17 lutego 2014

Rozdział osiemnasty: Kolejna kwestia do rozwiązania



            Obudziły mnie potężne drgania, zupełnie jakby przez Anglię przeszło trzęsienie ziemi o przynajmniej sześciu stopniach w skali Richtera, gdy w istocie był to jedynie mój młodszy, okropnie irytujący kuzyn, który najwyraźniej jako swój życiowy cel obrał sobie nękanie mnie i uprzykrzanie mi każdej minuty mojego życia.
            - Francie, Francie, Francie! - Jego bezlitośnie drażniący głos dźwięczał mi w głowie, odbijając się echem, kiedy on sam skakał po mnie w najlepsze, nie zważając na to, że może to być bolesne, a właściwie to było w stu procentach. Dziewięciolatek chyba myślał, że jestem materacem, bo rzucał się na mnie z tymi swoimi kościstymi girami i łapami jak na coś niezwykle mięciutkiego, w dodatku skandował moje imię wedle własnego uznania, czyli rzecz jasna źle. Upierdliwy gówniarz, jak ja go nienawidziłam! Doskonale wiedział, że mam na imię Nancy, mimo to ciągle wołał na mnie Francie, udając, że nie może zapamiętać prawidłowej wersji ze względu na podobieństwo. Dobrze, że musiałam się z nim użerać tylko kilka razy do roku, inaczej zeszłabym psychicznie.
            - Zostaw mnie w spokoju, Oliver! - jęknęłam z początku dość łagodnie, co jednocześnie było pewnego rodzaju ostrzeżeniem z mojej strony, którego ten diabelski pomiot ewidentnie nie zrozumiał, bo oprócz wypowiadania niepoprawnego imienia i wydawania z siebie jakichś dziwnych dźwięków typu „lalala” i innego bełkotu, złapał za kołdrę, pod którą się ukryłam i zaczął ją szarpać jak jakiś oszołom.
            - Wstawaj, Francie, wstawaj, już ósma! - Smarkaczowi ani się śniło, żeby dać za wygraną, a zważywszy na fakt, że zostałam obudzona w tak drastyczny sposób moja irytacja w zaskakującym tempie sięgnęła zenitu, poza tym nie myślałam do końca racjonalnie, więc działałam pod tak zwanym impulsem.
            - Powiedziałam, spadaj stąd, gnomie!!! - wydarłam się i w tym samym czasie pokręciłam się gwałtownie po łóżku, próbując tymi ruchami zrzucić z siebie chłopca, nie przewidziałam tylko jakie w rzeczywistości było jego położenie, dlatego też głośny huk nieco mnie przeraził. Zdaje się, że mój ukochany kuzyn miał bliskie spotkanie z podłogą. Całe szczęście był z niego niemały twardziel, więc nie przyszło mu nawet do głowy, żeby się rozpłakać.
            Wysunęłam nos spod kołdry, żeby sprawdzić w jakim stanie jest młody i odetchnęłam z ulgą. Siedział na dywanie ze skwaszoną miną i chęcią mordu w oczach, na widok których zaśmiałam się cicho.
            - Ale jesteś głupia! - warknął Oliver, rozmasowując sobie łokieć.
            - Odejdź stąd w spokoju albo zniszczę cię psychicznie – syknęłam, przymrużając oczy, żeby wyglądać w miarę groźnie, ale on nie wydawał się być tym za bardzo wzruszony.
            - Jeszcze się policzymy – powiedział na odchodne i z podobnym wyrazem twarzy do mojego opuścił mój pokój, utrzymując ze mną kontakt wzrokowy, aż do momentu, kiedy zamknął za sobą drzwi.
            Gdyby ktoś obserwował całą tę scenę z boku, pomyślałby, że oboje byliśmy jacyś nienormalni, z tym, że dla mnie coś takiego było chlebem powszednim w święta i podczas każdego innego spotkania rodzinnego.
            Moja rodzina była doprawdy osobliwa. Tak, to odpowiednie słowo, aby opisać tę bandę czubków. Czasami odnosiłam wrażenie, że byłam jedyną normalną osobą pośród nich wszystkich, ale chwile takie, jak ta przypominały mi, że w moich żyłach płynęła krew Frittonów, miałam ich geny i mimo to, że niekiedy zdarzało mi się być pospolicie funkcjonującym człowiekiem, w istocie byłam takim samym dziwakiem, jak oni. Co jak, co, ale geny co jakiś czas się odzywają.
            Dwudziesty drugi grudnia, sobota. Drugi dzień pobytu gości, a zarazem sześćdziesiąty dziewiąty dzień odkąd ostatnim razem widziałam Harry'ego. Czy liczenie dni spędzonych bez niego było z mojej strony jakimś aktem dziwactwa albo co gorsza przejawem choroby psychicznej cechującej się obsesją na punkcie kogoś, czy jednak zwykłą tęsknotą objawiającą się w dość nieprzeciętny sposób? W ramach pocieszenia stawiam na trzecią opcję.
            Styles jak zwykle miał rację. Te ponad dwa miesiące minęły w oka mgnieniu, choć pośród nich znalazło się parę dłużących się dni, podczas których czułam się nieco gorzej niż bym sobie tego życzyła. Były to szczególnie te, kiedy wreszcie zbierałam się do kupy i przysiadłam do nauki do egzaminów końcowych. Podczas studiowania treści podręczników, czy lektur nie do końca mogłam się na nich skupić, ponieważ moje myśli zajmował nikt inny, jak mój zielonooki przyjaciel. Pustka, jaka wypełniała mnie po każdej zakończonej z nim rozmowie telefonicznej bądź poprzez esemesy momentami była doprawdy ciężka do zniesienia, więc w takich przypadkach czym prędzej sięgałam po towarzystwo Minnie i Charliego, jednocześnie porzucając książki w kąt. Kilkanaście razy zasiadłam nawet przed komputerem w celu wyciśnięcia z siebie ostatnich soków i sklecenia kolejnych rozdziałów do swojej książki, co niekiedy kończyło się fiaskiem ze względu na brak weny, a kiedy już nadeszła nie mogłam oderwać palców od klawiatury. Pewien dzień calutki spędziłam przy biurku, popijając jedną herbatę za drugą dla rozgrzania się, a zarazem zgaszenia pragnienia i podjadając to, co przynosiła mi mama. Gdy tylko poczułam magiczny, rzadko spotykany przypływ świeżości, a mój umysł jakimś cudem oczyścił się na jakiś czas, postanowiłam wyłączyć telefon, aby się nie rozpraszać. Jak wielkie było moje zadowolenie, gdy pod koniec tego nader produktywnego i obfitującego w kreatywność dnia miałam skończony rozdział szesnasty, na który umówiona byłam z Lauren Wirght na tydzień przed świętami.

