24 stycznia 2014

Rozdział siedemnasty: Gorączka sobotniej nocy



            - Nancy! Nancy, wstawaj!
            Usłyszałam nad sobą czyjś szept, ale nie interesowało mnie czyj. Marzyłam jedynie o ciszy i spokoju, które zostały właśnie naruszone.
            - Daj mi spokój – mruknęłam z wyrzutem i zakrywając się bardziej kołdrą, przekręciłam się na drugi bok, aby pokazać temu osobnikowi, że nie interesuje mnie jego propozycja, a raczej rozkaz. Z resztą nadal byłam nieziemsko zmęczona i tak naprawdę nie do końca rozbudzona, jedną nogą wciąż tkwiłam gdzieś tam daleko, we wspaniałej krainie zwanej snem, ponad to w głowie huczało mi jakby odbywały się tam wyścigi słoni.
            - Masz pociąg za trzy godziny.
            Jęknęłam, a właściwie to wydałam z siebie coś podobnego do ryku jakiegoś puszystego zwierzęcia, może niedźwiedzia albo rozwścieczonego psa, mając nadzieję, że widząc w jakim jestem stanie, ów osoba odpuści i da mi jeszcze trochę pospać. I faktycznie mogłoby się wydawać, że tak też będzie, bo przez około niecałe trzy, może cztery minuty leżałam sobie smacznie w nieprzyzwoicie wygodnym łóżku pod okrutnie mięciutką kołderką i rozkoszowałam się tą wspaniałą chwilą, kiedy to poczułam na swojej głowie coś zimnego. I nie był to lód, nie było to nic metalowego, ba, nie było to nic o stałym stanie skupienia. Kiedy dotarło do mnie, że po mojej głowie i szyi spływa mi cienka stróżka lodowatej wody, poderwałam się do pozycji siedzącej jak oparzona, a moim oczom ukazał się nikt inny jak Harry. Stał zaraz przy łóżku z głupkowatym wyrazem twarzy, a prawej ręce trzymał... strzykawkę?
            - Co ty robisz?! - spytałam z wyrzutem, totalnie zdezorientowana.
            - Sikam – odparł bez ogródek i wyciągnął rękę na całą jej długość, aby psiknąć mi wodą prosto w twarz i zaśmiewać się przy tym w najlepsze.
            Zważywszy na fakt, że zostałam brutalnie obudzona, a kac doprawdy mi doskwierał teraz już ze zdwojoną siłą, oburzyłam się nie na żarty. Automatycznie zakryłam się rękoma, ale i tak trochę cieczy zdążyło podjąć bliskie spotkanie z moją buzią.
            - Zabiję cię, Styles! - warknęłam, gdy najwyraźniej amunicja mu się skończyła albo sam zdecydował zachować coś na później i wyskoczyłam z pościeli gotowa do ataku. Dorwałam go w ułamku sekundy i wtedy zaczęła się istna batalia. Z jednej strony ja, zła, właściwie to wściekła za przerwanie mi snu, całkiem poważna, gotowa do odwetu, z drugiej roześmiany, dobrze bawiący się Harry. Podejrzewam, że moja złość poniekąd bardziej go rozbawiła, w sumie to mogłam być tego pewna.
            W pełnym skupieniu starałam się odebrać mu jego tajną broń i odegrać się na nim za tę niekonwencjonalną pobudkę, z tym że zamiast tego jedynie pogorszyłam sprawę. Podczas tej plątaniny dziejącej się na jakichś dwóch metrach kwadratowych, ponieważ pokój gościnny nie grzeszył wielkością, nie zdołałam osiągnąć postanowionego sobie celu, a tylko bardziej ucierpiałam. Mianowicie w trakcie wyrywania sobie strzykawki z rąk do rąk, Harry sprytnie wycelował ją w moją stronę i bez żadnych skrupułów nie pożałował mi ani minimetra pozostałej wody, dzięki czemu miałam na koncie już drugie spotkanie bliskiego stopnia z owym żywiołem.
