mordercę, po takiej imprezie ciężko inaczej wyglądać i w ogóle żyć XD Ale chyba warto od czasu do czasu się tak pomęczyć, skoro człowiek wcześniej może się wyszaleć, ile dusza zapragnie. A ze wspomnień głównej bohaterki można wywnioskować, że ten Sylwester był bardzo wesoły, zwłaszcza w ten dalszej części. Ja na miejscu Minnie zamordowałabym każdego, kto miałby w ręce ten cholerny marker, no co za mendy XD Za to Zayn to dobry chłopak, tylko niestety nieśmiały, co na krótką metę rozwiązywał alkohol. Co jak co, ale podziwiam jego stalowe nerwy, nawet jeśli też dużo wypił, bo ta gadka Nance mogłaby zmęczyć każdego, zwłaszcza że ona się w ogóle nie hamowała ze słownictwem, a co dopiero ze zwierzaniem się z kolejnych rzeczy XD Pewnie specjalnie uciekł do Perrie, bo bał się, że Nancy wróci i dalej będzie go torturować XDDD Co jak co, ale to była naprawdę gruba impreza. Tym razem piszę to bez zazdrości, bo jestem tydzień po studenckim półmetku, na którym poszalałam po całości, więc mogę razem z Nancy powspominać miłe chwile i poobiecywać sobie, że już więcej nie piję, chociaż w praktyce zapewne się to nie utrzyma, jak zawsze XD
Dla mnie odkrycie, że Harry najprawdopodobniej był trzeźwy - a przynajmniej w stanie używalności - kiedy pocałował Nance nie było w zasadzie żadnym odkryciem, bo wiedziałam to od razu. Znaczy się, jasne, alko pewnie dodał mu odwagi i popchnął do zrobienia tego, ale czułam, że był świadomy, że doskonale zdawał sobie z tego sprawę, co robi. Fakt, że następnego dnia rano tak po prostu wskoczył w samochód i pojechał do studia tylko dobitnie to udowodnił. Jak się skubany zaczaił, no popatrz :o Pewnie zrobiłby to już dawno, jednak sprzyjające okoliczności ostatecznie podjęły za niego tę decyzję. Mimo iż sam zachował względną trzeźwość umysłu, wydaje mi się, że podchmielony stan Nancy też go nieco ośmielił. Może się bał, że taka całkiem "sucha" go odrzuci albo jakoś gwałtownie zareaguje. Chociaż jeśli coś tam ma pod tym roztrzepanymi włosami, to powinien wiedzieć, że ich pocałunek nie mógłby skończyć się źle w żadnej sytuacji. W sumie musiał długo chować w sobie prawdziwe uczucia. Spójrzmy prawdzie w oczy, od dawna coś się między nimi kroiło, ale Harry pilnował tej niewidzialnej granicy przyjaźni, jakby się bał, że im dalej, tym sprawy mogą się skomplikować. Ciekawe, jak długo udawał, że wszystko jest okej... Niewzruszona reakcja Milesa na "rewelację" Nancy tylko potwierdziła, że coś szykowało się od dawna, tylko wcześniej jakoś nie mogło wyjść na powierzchnię.
Pytasz pod rozdziałem, co sądzimy o zachowaniu Louisa. Ja już nic nie sądzę. Naprawdę. Ten koleś tak mi miesza w głowie, że zamiast mózgu muszę mieć już galaretkę. No bo o co mu chodzi? Zachowuje się gorzej niż baba w ciąży. Od samego początku jest wrogo nastawiony do, podkreślmy, PRZYJACIÓŁKI jego kumpla, nie kryje się z tą niechęcią, posuwa się do żartów godnych przedszkolaka, a w chwilach wyjątkowej łagodności całkiem ją ignoruje, a potem strzela te swoje dziwne miny i zachowuje się, jakby chciał coś powiedzieć, ale to nie było w stanie przejść mu przez gardło. Ich pożegnanie było naprawdę niezręczne i dziwne. Bardziej do Lou pasowałoby obrócenie się na pięcie i odejście bez słowa, tymczasem opisywany przez Ciebie wyraz jego twarzy i te całkiem idiotyczne zachowanie kompletnie wytrąciły mnie z równowagi. Czego on tak naprawdę chce? Dużo bym dała, żeby zajrzeć w jego myśli, chociaż pewnie w nich też jest niezły burdel. Nikt z uporządkowanym tokiem rozumowania nie zachowywałby się jak jakiś pieprzony schizofrenik.