~*~

            Kolejna wycieczka do Bristol była nieco nużąca. Ze względu na niebywałą ilość śniegu, jaki napadał w ciągu ubiegłego tygodnia pociągi zwolniły swoje tempo, przez co zamiast trzech godzin spędziłam cztery w towarzystwie jakiegoś faceta w średnim wieku, który przysiadł się do mnie na stacji w Stockport i za wszelką cenę pragnął nawiązać ze mną jakąkolwiek konwersację. Początkowo mi to nie przeszkadzało, ale kiedy rozmowa zeszła na nieodpowiedni tor i zaczął mi opowiadać coś o swojej totalnie nudnej, biurowej pracy, nie do końca wiedziałam jak to zakończyć, więc udałam, że muszę iść do łazienki, a kiedy wróciłam wsadziłam sobie słuchawki do uszu zanim zdążył otworzyć buzię i kontynuować swoją paplaninę. Tak oto położyłam się na stoliku pod oknem i słuchając muzyki, obserwowałam przemijający za oknem, nie bardzo zróżnicowany krajobraz bowiem wszystko przykryte było puszystą, białą płachtą. Szczerze przyznam, że trochę ciężko było mi się odnaleźć w Bristolu, gdy dotarłam na miejsce. Latem i wczesną jesienią miasto wyglądało zupełnie inaczej, teraz miejsca, które kojarzyłam również przysypane były śniegiem uniemożliwiającym mi odnalezienie się w terenie i zlokalizowanie właściwego przystanku autobusowego. Koniec końców udało mi się trafić do wydawnictwa na czas lecz i tak przesiedziałam około trzydziestu minut w wygodnym, skórzanym fotelu na korytarzu zanim Lauren Wright była gotowa przyjąć mnie w swoim gabinecie.
            Kobieta jak zwykle wyglądała pięknie. Miała na sobie granatowy komplet, marynarkę i spódnicę ołówkową, a także białą bluzkę z niewielką falbaną i zawiązywaną pod szyją kokardą. Do tego nienaganny makijaż i delikatne dodatki w postaci biżuterii i małego, srebrnego zegarka na lewej ręce, a jej lśniące i zapewne zadbane, blond włosy opadały falami na jej ramiona. W dodatku ta postawa... Zawsze dumnie stąpała korytarzem, wyprostowana, głowa uniesiona, ale nie za wysoko, żeby nie sprawiać wrażenia zarozumiałej, choć w istocie miała z czego być dumna. Zazdrościłam jej, że tak wiele osiągnęła mimo swego młodego wieku. Była krótko przed czterdziestką, a już mogła się pochwalić własnym wydawnictwem i współpracą z najlepszymi autorami. Mało tego sama napisała jedną powieść obyczajową, kilka naukowych i zdarzało jej się także pisać do niektórych większych gazet. Dla mnie Lauren Wright była niczym chodzący wzór do naśladowania. Piękna, zdolna i ambitna.
            - Miło cię znowu widzieć, Nancy! - Uśmiechnęła się na dzień dobry, ukazując rząd idealnie prostych, białych zębów. Następna rzecz do wpisania na listę pod tytułem „czego zazdroszczę Lauren Wright”. - Dzisiaj zagościsz u nas dłużej niż zwykle – dodała, podchodząc do recepcji i na moment zrywając ze mną kontakt wzrokowy. - Zawiadomiłaś Spancera, że Nancy już tu jest? - zwróciła się do sekretarki, a jej ton zmienił się z niezmiernie życzliwego w absolutnie poważny. Młodziutka dziewczyna siedząca w recepcji kiwnęła tylko potwierdzająco głową, wtem Lauren ponownie skupiła się na mojej osobie. Gestem ręki wskazała mi drogę do swojego gabinetu, którą notabene doskonale znałam, i razem przemierzyłyśmy kilkanaście metrów, aby w końcu znaleźć się w jasnym, nowocześnie urządzonym, aczkolwiek paradoksalnie przytulnym pomieszczeniu. Zajęłam honorowe miejsce zaraz naprzeciw mojej wydawczyni i zastanawiałam się czy jej ostatnie zdanie puszczone w moją stronę oznaczało, że poza przejrzeniem nowego materiału miała w planach zająć się też czymś innym. Skoro miałam zostać „dłużej niż zwykle”, wskazywało to na to, że prawdopodobnie było jeszcze coś do omówienia. Tylko co? I jaki związek miał z tym nijaki Spencer?
            - No dobra, co my tu mamy – mruknęła pod nosem i uprzednio zakładając okulary, złapała za nową porcję świeżutko wydrukowanych stron piętnastego i szesnastego rozdziału mojej powieści. Kiedy kobieta czytała te kilka pierwszych kartek, z początku obserwowałam jakie emocje ukazywała jej twarz, ale ostatecznie zaczęłam rozglądać się po pokoju i czekałam aż skończy. Tym razem nie stresowałam się aż tak mocno, jak podczas poprzedniego spotkania.
            - Jest całkiem w porządku, poprawki wyślę ci mejlem – powiedziała wreszcie, odkładając kartki na bok. - Powiedz mi... Jak tam piosenka?
            Przełknęłam głośno ślinę. Wiedziałam, że prędzej czy później padnie to pytanie, mimo to byłam kompletnie nieprzygotowana. To znaczy, przez myśl przeleciało mi mnóstwo wymówek dlaczego nie miałam jej ze sobą tak, jak powinno być, ale finalnie postanowiłam powiedzieć prawdę, przyznać się do błędu i przyjąć na siebie konsekwencje w postaci pouczenia i fali rozczarowania.
            - Mam tylko pierwszą zwrotkę – bardziej wybełkotałam niż odpowiedziałam, lecz Lauren i tak mnie usłyszała. Ku mojemu zdziwieniu odetchnęła jedynie ciężko, ale nie wyglądała na złą, choć przez jej twarz przewinęła się nuta niezadowolenia. - Przepraszam...
            - Ach, nie masz za co przepraszać! - interweniowała. Zabrzmiała trochę surowo, co naturalnie mnie przeraziło.
            - Po prostu nie miałam weny akurat na ten wątek, a nie chciałam pisać tego na siłę. Sama pani mówiła, że piosenka musi być co najmniej perfekcyjna – zaczęłam tłumaczyć w popłochu, powoli gubiąc się między własnymi słowami, co nie umknęło uwadze pani Wright, która najwyraźniej zdecydowała się nieco mnie uspokoić.
            - Rozumiem, Nancy, rozumiem cię doskonale. - Posłała mi ciepły, a zarazem łagodny uśmiech, czym faktycznie udało jej się ukoić moje rosnące nerwy. - Masz całkowitą rację. Lepiej nie robić tego na siłę, z tym że chciałabym, żebyś skończyła ją przed piętnastym marca. Dasz radę?
            - Oczywiście! To sporo czasu – wyparowałam bez zastanowienia, wychodząc na nieprofesjonalną, ale nic nie mogłam poradzić na to, że doprawdy wielki kamień spadł mi z serca.
            Gdy ja nie ukrywałam swojej euforii w związku z uzyskaniem dodatkowego czasu na napisanie jednej z najważniejszych rzeczy w całej historii, po pomieszczeniu rozległo się ciche pukanie. Lauren zaprosiła gościa do środka donośnym i wyraźnym „proszę”, a już po chwili zza białych drzwi wyłonił się wysoki, niesamowicie szczupły, młody mężczyzna z burzą ciemnych włosów wyglądających na specjalnie rozczochrane, aby sprawiać wrażenie tak zwanego artystycznego nieładu. Nie trudno było się domyślić, że ten chłopak z niezwykle wesołym i sympatycznym wyrazem twarzy to nikt inny, jak Spencer.
            - Dzień doberek – przywitał się, po czym złapał za stojące gdzieś z boku krzesło i postawił je zaraz obok mojego. Zmarszczyłam brwi nieco zdziwiona jego powitaniem, było bowiem dość... swobodne, jak na wizytę u prezesa wydawnictwa. Pani Wright jednak nie zwróciła na to większej uwagi, tylko wyszczerzyła się do bruneta. Byli spokrewnieni, spotykali się, czy po prostu w firmie panował aż tak zaskakujący luz?
            - Nancy, to jest Spencer, grafik, który zajmie się przygotowywaniem twojej okładki – wyjaśniła, a ja otworzyłam szerzej oczy i rozdziawiłam lekko usta. To było jak najbardziej logiczne, że prędzej czy później trzeba będzie opracować okładkę książki, ale kompletnie o tym zapomniałam, zbytnio pochłonięta innymi miłymi rzeczami, jakie spotykały mnie podczas tworzenia powieści.
            - Cześć. - Spencer podał mi rękę i obdarzył mnie cudownym uśmiechem. Trzeba było mu przyznać, że był poniekąd czarujący, nawet te potargane włosy dodawały mu wdzięku.
            Uścisnęłam jego dłoń z niewielkim opóźnieniem, a to za sprawą jego uroku osobistego, który omamił mnie na kilka sekund.
            - Miło mi cię poznać.
            - Nawzajem – odparłam i czym prędzej przeniosłam wzrok na panią Wright, aby się nie dekoncentrować.
            - Więc... - zaczął mężczyzna, zajmując miejsce obok mnie. - Co chciałabyś mieć na okładce? - zapytał, nie owijając w bawełnę. Był tak samo rzeczowy jak jego szefowa i najwidoczniej darował sobie zbędne krążenie wokół meritum, tylko od razu do niego przechodził. Naturalnie nie miałam nic przeciwko, ba, podobało mi się to, choć w tym wypadku nie do końca było mi to na rękę, ponieważ nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie raz, nie dwa zastanawiałam się nad oprawą książki, jeszcze zanim podjęta została decyzja o jej wydaniu. Lubiłam tak spekulować, marzyć i wyobrażać sobie swoje nazwisko na tle jakiegoś obrazu bezpośrednio wiążącego się z historią, ale odkąd klamka zapadła, nie powracałam do tego tematu. W tamtej chwili starałam się przywołać z najgłębszych i najodleglejszych odmętów swojego umysłu chociażby zalążek albo jakikolwiek szkic projektów, które niegdyś stworzyłam. Jednak nie udało mi się odtworzyć niczego konkretnego, niczego, co wówczas mogłabym jakoś zobrazować słowami.
            - Nie jestem pewna... - odezwałam się z wahaniem, a zarazem z obawą, że zirytuję tym swoją wydawczynię. Najpierw musiałam przyznać się, że nie napisałam piosenki, z czego wyraźnie nie była zadowolona, w dodatku nie miałam zielonego pojęcia co chcę umieścić na ów okładce, a to także mogłoby ją rozdrażnić, a to dlatego, że nie uzgodnilibyśmy zbyt wiele co równało się ze stratą czasu. Ostatnie czego pragnęłam to ją rozczarować.
            - Może zacznijmy od techniki, w jakiej miałaby zostać wykonana? - zasugerował brunet, a ja kiwnęłam głową z aprobatą. - Zatem wolisz zwykłą teksturę z jakimś wzorem, zdjęcie czy może rysunek?
            Uniosłam nieznacznie brwi i zapewne musiałam wyglądać wtedy na nieźle skołowaną. Chłopak zdecydowanie wiedział o czym mówił i nieuniknione było, że kiedy wypowiadał poszczególne warianty miał przed oczami ich zarys, tymczasem ja nie posiadałam, aż tak świetnie rozwiniętej zdolności dokładnego ilustrowania sobie rzeczy, na których się nie znałam, zatem nie chcąc zabierać cennych minut wybrałam inną drogę wyjścia z sytuacji.
            - A pan co by proponował? - spytałam nieśmiało.
            - Po pierwsze, nie pan, tylko Spencer – poprawił mnie w miły sposób, co odrobinę mnie rozluźniło. - A po drugie najlepiej prezentują się zdjęcia przerobione na obrazy.
            Moje pojęcie o grafice było bliskie zeru, więc i tego nie ujrzałam oczami imaginacji, ale skoro profesjonalista tak uważał to czemu miałabym to kwestionować?
            - Niech tak będzie – zgodziłam się, wtem rozpoczęła się debata odnośnie tego, co konkretnie miało widnieć na stronie tytułowej.
            Najpierw rozważaliśmy różne opcje w gabinecie Lauren, ale kiedy czas przeznaczony na spotkanie ze mną minął zaskakująco prędko, razem ze Spencerem przenieśliśmy się do jego biura mieszczącego się na piętrze wyżej i tam dokończyliśmy wstępne pomysły. Każdy z nas dorzucił swoje trzy grosze i tak powstał szkic, który przypadł nam do gustu. Przedstawiał on połowę twarzy jakiejś dziewczyny, trzymającej palec na ustach na znak milczenia. Właśnie tak pozować będzie modelka. Może i nie było to nader wyszukane czy super oryginalne, ale mnie się podobało, a to chyba najważniejsze.