            Będąc na straconej pozycji, postanowiłam uciec z pokoju w poszukiwaniu broni dla siebie. Gdy tylko otworzyłam drzwi omal nie wpadłam na Louisa, który akurat przechadzał się tamtędy. Zgrabnie go wyminęłam i nie zwracając uwagi na to czy Harry podąża moim tropem, rzuciłam w stronę chłopaka pytanie:
            - Macie jeszcze jakieś strzykawki?
Spojrzał na mnie z tą swoją obojętnością wymalowaną na twarzy, po czym odparł:
            - Zobacz w szufladzie.
            To chyba była najnormalniejsza wymiana zdań między nami, ale nie miałam wtedy czasu na dywagacje na ten temat.
            - Nieźle się trzymasz po wczoraj – dodał nagle zgryźliwie, zaburzając tym samym moje wcześniejsze myśli, jednak nie miałam ani większej ochoty na interpretowanie jego słów, ani czasu. Zmarszczyłam tylko machinalnie brwi, lecz gdy dopadłam szafek w kuchni, przeszukiwanie ich w zaskakującym tempie stało się moim tymczasowym priorytetem.
            - Eureka! - powiedziałam sama do siebie, kiedy w drugiej szufladzie wygrzebałam jakąś strzykawkę. Czym prędzej nalałam wody do jakiejś szklanki i zapełniłam nią swoją „spluwę”, następnie odstawiłam do połowy pełne naczynie na bok. Wystarczyło, że obróciłam się w stronę drzwi do pokoju gościnnego, a przede mną jak grzyb po deszczu wyrósł Harry. Nie odczekując ani sekundy wycisnęłam na jego twarz wszystko, co miałam, a kiedy chłopak stracił widoczność na krótką chwilę, zaczęłam uciekać na około wysepki kuchennej koło, której staliśmy. Nie zdążyłam jej dobrze okrążyć i wtem poczułam na sobie spory strumień wody, zupełnie jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Momentalnie stanęłam jak spetryfikowana nie do końca mogąc uwierzyć w to, co miało miejsce przed paroma sekundami. Wiedziałam, że Styles czasami miewał zajawki na bycie kretynem, a jeszcze częściej działał pod impulsem i nie myślał o tym, co robi i to właśnie był jeden z takich momentów.
            Zapadła cisza, przez którą przebijał się gdzieś tam stłumiony chichot Louisa, nic poza tym. Wyglądało na to, że tym razem Harry'emu nie było do śmiechu.
            Tkwiłam prawie że na środku korytarza łączącego salon z kuchnią, całkowicie przemoczona i w niewielkim szoku. Dobrze, że byłam ubrana w ciuchy z poprzedniego dnia, bo gdybym miała na sobie piżamę byłoby mi widać piersi, co nie koniecznie byłoby najwygodniejsze zważając, że wpatrywało się we mnie dwóch facetów.
            - Przepraszam, Nancy, przepraszam, ja nie chciałem, to był impuls, przepraszam.
            W końcu Harry rozpoczął swój lament, a ja śmiało mogłam stwierdzić, że był on całkiem na serio. Tyle, co go znałam, wiedziałam kiedy się wygłupiał, a kiedy był całkowicie poważny i tym razem stawiałam cały swój majątek na tę drugą opcję. Z racji, że role się obróciły pomyślałam, że czemu by nie udawać śmiertelnie obrażonej, kiedy w rzeczywistości ta ostatnia scena trochę bawiła nawet mnie, poszkodowaną.
Podniosłam na niego swój sędziwy wzrok i z kamienną twarzą podeszłam bliżej. Gdy podnosiłam rękę, aby zakryć mu palcem usta, by powstrzymać ciągle wypowiadane przez niego „przepraszam”, on odsunął się zupełnie jakby myślał, że go uderzę. Z trudem powstrzymałam się choćby od prychnięcia, jego reakcja była śmieszna. On naprawdę myślał, że go uderzę. Co za głuptas.