UsuńOho, sama się spięłam, kiedy Harry umilkł na widok Nancy. Chyba jak każda kobieta doskonale wiem, że takich reakcji po czymś, co wydarzyło się między mną a facetem należy się obawiać. Bo one zwykle nie oznaczają niczego dobrego. W miarę upływu czasu i kolejnych zdań stresowałam się coraz bardziej. I mean... Myślałam sobie, że pewnie Harry i Nance zaczną ze sobą normalnie rozmawiać dopiero po pewnym czasie, że zanim uporządkują sprawy między sobą to trochę minie, a ja znowu będę się wkurzała i modliła o to, by któreś wykonało krok do przodu. Kolejnego milczenia Stylesa nie brałam nawet pod uwagę, po prostu nie wyobrażałam sobie, by po raz drugi był zdolny do czegoś takiego. Kiedy zdecydował się pójść z nimi na dworzec, a Charlie sprytnie wykorzystał moment i odciągnął Minnie, czekałam tylko na to, aż Hazz zacznie się tłumaczyć. Aż zacznie jęczeć, że przesadził, że nie może się angażować, że to wszystko nie ma sensu i potrzebuje dystansu. Byłam głęboko przekonana, że drogę powrotną do Holmes Chapel Nance przebędzie ze złamanym sercem. Dlatego wyznanie chłopaka sprawiło, że dosłownie rozdziawiłam usta z wrażenia. W ŻYCIU bym nie pomyślała, że te tak piękne i ważne słowa padną akurat TERAZ, ale muszę powiedzieć, że nie mogłam sobie wymarzyć lepszego momentu. Nancy już była przekonana, że traci przyjaciela, a może nawet kogoś więcej, gdy ten wyjechał z cudownym "kocham cię". No aż mi się gorąco zrobiło! FHISDHIEHDIWEHDIEHI <3 Najpiękniejszy moment tego opowiadania, słowo daję! Jeszcze jak ona odpowiedziała mu tym samym i powiedziała, za co go kocha... O JEZU, SZIPUJĘ TAK BARDZO. KOCHAM ICH OBOJE. Serio, zrobiłaś mi dzień (jebać, że już po 22) tym rozdziałem. Zwłaszcza ten fragment z początku opowiadania mnie rozczulił. No matko jedyna, coś niesamowitego. Wielbię Cię za to.
Poprawiłaś mi niesamowicie humor tym odcinkiem, za co Ci bardzo, ale to bardzo dziękuję. Myślałam, że położę się spać zdołowana, a tymczasem będę jakaś taka... szczęśliwsza i pełna nadziei. Dzięki, Kass <3
Czekam oczywiście na ciąg dalszy!!!
Droga, Kass!
OdpowiedzUsuńPowiedzmy to sobie szczerze. Zostawiłam pod rozdziałami tego opowiadania tyle wyczerpujących komentarzy, które były zarazem treściwe, elokwentne i zabawne, że nawet pijana Fletcher mnie nie pobije. Dlatego tym razem udam skromność (phi!) i zostawię komentarz co najmniej minimalistyczny.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
(pół godziny później)
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
(dobra muszę siku)
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mniej więcej tyle.
Do historii przechodzi tekst o mianowaniu główną Directionerką Nan i pasowanie jej na ten tytuł brudną od majonezu łyżką.
Wiem w jakiej sytuacji była Nancy zanim nastał moment „Teraz już wiem.”, bo jako dobra / najlepsza przyjaciółka słuchałam takich wywodów z milion razy. To straszne nie wiedzieć na czym się stoi i brać każdy oddech w obawie, że będzie ostatnim przepełnionym nadzieją na to, że nasze uczucia jednak są odwzajemnione.