~*~

            Po brutalnej pobudce Olivera udało mi się jeszcze zasnąć i wstać tak, jak planowałam, czyli około dwunastej. Całe szczęście gówniarzowi nie przyszło już do głowy, żeby ponownie zbombardować mnie zarówno swoim cielskiem, jak i krzykami, a i inni zostawili mnie w świętym spokoju. Chwała im za to.
            Panujący na parterze chaos pozwolił mi na zwinne wymknięcie się z domu niezauważoną. Strach pomyśleć co by było, gdybym została dostrzeżona przez jedną z ciotek... Zagonienie do kuchni byłoby raczej najłagodniejsza rzeczą, jaka mogłaby mnie spotkać. Mój telefon rozbrzmiał dopiero, gdy siedziałam w autobusie do Macclesfield, mama zorientowała się, że byłam nieobecna wyjątkowo prędko. Szarpnęłam się na drobne kłamstewko i zakomunikowałam jej, że koniecznie musiałam pojechać do biblioteki przygotować coś do nauki, a także przy okazji sprawdzić to i owo w książkach, których wypożyczenie było niemożliwe. Gdyby nie fakt, że łączą nas nie tylko więzy krwi, ale i osiemnaście lat życia pod jednym dachem, to może by mi uwierzyła, mimo to rzuciła zgryźliwą, aczkolwiek zabawna uwagą i poprosiła, abym nie wróciła do domu zbyt późno.