            - Wygrałeś tę rundę, Styles, ale bitwa wciąż trwa – wycedziłam w dość podniosły sposób i przez dłuższą chwilę patrzyłam na niego groźnie, po czym skierowałam się do „swojego” pokoju i zniknęłam za jego drzwiami, jednocześnie zostawiając chłopaka co najmniej zdezorientowanego, z kuchnią do wysprzątania.





            Gdy stanęłam przed lustrem, zaraz tego pożałowałam. Podejrzewałam, że nie tylko walka z Harrym miała wpływ na moją iście fantastyczną aparycję, a raczej w większym stopniu przyczyniły się do tego wydarzenia z nocy, których niestety nie potrafiłam przywołać.
            Włosy miałam potargane gorzej niż jakbym stała nieopodal morza podczas sztormu, makijaż rzecz jasna rozmazany, oczy przekrwione. Co za wstyd... Aż dziwne, że Louis powiedział, że całkiem dobrze się trzymam po wczoraj.
            Gdy tylko wskoczyłam pod prysznic i poczułam na swoim nagim ciele pierwsze stróżki gorącej wody, wydawało mi się, że odpłynę z przyjemności. Ach, prysznic to chyba najpiękniejszy element poimprezowej regeneracji. Odnoszę wrażenie, że spływa po mnie nie tylko sam brud, ale i poniekąd błędy i głupstwa popełnione podczas stanu upojenia. Z tym, że tym razem nie bardzo wiedziałam czego się pozbywam i co właśnie spływało do brodzika.
            Otóż to. Co się wydarzyło i jakie było moje zadanie wydane przez Louisa? Kolejny wstyd, ale naprawdę nie pamiętałam. Starałam się przypomnieć sobie cokolwiek, lecz poza urwanymi obrazami, których nie potrafiłam ułożyć chronologicznie nie dojrzałam w odmętach swojego umysłu niczego konkretnego.
            Był toast, stałam też przy barze z Niallem i Zaynem, potem Harry gdzieś mnie wyciągnął, rozmawialiśmy o czymś, zaatakował mnie Louis, później znów piłam, a potem... Co potem?
            - Od jutra jesteś abstynentem, Nancy – mruknęłam sama do siebie, spoglądając w swoje odbicie w lustrze. Nie przypominałam już w tak wysokim stopniu trupa.
            Po zakończeniu rytuału odświeżania się trwającego prawie godzinę, wyłoniłam się z pokoju gościnnego, aby dołączyć do chłopaków i nacieszyć się ostatnimi minutami, które mogłam spędzić z Harrym. Wystarczyło wysunąć nos zza drzwi, aby ujrzeć tę dwójkę siedzącą w salonie i zacięcie wciskającą guziki padów. W sumie to słowo „siedzieć” nie było odpowiednie do opisania ich stanu. Wyginali się na boki, pochylali, wykonywali najróżniejsze pozy, jakby miało im to jakoś szczególnie pomóc w sterowaniu w grze. Obserwując ich, bezszelestnie przesuwałam nogami po panelach, aby ostatecznie usiąść na fotelu naprzeciw Harry'ego, który zerknął jedynie na mnie w błyskawicznym tempie, aby ponownie skupić całą swoją uwagę na ekranie pięćdziesięciocalowego telewizora.
            - Dobrze wyglądasz jak na wczoraj – odezwał się nagle, przechylając się w prawo i balansując na skraju fotelu, na którym siedział.
            - Możecie przestać mówić szyfrem? - spytałam nieco sfrustrowana. Zupełnie jakby się wcześniej umówili, że będą mnie dręczyć i nękać. Mnie, biedną, nic nie wiedzącą, niczego nie świadomą.
            Louis zaśmiał się pod nosem, jak to miał w zwyczaju, od razu zwracając tym na siebie moją uwagę. Znowu leżał jak ostatni obibok, chociaż tym razem dla odmiany był w miarę czysty. W miarę, bo na nosie miał kropkę po paście do zębów.
            - Czy ty w ogóle robisz coś innego poza graniem w xboxa? - zwróciłam się do niego, nie mogąc przezwyciężyć chęci zadania tego pytania.