„Po prostu, kurwa, fantastycznie.” <- uważam tak samo jak Nancy. Straciłabym cały szacunek do Heziowego Harrego, gdyby tego wszystkiego nie wyjaśnił. Ale rozumiem też jego obawy, bo w końcu kiedy się całowali, to Nan była zalana w trupa. Raz – mogła niczego nie pamiętać. Dwa – to ona mogła to zdarzenie uważać za pomyłkę.
A scena na dworcu? Lol. Komentarz do niej masz powyżej.
Teraz zainspirowana tym rozdziałem idę marzyć o moim prywatnym księciu na białym koniu.
TYLKO NIE MÓW NIKOMU!
Całuski,
M.K
Jasny gwint, dlaczego nic nie mówiłaś, że nie skomentowałam 3 rozdziałów?! BA ja nawet ich nie przeczytałam! OMFG jestem chora i głupiutka na dodatek taki smutek :<<<<<<<
OdpowiedzUsuńAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA *poszłam wysuszyć włosy nadal krzycząc*AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
Co to miało być? Tyle uczuć podczas jednego czytania, że tego się nie da opisać, no hellow! Ja tutaj umieram, z wielu powodów.
Scena na dworcu jest taka urocza, że rozpływam się jak podgrzewana czekolada *-* Na początku gdy wszyscy wstawali i w końcu Harry pokazał się na oczy, nie zapowiadało się na tak uroczę zakończenie rozdziału, a jednak. Słodko nam się zrobiło jak w ulu. O Louis'ie na razie nie myślę, po co myśleć skoro takie piękne rzeczy się dzieją *-*
No cóż Lou chciał ją chyba zatrzymać w domu. Wiedział co kombinuje Harry i nie chciał aby to się nie stało ale co on biedak sam może zrobić. Tylko on jeden wie co tak naprawdę kombinuje loczek i chce chronić biedną Nancy... dobra nie będę pisała kolejny razy tego samego bo ile można :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny najbardziej podoba mi się wzmianka o trwałym markerze, którego użyli jako zabawki:) Oj dzieciaki, dzieciaki.
Ostatnio odkryłam, ze faceci są równie skomplikowani jak my tylko trochę mniej wszystko analizują:)
Ten pocałunek na końcu... Takie piękne zakończenie. Takie wielkie kłopoty po tym będą.
(Ja i tak wiem, że on to robi specjalnie, tylko jeczcze nie znam dokładnej przyczyny i celu. Wiem tyle, to jest związane z zemstą.)
Czekam na kolejne rozdziały:*
Witam i chyba od razu żegnam gdyż jestem zbyt nawalona, żeby przeczytać rozdział do końca - literki wirują mi przed oczami i nic nie rozumiem . Dokończe czytać jutro bo muszę przyznać, że wyjątkowo lubie twoje opowiadania i może napiszę jakiś sensowny komentarz. O ile znowu nie będę naprana od samego rana. Pozdrawiam prosto z zaburzonego stanu świadomości.
OdpowiedzUsuńhehehe, zawsze jestem niesłychanie dumna z moich wypowiedzi po pijaku, cóż za elokwencja :*
UsuńHahah, dziekuje za zjawienie sie i trzymam kciuki, zebys dala rade przeczytac xD Pozdrawiam :D
UsuńCzytałam juz bardzo duzo fanfiction. Zarówno polskich, jak i angielskich. Zazwyczaj byłam zawiedziona wypocinami polskich 'pisarek' (bez urazy dla nich). Oczywiście znalazły sie perełki. Wsród tych perełek na szczycie jestes Ty. Mam nadzieje, że dokończysz to fanfiction. Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział! x
OdpowiedzUsuńWłaśnie odkryłam, że mam u Ciebie tylko dwa rozdziały do nadrobienia. Oj brzydko, Kass. Brzydko.
OdpowiedzUsuńM.