            Siedziałyśmy z Minnie przy jednym ze stolików stojących między masywnymi regałami biblioteki głównej w Macclesfield, obie pochłonięte odmiennymi rzeczami; ja zagłębiałam się w analizę psychiki bohaterów „Hamleta”, natomiast Fletcher rzekomo czytała streszczenie „Wichrowych Wzgórz”, powieści, której wręcz nie trawiła, przez co ledwo co przyswajała nawet takie ogólnikowe przypomnienie. Moja lektura również nie należała do najciekawszych, ale jak mus to mus, innego wyjścia nie miałam. Chcąc, nie chcąc trzeba było przeczytać to przynajmniej raz, żeby mieć jakiekolwiek, choćby minimalne pojęcie o postaciach z tego ponadczasowego dzieła. Tak samo, jak Mins usiłowałam za wszelką cenę przebrnąć przez najnudniejsze kawałki, co jakiś czas zatracając się w przypadkowych, totalnie odbiegających od tematu myślach, a gdy już udało mi się w pełni skupić nad załamaniem nerwowym Ofelii, wyrwał mnie z niego stłumiony chichot blondynki. Spojrzałam na nią spode łba, żeby sprawdzić co ją tak rozbawiło, ale w tym wypadku mogła to być największa błahostka. Przyjaciółka wyglądała gdzieś za mnie i nadal zaśmiewała się cichutko pod nosem, a ja nie wiedzieć czemu nie obróciłam się, aby sprawdzić o co chodzi.
            - Co? - spytałam, kiedy patrzyła na mnie z głupkowatym uśmieszkiem.
            - Nic – zachichotała ponownie, kręcąc głową, czym odrobinę mnie zirytowała. Na zagadki jej się zebrało. Brakowało tylko, żeby kazała mi zgadywać.
            - O co chodzi? - naciskałam na nią, ale ona była nieugięta i dalej zarzekała się, że o nic jej nie chodzi, mimo to ten durny uśmieszek nie schodził jej z ust, a to naprawdę wyprowadzało mnie stopniowo z równowagi. - Daj spokój, Mins, co się dzieje? - rzekłam z wyrzutem. Jak to mawiają, do trzech razy sztuka, to też wreszcie się udało.
            - Nic takiego – zaczęła, jakby nieco... onieśmielona? - Przypomniałam sobie jak Harry chciał cię pocałować.
            - Wcale nie chciał tego zrobić! - oburzyłam się błyskawicznie, niemalże wchodząc jej między słowa. Sama nie wiem dlaczego tak gorączkowo na to zareagowałam. Po tym jak opowiedziałam jej cały weekend spędzony w Londynie powyciągała wiele pochopnych wniosków, na przykład takich, jak właśnie to, że Harry planował jakieś zbliżenie między nami, co wydało mi się oczywiście naciągnięte. Oboje byliśmy wtedy pijani, mogło mi się coś przywidzieć. Może w rzeczywistości nie było tak, jak to zapamiętałam, a moja bogata wyobraźnia postanowiła trochę podkolorować tamtą sytuację? W tej kwestii lepiej było zachować ostrożność i nie rzucać słów na wiatr, a także odstawić głębsze rozmyślania na ten temat, żeby przypadkiem nadinterpretacja nie zrobiła swojego i nie zgubiła mnie w drodze do odbudowania mojej relacji ze Stylesem.
            - Ta, jasne – mruknęła pobłażliwie. - A Charlie nie jest moim chłopakiem – dodała dla podkreślenia prawdziwości swojej opinii, a ja lekko się skrzywiłam na przypomnienie sobie multum słodkich scen z tą dwójką w rolach głównych, jakie widziałam podczas dwóch ostatnich miesięcy.
            - Dziwnie to brzmi, kiedy mówisz o tym na głos... - burknęłam wciąż zniesmaczona niektórymi wspomnieniami i faktem, że dwójka moich najlepszych przyjaciół postanowiła się ze sobą związać po tylu latach kumplowania się, a co gorsza obnosili się z tym dość otwarcie i bez większego skrępowania, szczególnie w mojej obecności. Nie miałam nic przeciwko temu, że byli razem, powiedziałabym raczej, że po prostu jakoś dziwnie mi się na to patrzyło. Ciężko było przywyknąć, ale robiłam coraz większe postępy w tym kierunku.
            - Nie zmieniaj tematu! - skarciła mnie Minnie, a ja nie pozostałam jej dłużna i równie oskarżycielskim tonem odparłam:
            - Nie zmieniam!
            Zapadła doprawdy króciutka cisza, w trakcie której Mins spoglądała na mnie wymownie, zupełnie jakby oczekiwała z mojej strony jakiegoś wyznania, z tym że nic podobnego nie nadeszło.
            - On cię lubi, Nancy – powiedziała w końcu łagodnym tonem, uśmiechając się do mnie ciepło. Cóż za zmiana. Jezu, jak ta cała miłość ją zmieniła! Patrzyła teraz na świat maślanymi oczami i nie rozumiała, że jej perspektywa nie była subiektywna!
            - Tak samo jak ciebie i dziesiątki innych osób – broniłam się dzielnie, lecz powoli odczuwałam, że kres moich argumentów zbliża się nieubłaganie szybko.
            - Ale mnie nie zaprosił do siebie na weekend.
            Cholera, zdaje się, że miała rację. Niby wszyscy doszliśmy do porozumienia i znów byliśmy paczką, ale to tylko mnie zaprosił do siebie na weekend, co i tak nie było jakimś mega oczywistym powodem, dla którego mogłabym śmiało stwierdzić, że Harry lubi mnie w trochę inny sposób niż resztę swoich znajomych. Choć z drugiej strony w tamten weekend wydarzyło się parę dwuznacznych sytuacji...
            - To było czysto po przyjacielsku. - Sama nie do końca byłam przekonana co do tego, co mówiłam dlatego też nie ubiegło to uwadze Mins. Blondynka ułożyła kąciki ust w jednoznacznym grymasie. Wiedziała, że miesza mi w głowie, w której i tak był już wystarczający bałagan, wiedziała też, że się nie myliła.
            - Ja myślę inaczej – rzekła niezwykle pewna siebie, przybierając dumną postawę.
            - I nie mogłaś być w większym błędzie – wycedziłam, wciąż twardo trzymając przy swoim.
            - Charlie też podziela moje zdanie – kontynuowała przyjaciółka, jakby miało mnie to w pełni przekonać, kiedy w istocie ten dowód był najmniej przekonującym dowodem, jaki kiedykolwiek słyszałam.
            - O wilku mowa – burknęłam pod nosem, a na mojej twarzy znów pojawił się grymas niezadowolenia, a to za sprawą wizji, jakie mnie nawiedziły na widok chłopaka. Mogłam się domyślić, jak spędzimy kolejne minuty...
            Charlie, jak to Charlie szedł nonszalanckim krokiem, z rękoma w kurtce i idealnie ułożonymi włosami, lecz teraz dla odmiany nie rozglądał się na boki ani nie patrzył pod nogi, tylko szczerzył się czarująco do swojej dziewczyny. Czasem ich związek i afiszowanie się z uczuciami okrutnie mnie bawiło i momentami aż nie mogłam wytrzymać ze śmiechu, tak dziwaczne i niecodzienne mi się to wydawało, a czasem jak za dotknięciem różdżki czułam się nad wyraz rozdrażniona, przede wszystkim wtedy, gdy spędzaliśmy czas w trójkę, a oni mnie ignorowali zbyt pochłonięci sobą. I tego spodziewałam się i tym razem.
            - Cześć, dziewczyny – rzucił w przestrzeń i przyssał się do Mins na szczęście nie na długo, po czym przysiadł się do nas, rzecz jasna zaraz przy niej. Odkąd tę dwójkę połączył węzeł małżeński miałam wrażenie, że każdy gest jaki wykonałabym wobec Milesa zostanie odczytany nie tak, jak powinien, czyli w błędny, negatywny sposób. Nie mogłam już przy nim siadać, bo zawsze miejsce było zajęte przez Fletcher, co za tym idzie nie było takiej opcji, abym mogła usiąść mu na kolana, jak niegdyś, a o przytulaniu się czy obejmowaniu podczas przesiadywania gdzieś w towarzystwie i nie tylko nie było po prostu mowy. Z jednej strony rozumiałam, że ich związek przyniesie ze sobą jakieś konsekwencje, że chwilami może być między nami niezręcznie, ale nie sądziłam, że to odbije się na mnie aż tak bardzo. Zanim cokolwiek zrobiłam, milion razy przetrawiałam to w myśli i rozważałam czy aby na pewno będzie to na miejscu, czy może mam się wstrzymać. Kochałam ich oboje strasznie, strasznie mocno i, być może zabrzmi to egoistycznie, ale nie chciałam, żeby ich zakochanie i bycie razem popsuło relacje między nami. Bo dlaczego miałabym stać się nagle powściągliwa w swoich czynach i gestach w stosunku do Charliego albo ważyć słowa na temat facetów podczas rozmów z Mins? Ale taka była kolej rzeczy i musiałam to zaakceptować.
            - Cześć, Miles – przywitałam się tak, jakby uszło ze mnie całe życie i zdecydowanie można było porównać mnie do zwiędłego kwiatu.
            - Widzę, że Frittonowie wykończyli cię już psychicznie. - Doskonale zdając sobie sprawę jaką miałam fantastyczną rodzinę, perfekcyjnie odczytał ze mnie to, że wycisnęli ze mnie ostatki optymizmu w zaledwie jeden dzień. Istni mistrzowie wykańczania psychicznego prowadzącego do wyczerpania fizycznego, to mógłby być slogan promujący Frittonów.
            - Wyglądam aż tak źle? - jęknęłam, a słysząc niezbyt pozytywną odpowiedź walnęłam głową o stół mocniej niż planowałam i pozostałam w takiej pozie między innymi dlatego, że nie chciałam katować się widokiem zakochanych i przeszczęśliwych Marlie. Otóż to. Dla wygody zaczęłam nazywać ich Marlie, czasem Chinnie. Zdarzało mi się śmiać z własnych żartów odnośnie tego i doceniłam w końcu swoją błyskotliwość, chyba aż za bardzo. W ogóle ów ksywka przyjęła się w naszej małej paczce i reszta też tak na nich wołała.
            - Podejrzewam, że nie chce ci się jechać z nami do Shieffield poszukać sukienki dla Minnie i przy okazji uratować mnie od monotonii i nudy zakupowej? - zagadnął Charlie z nutką nadziei w głosie, jednocześnie przypominając mi następną w miarę istotną rzecz, o jakiej zapomniałam.
            - No tak... Kolejna kwestia do rozwiązania.
            Bal, studniówka, impreza, balet, potańcówka, jak kto woli. Niby pozostały ponad cztery miesiące do tego nieszczęsnego wydarzenia, na którym planowałam się najeść pyszności i spalić kalorie w tańcu, aczkolwiek z drugiej strony zawsze lepiej było załatwić problem z sukienką przed czasem niż potem latać z wywieszonym językiem po sklepach i wziąć byle co. Sęk w tym, że nie tylko kreacja stanowiła tutaj przeszkodę, a także coś równie znaczącego, a mianowicie partner. W zasadzie nie był to niezbędny element, ale świadomość, że wszyscy znajomi kogoś sobie znaleźli odrobinkę mnie przytłaczała, poza tym jeśli będę otoczona przez same pary muszę mieć jakiegoś kompana do rozmów.
            - Nadal nie wiesz z kim iść? - odezwała się Minnie. Gdyby koło fortuny potoczyło się inaczej to obie byśmy się nad tym głowiły, koniec końców ja poszłabym z Charliem, a ona z kimś od nas z paczki albo w ogóle stanowilibyśmy trzyosobową parę. W końcu Trzej Muszkieterowie, Święta Trójca, czy jak tam nas zwą.
            - Chyba pójdę z Austinem – odpowiedziałam bezzwłocznie bowiem wcześniej trochę o tym myślałam. - Prezentuje się nie najgorzej i jest w porządku.
            Czego chcieć więcej? Austin był naszym kumplem, znaliśmy się dość długo, bo około czterech lat. Nie dość, że należał do grona hojnie obdarzonych przez matkę naturę ludzi, to znaczy był przystojny, do tego sympatyczny i dowcipny, i to nie tak, że jego żarty były durne, czy na niskim poziomie. Wręcz przeciwnie, chłopak trzymał poziom ogólnie całym swoim zachowaniem, dlatego też był jedną z pierwszych osób, o których pomyślałam podczas rozważań nad potencjalnym partnerem.
            - A co z Harrym?
            Uniosłam brwi w lekkim szoku i aż pochyliłam się bardziej nad stolikiem, żeby nasłuchać ewentualnej poprawki, ale nic z tego. Jednak się nie przesłyszałam.
            - Co z nim?
            - Myślałaś o zaproszeniu jego? - Mins brnęła dalej w ten irracjonalny pomysł. Zdaje się, że miłość wyżarła jej ostatniej szare komórki.
            - Jak ty to sobie wyobrażasz? - walnęłam prosto z mostu. Właśnie, jak ona to sobie wyobrażała? Że Harry Styles, członek najsławniejszego boys bandu na świecie pójdzie na bal seniorów z koleżanką z dzieciństwa od tak? I nikt się tym nie zainteresuje? Nikt nie postanowi wysłać fotografów, aby nas śledzili, co na sto procent zepsułoby nam wieczór? Przecież to było gwarantowane, że jego obecność wzbudziłaby wysokie zaciekawienie wśród uczniów i pismaków, które jakimś cudem by się o tym dowiedziały. Nawet nie brałam go pod uwagę. Pójście tam z nim było by zbyt absurdalne. Ponad to wstydziłabym się go zapytać.
            - Nie zrobiłby aż takiej furory, większość ludzi go zna – powiedziała beztroskim tonem, a ja aż oniemiałam. Nie chciało mi się z nią wykłócać co do tego, bo wiedziałam, że nie przyniosłoby to absolutnie nic dobrego ani żadnego rozwiązania, ani kompromisu.
            Faktycznie, może i ludzie z naszego rocznika w większości go kojarzyli, niektórzy znali osobiście, w końcu chodziliśmy razem do szkoły za czasów, gdy Harry nie był znany na całym globie, ale to i tak niczego nie zapewniało. Spójrzmy prawdziwe w oczy, nikt już nie postrzegał go jako tego samego chłopaka, jakim był niespełna trzy lata temu. Zabranie Stylesa jako partnera na bal byłoby niekomfortowe zarówno dla niego, jak i dla mnie.
            Zresztą czemu jej aż tak na tym zależało? Najpierw głosiła swoje niedorzeczne poglądy, że Harry mnie bardzo lubi, znacznie bardziej niż inne swoje koleżanki, zaś potem podsuwała mi go jako partnera na bal. Może pomyślała sobie, że skoro ona i Charlie są razem, to byłoby całkiem miło, gdyby między mną i Harrym też coś wynikło? Życie to nie bajka ani film, ani żadne opowiadanie.
            - Nie chcę robić zamieszania. Idę z Austinem.
            Postawiłam kropkę nad i. Przynajmniej przed Marlie, bo sam Austin jeszcze nie wiedział, że zatańczy ze mną na balu i nałoży mi biały kwiat na nadgarstek.