            - Teoretycznie rzecz biorąc śpiewam, a praktycznie przeważnie jem, śpię i gram, natomiast obecnie jeszcze się z tobą drażnię – odparł z głupkowatym uśmieszkiem, nawet na mnie nie patrząc, tylko dalej kierując swoją postać w głąb jakiegoś lasu. Mojej uwadze nie umknął chichot Harry'ego.
            I ty, Brutusie?
            - Brzmi jakbyś był ciężko zapracowany – burknęłam do niego, nie chcąc znów zostać zmiecioną z powierzchni ziemi. W końcu to ja zaczęłam, nie wypadało się zbłaźnić.
            - W rzeczy samej, szczególnie to ostatnie odbiera mi resztki sił.
            - Niedługo powrócą, nie martw się.
            Nic już nie odpowiedział, jedynie oboje wraz ze Stylesem chichotali sobie i dalej grali niezwykle tym pochłonięci. Krótką ciszę, jaka zapanowała wykorzystałam jako przerywnik między, w istocie niepotrzebną wstawką z Louisem a punktem kulminacyjnym naszego spotkania w salonie rezydencji państwa Stylinson, a mianowicie subtelnego podejścia ich i dowiedzenia się o przebiegu wydarzeń nocy z soboty na niedzielę. Zanim jednak zdobyłam się na wejście na ten cienki lód, bacznie przyglądałam się im obu i wyczekiwałam odpowiedniego momentu, którym okazał się być koniec rozgrywki w ich grze. Kiedy Harry odłożył pada na stolik, a Louis sięgnął po paczkę leżących obok niego chrupek, poczułam, że to właśnie ten czas, czas na atak.
            - Więc... - zaczęłam dość niepewnie, a raczej bardzo niepewnie i atakiem bym tego nie nazwała. Jak zwykle zagrzewałam się jak przed bitwą o śmierć i życie, a na pole wyszłam niczym potulny kotek. - Wracając do wczorajszego wieczoru...
            - Chyba chciałaś powiedzieć „wczorajszej nocy” - poprawił mnie rozbawiony loczek, wpychając sobie kilka chrupek do buzi.
            - Taa...
            - Nie pamiętasz?! - zawył niezwykle zdziwiony, a zarazem jeszcze bardziej roześmiany. Rzecz jasna Tomlinson nie był mi dłużny i dołączył do przyjaciela.
            - Tak jakoś mi umknęło... - Znów mruknęłam nieśmiało pod nosem. Ladies and gentleman, let the battle begin. I ot zaczęło się szydzenie z mojej biednej pamięci, a śmiechom nie było końca.
            - Po takiej ilości alkoholu też bym nie pamiętał – przyznał Louis dość łagodnie, czym nieco mnie zaskoczył. Złudne to było bardziej niż fakt, że kiedykolwiek pogłaszczę zieloną alpakę. - Żartowałem! - I wybuchnął histerycznym śmiechem, dalej opychając się chyba swoimi ulubionymi orzechowymi chrupkami, a zarazem wracając do wizerunku, który zdaje się tylko jego najbliżsi (i ja) znali, czyli do rechoczącego gnoma pływającego w okruchach.
            - W którym momencie się zgubiłaś? - zapytał Styles, próbując powstrzymać się od łez. Dobrany był z nich duet szyderców, nie ma co.
            Ponownie zapuściłam się w najgłębsze zakamarki swojego umysłu, aby zastanowić się kiedy na amen urwał mi się film, finalnie dochodząc do wniosku, że...
            - Chyba przy zadaniu.
            - Przy którym?
            Jak to przy którym?! To było ich więcej niż jedno, czy znowu sobie ze mną pogrywali? Chyba nie byłam aż tak pijana, żeby nie pamiętać aż tyle! Nie zwiastowało to absolutnie niczego dobrego. Po przetrawieniu tego pytania serce mi stanęło, a moje oczy wyglądały jak pięciozłotówki. Naprawdę umknęło mi więcej niż się spodziewałam? Wygląda na to, że Niall rzeczywiście pokazał mi jak bawią się ludzie w stolicy i to z impetem. Cóż... Co się stało, to się nie odstanie, jak to zwykł mawiać Charlie. Pozostało jedynie modlić się w duchu, żeby moje najwyraźniej całonocne podboje nie okazały się być aż tak drastyczne w skutkach i żeby mój honor nie ucierpiał za bardzo.
            - Przy pierwszym... - szepnęłam niepewnie gotowa, aby przyjąć na siebie kolejną falę szyderczych śmiechów. Styles i Tomlinson zdawali się mieć ubaw życia, ten drugi nawet omal nie zakrztusił się smakołykami, które razem zajadali. - To powiecie mi co się działo? - burknęłam doszczętnie zgnieciona ich kpieniem ze mnie, równocześnie chcąc je przerwać i przejść do sedna. Kto wie ile jeszcze umieraliby ze śmiechu, gdybym nie zainterweniowała.
            - Lepiej usiądź wygodnie i zapnij pasy – poradził mi Harry, sam poprawiając swoją pozycję w fotelu na bardziej komfortową, po czym rozpoczął swój wyszukany monolog. - No więc Lou kazał ci iść do didżeja i poprosić go, żeby pozwolił ci zaśpiewać wersję karaoke Dancing Queen Abby, a ty bez absolutnie żadnego wahania ruszyłaś do didżejki i właściwie to nawet nie spytałaś o pozwolenie, tylko na wstępie zarzekałaś się, że bez względu na wszystko musisz to zrobić i to zrobisz i o dziwo twoja determinacja jakoś na faceta podziałała, bo dał ci mikrofon i włączył melodię. Na początku ludzie myśleli, że właściciel klubu zapewnił im atrakcję i zapowiada się jakieś prawdziwe show, ale jak zeszłaś po schodach i zaczęłaś się kręcić przy barze, śpiewając i tańcząc...
            - I dotykając facetów po torsach w wyzywający sposób – wtrącił Louis, przybierając poważny wyraz twarzy, choć i tak wiedziałam, że kryje się za nim coś zupełnie innego.
            - I dotykając facetów po torsach w wyzywający sposób, – powtórzył Harry, kontynuując swój wywód. Swoją drogą wspaniale wczuł się w rolę. Ta mimika, gestykulacja... Godne oscara. - ludzie byli nieco zdezorientowani. Trochę pomrukiwali, ale zważywszy na to, że większość z nich była już porządnie wstawiona na drugim refrenie zaczęli śpiewać z tobą i bujali się jak na festynie, co prawdopodobnie dodało ci otuchy.
            - I to aż za bardzo, ale przynajmniej było zabawnie – przyznał Tomlinson, robiąc przy tym wymowną minę. Muszę przyznać, że jego komentarze idealnie komponowały się w całą tę opowieść.
            - Och, tak, zdecydowanie było ciekawie. - Harry pokiwał z uznaniem głową, wybiegając rozmarzonym wzrokiem gdzieś w dal, co odrobinę mnie zaniepokoiło. - Tak czy siak, weszłaś na bar i tam dokończyłaś swój pierwszej klasy performance, a gdyby nie Zayn wynieśliby cię stamtąd przy akompaniamencie gromkich braw i oklasków, tymczasem dostaliśmy jedynie reprymendę i wróciliśmy do viproomu.
            Kiedy chłopak zakończył swoją jakże obszerną wypowiedź siedziałam jak wciśnięta w ten fotel, zupełnie jakby mnie wciągał, pochłaniał, wchłaniał, chciał ze mną stworzyć jedność, tym samym pomagając mi zniknąć na jakiś czas z powierzchni ziemi na wszelki wypadek gdyby ktoś jeszcze miał się dowiedzieć o moim „małym” przedstawieniu. Miałam wrażenie, że śnie, a raczej chciałabym, żeby ta opowieść okazała się być snem.