 




_____________________________________________

             Dzień dobry! Jaki piękny dzień dzisiaj, cóż za pogoda : o ! Rozdział miał być wczoraj, ale nie zdążyłam go dokończyć. Nie dzieje się tu w prawdzie nic nadzwyczajnego, ale mimo to mam nadzieję, że się Wam spodobał. Nie możemy wciskać Harry'ego do każdego odcinka, bo wiadomo, żę co za dużo to niezdrowo :D
             Dziś nie będę Was zanudzać, więc do napisania! :)
             PS. Rozdział na Off The Coast najprawdopodobniej dziś albo w środę :D





Zachęcam do komentowania, Wasza opinia jest najważniejsza!

ask

25 komentarzy:

  1. Genialny jak zwykle zresztą.
    Czekam na nexta.
    Pozdrawiam C.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie, że brakuje mi Harry'ego tak samo mocno jak Nancy. Ta tęsknota przelała się na mnie z ekranu laptopa i nie chce się odczepić! A jak się popłaczę to, co? To poważny uszczerbek na mojej psychice. HARRY WRACAJ!

    Dobra, poużalałam się i mogę pisać dalej xD

    Hazza na pewno bardzo lubi Nancy :) Ja to wiem, mówił mi xD I w stu procentach zgadzam się z Minnie. Powinna go poinformować o balu i zaprosić. A on powinien się zgodzić i zrobić wszystko żeby pismaki im nie przeszkodziły. W końcu to Harry Styles, wymyśli coś ;D
    Cieszę się, że Nancy dostała więcej czasu na napisanie piosenki. Na pewno będzie perfekcyjna. I wierzę w to, że odnajdzie się jakoś w świecie grafiki, nagrań i w ogóle show biznesu. Jeśli będzie dobra w tym co robi, pójdzie jak po maśle ;)
    Pomysł z Austinem nie przypadł mi do gustu, ale on jeszcze o niczym nie wie, więc jest szansa xD
    Całuję <3
    [gotta-be-you-darling]
    @Gattino_1D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam pojęcia dlaczzemu, ale czytając ten rozdział miał ochotę skakać po łóżku z radości. Chyba udzielił mi się Twój lekki nastrój, który musiałaś mieć, gdy go pisałaś, bo banan nie schodził mi z twarzy przez całą długość i rozciągłość rozdziału.
    Na sam więc początek, scena z młodym. Aż mnie krzyże bolały, gdy czytałam opis małego pieruna robiącego sobie z Nan łóżko wodne. A raczej moje kości przypominały sobie te wszystkie momenty, gdy mój brat postanowił być bratem z prawdziwego zdarzenia i nękał mnie nad ranem. Co zabawne, najzabawniejsze dla niego było robienie takich niespodzianek, akurat jak miałam mega kaca, a moja cierpliwość ulotniła się nie wiadomo dokąd.
    Małe dzieci bywają takie irytujące. Dzięki Bogu!, jestem już studentom i mam cały pokój dla siebie. xDDD

    Wiesz co Ci powiem? Nie wiesz, ale zaraz się dowiesz.
    Nan i Meg są takie same. Dwie tępe, ślepe dzidy, które nie zobaczą uczuć ludzi wokół nawet jak im palcem pokarzesz. "O tu, tu, tu patrz. Tak on czuje do Ciebie mięte."
    Nie, no po co dostrzec coś tak oczywistego? Lepiej jak osioł uparcie trwać przy swoim punkcie widzenia i dusić się we własnym sosie. Ech... Oby Nan była mądrzejsza od Meg, bo czarno to widzę. Na szczęście Twój Harry to człowiek, który wie czego chce i nie patyczkuje się za bardzo by po to sięgać. No chyba, że ta łazęga też nie wie co czuje? Bo jak tak to idę się powiesić na pęcie kiełbasy, czy kiści bananów. ;///

    Bale, studniówki, spędy, dyskoteki - zło konieczne w okresie dojrzewania. Nie rozumiem po kiego grzyba wydałam tak wiele kasy na sukienkę wtedy. Zmarnowana kasa na kiecę, którą założyłam raz. Nie dziwię się więc niechęci Nancy do tegoż wydarzenia, zwłaszcza, że ma ważniejsze rzeczy do zrobienia - napisanie książki. To to jest coś czym powinna się zajmować.
    Ta zazdrość, którą czuje do swojej pani wydawcy powinna zostać ukierunkowana na pragnienie osiągnięcia sukcesu i zmieniona w silnik motywacyjny by stać się sławną pisarką. (HA HA HA HA HA.) Więc tego... Nie powinna się rozpraszać jakimiś tam szkolnymi spędami.
    Chociaż w sumie jak jedzenie będzie dobre...

    No i tak. Jej wybór partnera. No tego. Emm... Brr... Hdjhldfhg...
    Będzie bigos jak się Styles dowie, że Nan olała go zimnym moczem i nawet nie rozważała jego kandydatury na to stanowisko. Dobra, może nie jest najlepszym tancerzem na ziemi, ale pewnie lepiej by się laska bawiła z nim niż z jakimś Austinem. Btw, skąd ty bierzesz te imiona? Seriale oglądasz?


    No i cudowna para przyjaciół: Chinnie. Wymyśliłaś to sama? Bo wyobrażam sobie Ciebie jak siedzisz przed komputerem i chichoczesz sama do siebie z radości, że jesteś taka fajna i połączyłaś sylaby w jedną całość.
    W sensie... Ja bym tak zrobiła, gdybym wpadła na coś tak genialnego. xDD
    Już mówiłam w poprzednim rozdziale, że bym ich zamknęła w kanciapie. Blee... Migdalące się pary. Ugh... Hipokrytka ze mnie po całości, bo sama z byłam w liceum highschool sweetharts, ale obecnie jako dojrzałej, odpowiedzialnej i samotnej kobiecie takie migdalenie mi nie odpowiada i nie dziwię się irytacji bohaterki. To zawsze jest takie niekomfortowe jak ktoś w paczce zaczyna się ze sobą umawiać. Tak jakby w wewnętrznym kręgu powstał kolejny wewnętrzny krąg, który wyklucza innych. To takie niesprawiedliwe i egoistyczne... A patrz na tych dwóch cwaniaków! Na usprawiedliwienie swojego egocentrycznego zachowania próbują władować Nancy w związek z ich wspólnym przyjacielem. A to małpiszony jedne, no.

    No dobra. To tyle. Rzeczywiście dużo się w tym rozdziale nie działo, ale Harry był w nim, chociaż nie obecny ciałem to na językach.

    A! I miganie się od świątecznych obowiązków - zazdroszczę Nan, że może tak zrobić. Jak już wiesz mnie zaprzęgnięto do pługa i musiałam orać. Ciasta, ciasteczka, mięska, sałateczk, koreczki, czekoladki... Nie żebym nie lubiła gotować, no ale ja... Człowiek chce w święta odpocząć, a nie udawać Jamiego Olivera.


    See U, my love.

    M.K

    ( last-direction.blogspot.com )

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział! Z niecierpliwością czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Achh *_*
    Kocham to opowiadanie :)

    Ta radość kiedy wchodzisz na bloga 500 tyś razy dziennie a tu nowy rozdział <3

    Niby nic nadzwyczajnego się w tym akurat rozdziale nie dzieje ale i tak jest tak samo GENIALNY jak poprzednie!
    Mam nadzieje, że wyjdzie na to, że Harry ją zaprosi na bal, albo Nancy, Harrego. No nie ważne kto kogo, oby tylko poszli razem ;)
    Świetnie piszesz. Uwielbiam to czytać tak samo jak off the coast.
    Weny! I czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oww ale ja lubię Harrego i chciałabym żebyś go wciskała do każdego "odcinka" :D W rozdziale może nie działo się nic nadzwyczajnego,ale przyjemnie się go czytało, z resztą jak zawsze :) Twój styl pisania ma to do siebie że jest "lekki" i fajnie się czyta wszystko, co piszesz :) Przynajmniej ja tak mam :D Scena z kuzynem Nancy-idealna haha :D I zaintrygował mnie Spencer,mam nadzieję że pojawi się jeszcze w kolejnych rozdziałach :)
    Do następnego :) xx