            Tyle razy razem z Minnie, Charliem i paroma innymi osobami robiliśmy różne, grubsze imprezy, ale w życiu nie zdarzyło mi się grać takiego kozaka! Czemu się tak wygłupiłam? Skąd ten nagły przypływ odwagi? Co to był za alkohol? Jakiś magiczny chyba! Albo ktoś mi czegoś dosypał!
            Historia znakomita, szkoda tylko, że prawdziwa, a jej głównym bohaterem byłam ja. Gdybym usłyszała to od jakiegoś znajomego śmiało przekształciłabym to w dobre opowiadanie, ale pisanie o sobie samej wydało mi się z deka niezręczne. Świeżo po owych wydarzeniach nie byłam zbytnio gotowa, żeby przyjąć to do siebie na spokój, ale po chwili zastanowienia stwierdziłam, że za jakiś czas mi przejdzie i wszyscy będziemy się z tego nabijać. Póki co martwiłam się o swój wizerunek. Może nie było aż tak źle jak to sobie wyobraziłam, ale sam fakt, że tańczyłam i śpiewałam przed jakąś dobrą setką ludzi w jednym z najpopularniejszych klubów w stolicy mojego kraju nie brzmiał najlepiej. Tym bardziej kiedy doskonale zdawałam sobie sprawę ze swoich możliwości zarówno ruchowych, jak i wokalnych. Co też sobie znajomi Harry'ego o mnie pomyśleli, aż strach spekulować na ten temat.
            - Już nigdy się tam nie pokażę – jęknęłam po dłuższej chwili dywagacji wewnątrz siebie, czym wywołałam uśmiechy na twarzach chłopaków.
            - Nie tylko tam – dodał Louis, a mnie mocniej wcisnęło w fotel.
            Panienko najświętsza, myślałam, że to i tak dużo, a tu kolejna porcja wrażeń się szykowała! Moje przerażenie było tak silne, że na momencie przez całe moje ciało przepłynęła fala gorąca, a na policzki wdały się szkarłatne rumieńce.
            Słowa bruneta brzmiące „nie tylko tam” zapowiadały tylko jedno. Byliśmy nie tylko w Funky Buddha.
            - Czyli jest gorzej?
            Obaj potwierdzili ruchem głowy, na co ciężko westchnęłam.
            - Ale nie martw się, Londyn to duże miasto. - Harry próbował mnie pocieszyć, ale zabrzmiał jakby sam nie wierzył w to, co mówi. Chcąc rozwiać resztę niedopowiedzeń i wątpliwości opowiedział mi resztę nocy. W połowie przestałam się zadręczać tym jaka jestem durna, tak niedorzeczne to wszystko było. Ze zdania na zdanie coraz bardziej nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
            Otóż, po widowisku, jakie odstawiłam przed barem, a także i na nim, jak wcześniej wspomniał Styles wróciliśmy do viproomu, gdzie rzekomo nie zamykała mi się buzia. Podobno rozmawiałam z każdym po trochu, nawet z Louisem, co było niemałym zaskoczeniem. Około trzeciej opuściliśmy klub z zamiarem pojechania do domu. Warto tutaj podkreślić słowa „z zamiarem”, ponieważ ów plan nie do końca się powiódł, wiadomo za czyją sprawą. Kiedy wszyscy czekali nieopodal klubu na kierowcę, który zazwyczaj odwoził nietrzeźwych chłopców po imprezach, ja postanowiłam uprzykrzyć im trochę powrót i zniknęłam. Szukali mnie dobre dziesięć minut, choć według Louisa trwało to dłużej. Koniec końców znaleźli mnie dwie ulice dalej, siedzącą na schodach jakiejś kamienicy z kotem na kolanach. Kiedy spytali mnie skąd go mam i prosili, żebym go odłożyła i poszła z nimi do samochodu, zaczęłam się wykłócać, że to wcale nie jest kot, tylko szop i chcę go za wszelką cenę uratować, bo to nie jest jego środowisko i wezmę go do domu na noc, żeby się nim zaopiekować, a rano odwiozę go do zoo. Nie mam najbledszego pojęcia skąd wytrzasnęłam tego szopa i czemu wydawało mi się, że kot to szop, ale ponoć twardo przy tym trwałam i nie dałam sobie powiedzieć, że w rzeczywistości naprawdę był to zwykły kot. Cytując Harry'ego, który rewelacyjnie wczuł się zarówno we mnie, jak i w Nialla, perfekcyjnie naśladując nasze głosy i tony, jakimi według niego się posługiwaliśmy:
            - No i Niall mówi do ciebie „Nancy, ale to jest kot”, a ty do niego ze stoickim spokojem „Nie, Niallu, to jest szop”, na co on „Nie, kobieto, to jest najzwyklejszy kot”, a ty znowu swoje „Szop i koniec”, a potem cie podrapał i uciekł.