    OdpowiedzUsuń
  7. No czeeeść! Aż się dziwię, że udało mi się przeczytać ten rozdział o tej porze. Normalnie nie byłoby w tym nic dziwnego, ale jestem o trzech godzinach snu i to niestety daje się już we znaki. Dlatego z góry też przepraszam za chaotyczny komentarz. Mam nadzieję, że coś uda mi się z nim ogarnąć w miarę zrozumiale :D
    Ja rozumiem, że co za dużo to nie zdrowo, ale żeby odpuszczać sobie Harry'ego? Mogę Ci to jednak wybaczyć, bo w sumie Nancy wspominała o nim w rozmowach i swoich myślach, więc no. Nie do końca ten Styles zniknął. Kurcze, ogromnie jestem dumna z tej Twojej bohaterki! Pomimo chwilowej braku weny i tęsknotom za towarzystwem Harry'ego udało jej się skończyć rozdziały swojej książki i w końcu mogła dać je do sprawdzenia, czekając na opinię. To musiało być dla niej naprawdę miłe, kiedy Wright tak ją komplementowała i podziwiła przyniesione dzieło. Oby trzymała tak dalej i za żadne skarby się nie poddawała. Na pewno da sobie radę, no bo kto jak nie Nancy?
    Przez całym fragment czytania o tym gościu od okładek, Spencer, tak? Miałam przed oczami Spencer z PLL z męską twarzą, jak Boga kocham XDD Nie wiem czemu tak mi się jakoś skojarzyło. W sumie mnie jego powitanie też trochę zdziwiło, podobnie jak Nancy i już myślałam, że szefowa wygłosi mu lekcję kulturalnego zachowywania się w towarzystwie i prawdę mówiąc czekałam na moment, kiedy podniesie głos, ale tak się nie stało! Okazuje się, że Spencer nie pierwszy raz odezwał się właśnie w taki sposób. Może faktycznie nie łączą ich jedynie sprawy zawodowe, kto wie?
    EJJ, ja też jestem za tym, żeby Nancy zaprosiła na bal Harry'ego. To byłaby idealna okazja! Do czego? Nie wiem, ale już Styles dobrze by to wykorzystał, jestem pewna. No ale jak widać nasza bohaterka jest mega uparta i nie ma co liczyć na zmianę jej decyzji. Musiałby zdarzyć się chyba cud w postaci prośby wypływającego od samego Harry'ego Stylesa.
    A tak poważnie... Z jednej strony rozumiem jej obawy i w ogóle, w końcu Loczek nie jest już tym samym chłopakiem, jest wszędzie rozpoznawalny i rozchwytywany przez napalone, czasem niebezpieczne panny. A z tej drugiej strony oczywiście mocno kibicuję, żeby zatańczyli razem na tej imprezie! Ale pewnie mnie zaskoczysz ;>
    Cóż więcej mogę powiedzieć? Rozdział wyszedł Ci naprawdę świetnie, warto było czekać! Mam nadzieję, że kolejny pojawi się w mniejszym odstępie czasu niż ten. Duuuużo weny, całuję mocno i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem dlaczego, ale nie brak mi to Harry'ego. Jakoś wszystko rekompensuje nawet ta krótka wzmianka jego postaci podczas rozmowy Nancy i Minnie. Tak jak większość komentujących nade mną jestem za tym, by Nancy zaprosiła jednak Harry'ego na swoją studniówkę lub ewentualnie Harry sam może się na nią wprosić, taka opcja strategicznie będzie bardzo na miejscu. :D
    Nie powinnam czytać rozdziału dzień wcześniej... Skończyłam czytać wczoraj wieczorem i miałam się zabrać za komentarz, ale nie dałam rady, więc dzisiaj większość tego co chciałam napisać już wyparowała..
    Chociaż muszę jeszcze powiedzieć, że cholernie zazdroszczę Nancy wydania książki. Spełnia swoje marzenia, a to w jaki sposób opisujesz każde spotkanie z wydawcę jest.. jeżeli powiem, że doskonałe zacznę słodzić, a takie coś już mi zbrzydło.. chciałabym czasami napisać coś z lekką krytyką, ale się nie da! Mogę tylko życzyć owocnego i rychłego spotkania Nancy i Harry'ego. :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Oczywiście wczoraj byłam tak zestresowana i zmęczona, że zasnęłam w trakcie czytania i dopiero z dwie godziny temu dokończyłam. Przepraszam Cię za dzisiejszy komentarz, ale nie mam kompletnie do tego głowy. Um fakt, faktem brakuje Harry'ego, ale przecież takie rozdziały też muszą być. Polubiłam bardzo Spencera (dobrze? Jezu), mimo że był jak na razie bardzo krótko. No i rozmowa dziewczyn mnie trochę rozbawiła. Bal bal ... myślę, że może jednak zaprosi Harry'ego, co? Albo on sam się w prosi. Właściwie do tamtego czasu wszystko się może zdarzyć.
    Pozdrawiam! :)x

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozbawił mnie ten kuzynek Nancy, chociaż w sumie sama chyba wyszłabym z siebie, gdybym takiego miała. Nadmiernie wkurwiający.
    Mam wrażenie, że Spencer zagości jeszcze w tym blogu i to nie jako grafik. ;) Ale to może tylko moje domysły. xd
    Szkoda, że Nancy nie pójdzie z Harrym na bal, ale moja intuicja podpowiada, że Harry, gdy się dowie, to sam przyjedzie na impreze. Nawet jeśli będą się nim interesować media. Zależy jej na Nancy no i HELLO! To Harry. xd
    ok, moja wypowiedź lekko nie ma sensu, ale cóż. xd

    @iNashton5s

    OdpowiedzUsuń
  11. Wreszcie jestem i przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału. Już się pogubiłam w moich zaległościach, ale staram się nadrabiać. ;)
    Oliver przypomina mi... mnie samą! Zawsze byłam takim diabłem wcielonym w dodatku przepełnionym energią. :D Wbrew pozorom takie znęcanie się ZAWSZE odbijało się na mnie fizycznie, jak bracia nie wytrzymywali i kończyło się siniakami. Cóż poradzić, ale szkoda mi Nancy. Jeśli chodzi o pomysł z balem, to jestem za tym, żeby poszła z Austinem. Oczywiście Harry też się musi pojawić, np. wybawiając ją z opresji, albo będąc partnerem innej laski? Ja i moje ciągoty do dram. ;p

    Pozdrawiam ciepło,
    G.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten cały Oliver, czyli kuzyn-idiota naszej głównej bohaterki totalnie mnie przeraził ;o Nigdy nie byłam wielbicielką małych dzieci, do tych starszych też się zdystansowałam po tym, co widziałam za czasów liceum (moja szkoła była połączona właśnie z podstawówką). Ten gówniarz utwierdził mnie w przekonaniu, że kilkulatki wcale nie muszą być słodkie i rozbrajające, tak naprawdę w ich wnętrzu może kryć się prawdziwy diabeł. Dziwię się, że Nancy nie zamordowała Olivera gołymi rękami. Nie dość, że obudził ją o ÓSMEJ RANO, to jeszcze darł się wniebogłosy i ogólnie zachowywał się jak niespełna rozumu. Aż poczułam dziką satysfakcję, kiedy młody wylądował z hukiem na tej podłodze. Trochę się obawiałam, że rozryczy się znacznie bardziej niż wymaga tego sytuacja i poleci na skargę do mamusi, ale na szczęście nie przyszło mu to do głowy. Mimo to Nance powinna na niego uważać, przecież tacy są naprawdę zdolni do wszystkiego. Zwłaszcza, że obiecał zemstę. Wbrew pozorom z takimi... okazami nie ma żartów. Ach, nie ma to jak rodzina! Dlatego nie znoszę rodzinnych spędów, z trzema czwartymi mojej familii nie jestem w stanie się dogadać, więc prędzej czy później kończę wkurzona. Ale w końcu to więzy krwi i tak dalej, więc co tu zrobić.
    Strasznie się cieszę, że praca nad książką Nancy idzie do przodu coraz szybciej. Prawdę powiedziawszy zazdroszczę jej tego, sama chciałabym wydać coś kiedyś w formie papierowej... W każdym razie już jestem ciekawa, jaki będzie efekt końcowy powieści, a przede wszystkim jak przyjmą ją czytelnicy. Jestem pewna, że Lauren Wright doskonale się zatroszczy o swoją podopieczną. Wydaje mi się bardzo profesjonalną kobietą, może nieco surową - chociaż jak widać nie miała do Nance pretensji, kiedy usłyszała, że piosenka jeszcze nie jest gotowa - ale na pewno świetnie się wywiązuje ze swoich obowiązków. Jak tylko pojawił się Spencer, który okazał się być specem od grafiki, od razu się ożywiłam. To musi być fantastyczne przeżycie, projektowanie okładki własnej książki! Może faktycznie ostateczny szkic nie jest nie wiadomo jak odkrywczy czy porywający, jednak jestem pewna, że finalny efekt będzie genialny i okładka przyciągnie wzrok potencjalnego klienta.
    Na miejscu Nancy pewnie też zrobiłabym wszystko, byleby tylko uniknąć kolejnego starcia z przemiłą rodzinką, zwłaszcza jej uroczym młodszym kuzynem -,- Ale szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że ona naprawdę wyląduje w tej bibliotece, myślałam że jedzie się spotkać z przyjaciółmi do jakiejś kawiarni czy coś w tym stylu XD W sumie połączyła przyjemne z pożytecznym: zajrzała do lektury, a jednocześnie mogła spędzić trochę czasu z Minnie. Swoją drogą aż się zdziwiłam, że ona tak nie znosi "Wichrowych Wzgórz", bo ja totalnie kocham tę książkę ;o No cóż, wszystko jest kwestią gustu XD Nance może wmawiać każdemu dookoła, że ją i Harry'ego łączą tylko przyjacielskie stosunki, ale chyba nawet ona sama w to nie wierzy. Jak słusznie zauważyła Mins, tylko ona została zaproszona na weekend, poza tym wcale mi się nie wydaje, że wtedy podczas imprezy Nancy była na tyle pijana, by mieć jakieś omamy. Harry chciał ją pocałować, a że ostatecznie do tego nie doszło, to już inna sprawa. Może zrobi kolejny krok podczas ich następnego spotkania? Przecież to już niedługo, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci szczerze, że nawet mnie samej jest dziwnie czytać o Charliem i Minnie jako parze. Wciąż nie wyszłam z szoku na wieść o tym, że ta dwójka postanowiła się związać. Jak widać są ze sobą bardzo szczęśliwi, a ta zmiana korzystnie wpłynęła na ich poczucie humoru, jednak podejrzewam, że Nancy widzi to nieco inaczej. Jasne, zależy jej na swoich przyjaciołach, chce dla nich jak najlepiej, ale wiem sama po sobie, jak się człowiek czuje, kiedy znajduje się gdziekolwiek w towarzystwie jakiejś pary. Wszystko jest cacy dopóki cała trójka ze sobą rozmawia, potem, gdy zakochani zaczynają zajmować się sobą, to ty siedzisz jak ta skończona ofiara losu, nie wiedząc nawet, gdzie podziać oczy. Co jak co, ale pod tym względem Charlie i Mins powinni się trochę opanować. Jak się jest w towarzystwie, to można się przecież powstrzymać od czułości, w końcu to po prostu nietaktowne i tyle.
      Ten pomysł z zaproszeniem Harry'ego na studniówkę jest świetny! Dobra, wiadomo, że takie coś nie przeszłoby bez uwagi mediów, pojawienie się Stylesa wzbudziłoby również furorę wśród rówieśników, ale jestem przekonana, że Hazz z przyjemnością wybrałby się na ten cały bal w towarzystwie Nancy. Widzę, że jest uparta i w dalszym ciągu ma zamiar pójść z Austinem, może jednak coś jej tam strzeli do głowy i postanowi zmienić zdanie. Ja w każdym razie będę na to liczyła :D
      Przepraszam Cię, bo ten komentarz zapewne jest pozbawiony ładu i składu, jakaś rozproszona dzisiaj jestem XD Ale wiedz, że lektura jak zwykle mnie zadowoliła, a ja już czekam na ciąg dalszy. I oczywiście życzę weny!
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  13. wiadomo - co za dużo, to nie zdrowo, ale naprawdę brakowało mi Harry'ego. chyba aż za bardzo się do niego przyzwyczaiłam:D w końcu nie ma co się dziwić! stworzyłaś naprawdę dobry charakter, w sumie - charaktery. każda osoba jest inna i nie łączysz ich zachowań, mieszając tym samym ich zwyczaje, co niestety często spotyka się na innych blogach. Styles tu wydaje się być taki...kochany, ahh<3 ile bym dała, by mieć takiego obok siebie! sprawia wrażenie zawiedzionego na własnym sobie, na swojej głupocie. i próbuje wynagrodzić Nancy czas, który zmarnował. to bardzo urocze! kiedy o nim czytam, wchłaniam dokładnie każde słowo, a do niektórych zdań czasami nawet powracam! polubiłam go od samego początku i nie przestałam nawet na chwilę, gdy odsunął się od Nancy, ahah:D ale dobrze, wróćmy do rozdziału. nie wypada zbytnio rozpisywać się o chłopaku, któemu w rozdziale poświęcony jest jedynie fragment xd
    no więęc - kurczę! mam ochotę znów napisać, że mi go tu brakuje, ahha. uzależnienie jakieś:D cieszę się, że Nancy wszystko się układa, no może z jednym ZIELONOOKIM wyjątkiem:D sama chciałabym kiedyś zajść tak daleko, jak ona. rozmawiać z osobą, którą bym naprawdę podziwiała i szanowała. po prostu marzenie, ale one są w końcu po to, by je spełniać, prawda?:D i druga sprawa - Marlie/Chinnie. można powiedzieć, że sama jestem w takim połozeniu i wiem, jakie potrafi to być upierdliwe, niezręczne i krępujące. może nawet prowadzić do rozbicia przyjaźni poprzez nagłe okazywanie zazdrości, czy tym podobnych. p o r a ż k a, ale cieszę się, że są razem. i podzielam stuprocentowo optymizm tej pary dotyczący Harry'ego i Nancy. całkowicie się z nimi zgadzam i wprost nie mogę doczekać się momentu Hancy:D (nie Narry, bo mi się z Niallem kojarzy xd) i mam ogromną nadzieję, że Nancy zmieni decyzję co do partnera na balu - musi!! okeej, to następnego! życzę dużodużodużo weny♥

    @beziimienna

    OdpowiedzUsuń
  14. Szczerze mówiąc lubię takie rozdziały, które odbiegają od głównego wątku romansowego i pierwszego planu. Niby nic się w nich nie dzieje, ale są bardzo ważne i muszą przecież tworzyć kompozycję utworu. Lubię je pewnie też dlatego, że z doświadczenia wiem, iż właśnie takie rozdziały są najtrudniejsze do napisania. Nie sztuką jest strzelić opis ultradramatycznych wydarzeń, wyuzdanego seksu czy innej rzeczy walącej po oczach czytelnika, a właśnie opisać zwykłą rzeczywistość tak, żeby była interesująca. Wyszło Ci :) I Chinnie wzbudzają moją sympatię ;)

    Pozdrawiam cieplutko xxx
    http://insomnia-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Dobra! A więc koniec pieprzenia o tym, że nie mam czasu! Wreszcie zebrałam siły, aby napisać w miarę sensowny komentarz, choć nie będzie on tak długi, jak opinie moich poprzedniczek, postaram się przelać w niego wszelkie emocje, które towarzyszyły mi podczas czytania. Owszem, tekst pochłaniałam dawno, jednak nie mogę zapomnieć najważniejszych kwestii.
    Po pierwsze... Początek. Opowiadanie jak każde inne ma swój start, który... O dziwo wyróżnia się czymś szczególnym! Główna bohaterka [i chwała Ci za to!] nie jest osieroconą emo z przyjaciółmi palaczami i t d. Podobało mi się dzielenie czasu i pisanie w przeszłości. Przez co świetnie mogliśmy zapoznać się z sytuacją Nancy. Ech, przypomniało mi się moje wielkie wejście w gimnazjum... Boże, do dziś palę się rumieńcem jak o tym wspominam. Wstać, mówiąc "Dzień dobry, mam na imię Wiktoria..." I stop. Nancy chociaż wydukała, że pisać lubi, a ja sterczałam jak ostatnia idiotka, ani ładna, totalna deska... Ech, brrr... Ale nie o mnie rozmawiamy. Także jak to przeczytałam zaczęłam się śmiać tak głośno, że mamę obudziłam, bo czytałam w nocy z czystego widzimisię. Dalej... Kolejna sprawa, za którą Cię U.W.I.E.L.B.I.A.M. to to, że bohaterka nie jest tróforevaalon i ma świetnych przyjaciół! Pokochałam postać Charliego całym serduchem. Minnie może mniej, bo jestem zwolenniczką męskich ról, ale "pan hipster"... Nie, to jest nie do opisana. Harrego również polubiłam od razu, choć kiedy tak zwyczajnie strzelił foch z przytupem miałam zamiar wejść w ekran szajsunga i osobiście, własnoręcznie go wykastrować. Serio Styles?! SERIO?! S.E.R.I.O?! Ach, jeśli mowa o kastracji... Sonny...
    Lista rzeczy do zrobienia:
    1. Przyszyć jej jaja.
    2. Urwać jej jaja.
    Żarty żartami, ale rozpowiadanie ludziom, że Loczek to gej NIE JEST FAJNE. Sama nie wiem, może zbyt mocno to przeżywam... Wybacz, wywołałaś we mnie tyle sprzecznych emocji... Wracając. Hazz także mógłby zapytać Nancy o co w ogóle chodzi, a nie bezpośrednio świgać swoim jakże seksownym dupskiem... D.A.L.E.J. Coś, co mnie powaliło na łopatki czyli riposta na kolesia z wydawnictwa. Nie pamiętam po nazwiskach, bo czytałam daaaaaaaaaawno, ale tego zapomnieć nie idzie. Biblia Bestselerem, Jeżu Kolczasty, tosz to dis roku. Cóż, dużo opijawek z tego było, co mnie cieszy, bo pijana postać - to zabawna postać. Next... Późniejsza relacja Stylesa i Nancy, a szczególnie jatka-szmatka przy obiadku troszkę mnie denerwowała, ale wszystko było zrozumiałe. +

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kiedy czytałam o przeprosinach, aż łezka się w oku zakręciła. Te przyjemne motylki podczas czytania! iasfaejkfalkejfdak! Może było prosto i łatwo, ale nie zawsze w życiu jest tło i klimat, tak miało być, bo tak było pięknie! Następną sprawą będzie mój mały przeskok do Londynu, bo nie chcę mi się pisać o tym, że spodziewałam się Charliego i Minnie razem. Po prostu, shippowałam to od samego początku. Otóż... Mimo, że zakovhałam się w relacji Hancy - Narrego, między Louisem, a główną bohaterką od razu poleciały iskierki! Lubię to! Ta chemia, może nie są swoimi fanami, jeśli mogę to tak ująć, ale ja to kufa jasna paruję! Ech, odnośnie tego rozdziału... Fajnie, że Minn wspomniała o prawie pocałunku N i H, bo sama bym o nim zapomniała. Nie wiem czemu, ale nie byłam nim podjarana. Może gdyby na prawdę do czegoś doszło zapaliłyby się w oczkach lampeczki z napisem "szipuej wszystko, co się rusza", ale niestety, tak nie było... Smuteczek tak bardzo ;c Co by jeszcze. Chyba skończyłam, chciałam powiedzieć tak wiele, ale nagle wszystko wyleciało z głowy. Jestem kiepska w komentowaniu, niestety...
      W każdym razie oto nauki, które wg. mnie wypływają z Twojej opowieści...
      1. Telefon już zawsze będę odbierała "Tutaj Wika, przyszła wielka pisarka oraz aktorka". Na pewno!
      2. Nie rozpuszczę już żadnej plotki, bo to ujowo wpływa na relacje międzyludzkie.
      3. Nie pobije w barze żadnego wroga xde
      4. Będę wszelką cenę dążyć do marzeń, jak Nancy, która idealnie pasuje do powiedzenia "wywalili cię drzwiami, wchodzisz oknem".
      Koniec końców, chcę podziękować za czas poświęcony na napisanie historii, która tak mnie wzruszyła i wiele nauczyła. Przeprosić za wcześniejszy brak czasu oraz zaprośić... do spamu, bo to bardzo dla mnie ważne :)
      Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek! Brawo, brawo, brawo, jesteś cudowna...
      xx
      @YourLittleBoo1
      Ps: Przepraszam za błędy ale tekst jest pisany na komputerze, którego klawiatura mnie nie znosi i okropnie nie chce mi się go sprawdzać xD

      Usuń
  16. cudowny niemogę się doczekać kiedy będzie się coś działo pomiędzy Harrym a Nancy :) I mam pytanie czy będzie kiedyś rozdział z Perspektywy Harrego ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy w sumie nie brałam tego pod uwagę i niestety muszę powiedzieć, że takiego rozdziału nie będzie, bo zdradziłby zdecydowanie za dużo, ale może kiedyś jakąś drobną, jedną scenę dałoby radę wcisnąć dla smaczku :D

      Usuń
    2. "Bo zdradziłby zdecydowanie za dużo"- i przypominają mi się prorocze słowa z opisu bloga " jego zamiary mogą być nie do końca czyste..." :o O co chodzi? :o Mam nadzieje, że wkrótce, zgodnie z zapowiedzią, dodasz nowy rozdział, bo już nie wytrzymuję xd Pamiętaj, że jesteśmy tu i czekamy, czytając w kółko poprzednie rozdziały ;)

      Usuń
  17. No, no kochana!
    Postaram się napisać jak najdłuższy komentarz, bo takie lubisz, ale nie jestem pewna czy mi się uda :)
    Jak sama kiedyś powiedziałaś '' wszystko jest lepsze od nauki ', no i z tym się zgodzę xd. Bo zamiast pięknie uczyć się z mojego stosu książek, zarywam cały dzień i czytam to genialne opowiadanie. Szczerze? Nie żałuję ;D.
    Nie będę komentowała, każdego rozdziału po kolei, no bo też nie jestem w stanie, lecz będę czasem pisała jakieś wątki :)
    Tak, ja również jak większość komentatorów jestem za tym, żeby Nancy poszła na bal z Harrym! No bo z kim? Oni są dla siebie stworzeni :). Bogu dzięki, że się pogodzili, uff xd. Ale Harry to tu jest słodziak, trzeba mu to przystać :). Przemyślenia Nancy są genialne, a jej porównania dają dużo do zrozumienia a dodatkowo śmieszą, taka prawda ;D
    Ta miłość, jej przyjaciół, aww. Owszem nie lubię jak ktoś się przy mnie '' mizia '' i zapomina, że ja też jestem tu obecna. Czasem gdyby nie moje chrząknięcie to nie wiadomo do czego by doszło :D. Dlatego też, świetnie rozumiem nasza główną bohaterkę! Gdyby była postacią rzeczywistą, śmiało mogłabym się z nią zaprzyjaźnić! Nancy, strasznie tęskni za Harrym ( Łączę się w bólu [*] ), ich przyjaźń również umocnił ten '' niewinny ' weekend ''. Tak loczek zdecydowanie coś czuje do Nancy, nie ma innego wyjścia! W ogóle co Ma Louis do Nancy?! o.o Szczerze rozwaliła mnie sytuacja z domofonem! Śmiałam się do łez, aż moja mama na to zareagowania, twierdząc, że jestem dziwa i że się do mnie nie przyznaje. Jak śmiałaś, mamo? No, ale zmieniam temat. Co ta Nancy, na imprezie? Tak, widać, że alkohol robi swoje xd. Ale ten komentarz ma sens, o ja cie! xd. Jak patrzę na twój szablon, to mi się miło robi na sercu :') Ten szczery uśmiech Harrego. A no i w ogóle, złóż ode mnie gratulację tej szalonej dziewczynie! Rzadko dostaje się okazje do wydana książki. :) Na pewno była by piękna! Ten projektant, jest nieziemski! xd. Już myślałam, że ta baba naskoczy na niego o brak szacunku do klienta, czy też nie stosowne zachowanie w pracy, a tu niespodzianka! Może ich coś łączy? He? xd.
    Ten gówniarz, zwany też kuzynem bohaterki,lub po ładnemu '' Olivier '', nieźle namieszał o poranku. Tak, też mam takie sytuacje. Mam znacznie młodszą siostrę, która też mnie tak budzi, po czym obraża się, z argumentem '' naruszyłaś moją przestrzeń osobistą ''. Hola! Hola! Od kiedy mój pokój, moje łóżko i moje biedne ciało, które zawsze zostanie poszkodowane, jest twoją własnością?! To dziecko jest dziwne.
    Pewno o czymś zapomniałam. ;_;
    Twoja fabuła, jest dość często spotykana, ale to właśnie TY, Nancy, Harry i reszta bohaterów ma w sobie TO COŚ. Każdy jest tu inny, lecz tworzą swój własny świat, który niby niczym się nie różni od naszego, ale ma inne znaczenie. Czytając twoje teksty pod rozdziałami, a głębsze przemyślenia Nancy, nie widziałam różnicy. Mam wrażenie, że to TY jesteś Nancy. Bohaterką, z problemami. Nie mylę się?
    Ach, to chyba mój najdłuższy i '' najmądrzejszy '' komentarz.
    Na pewno o czymś zapomniałam, lecz moja pamięć jest bardzo ograniczona xd.
    Uwielbiam Cię!
    E.
    P.s Czytając mój komentarz, doszłam do wniosku, że jest dziwny! o.o

    OdpowiedzUsuń
  18. Jeju, rodzina Nancy serio musi być mega dziwna haha. Wystarczyła mi ta niesamowicie dziwna prezentacja zachowania Olivera, który jest zwykłym przykładem rozpieszczonego, rozkapryszonego dzieciaka. Cieszę się, że książka Nancy jest coraz bliżej publikacji. Nawet już przygotowali projekt okładki, wow! Zazdroszczę jej strasznie, normalnie wygrała los na loterii. Ma też szczęście, że współpracuje z Lauren, kobieta dużo osiągnęła, więc teraz może podzielić się swoimi doświadczeniami z Nancy.
    Niee! Nancy, dlaczego ty jesteś taka głupia! Dlaczego nie pójdziesz na bal z Harrym? Nie zgadzam się. Nie no, ale trak serio, nie dziwię się, że podjęła taką decyzję. Ma rację, w końcu sławny Harry Styles miałby się tak o pojawić na balu? Niee, to byłoby dziwne. Co nie zmienia faktu, że i tak mocno kibicuję, aby ta dwójka w końcu miała swój piękny, cudowny moment. Awh.
    Dobra, kończę zanim zacznę pisać większe głupoty. Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  19. Cudowne <3

    Zapraszam do siebie
    http://angel-full-of-sins.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Tu też byś mogła mnie informować? :c Bo dziwnym trafem nie mogę zaobserwować żadnych blogów ;c @ewelina_tommo

    OdpowiedzUsuń