            A ja, mimo podrapania nadal twierdziłam, że był to szop. Całe szczęście, kiedy chciałam rzucić się w pogoń za swoim nowym pupilem, którego zdążyłam już nawet nazwać Teodorem, Liam w porę zareagował. Przez kilka minut do nikogo się nie odzywałam i zarzucałam im, że mnie oszukali prosto w twarz i że doskonale wiem, że to nie był kot, ale kończąc ten absurdalny wątek, w między czasie dowiedziałam się, że Zayn, Nick i kilka innych osób pojechali do domów, co wyjaśniało dlaczego wczas pastwiło się nade mną czterech facetów, a mianowicie Harry, Niall, Liam i Louis. Ten drugi wpadł wtedy na fantastyczny pomysł albowiem stwierdził, że skoro byłam, aż tak pijana, żeby pomylić kota z szopem mogą zrobić mi żart i udawać, że tak naprawdę miałam do wykonania dwa zadania, a nie jedno. Nie trudno się domyślić, że złapałam się na ich haczyk. Tak na marginesie cała czwórka to istni geniusze, że przystanęli na coś takiego, lecz jak to przez całą opowieść zastrzegał się Harry „przynajmniej było śmiesznie”. W każdym razie drugie zadanie miało być zadaniem wspólnie przez nich wymyślonym i tutaj popisali się swoją niezmierzoną kreatywnością i pomysłowością, ponieważ kazali mi ukraść amerykańską flagę, która wisiała obok szyldu jakiegoś fast fooda znajdującego się po drugiej stronie ulicy. Rzecz jasna odwaga wciąż mi dopisywała, tak samo jak szampański humor, więc bez zbędnych ceregieli wspięłam się jakoś po parapecie i zdobyłam relikwię imprezy. Jakież było moje szczęście zarówno, że bar był zamknięty, jak i dlatego, że wyszłam z tego cało. A propos, przez cały czas, gdy wysłuchiwałam historii o swoich rycerskich czynach, przeleciało mi przez myśl jak to możliwe, że nie dorwali nas żadni fani, ani paparazzi. Ani Harry, ani Louis o niczym podobnym nie napomknęli, więc wyglądało na to, że rzeczywiście zdarzył się cud i nikt nas nie przyłapał na tych wygłupach. Tak czy siak, wszystko zakończyło się happy endem. W drodze powrotnej śpiewaliśmy piosenkę Backstreet Boys pod tytułem Everybody, a siły nie odstępowały nas na krok. Po odstawieniu Liama oraz Nialla i jego nowej zdobyczy w postaci flagi Stanów Zjednoczonych, udaliśmy się do mieszkania chłopaków, gdzie po przekroczeniu progu zaczęłam robić... pajacyki. Na pytanie odnośnie tego, co aktualnie robiłam odpowiedziałam, że skrywam w sobie nieograniczone pokłady energii, które pragną ujrzeć światło dzienne w najmniej oczekiwanych momentach. Harry'emu spodobała się moja inicjatywa i dołączył, natomiast Louis nagrywał nasze poczynania swoim telefonem. Po pajacykach przyszła pora na przysiady i pompki, a cały rytuał zwieńczyliśmy fikołkami, co rusz wpadając na siebie.
            Zasnęłam na podłodze w kuchni, a dobry przyjaciel Styles mimo ogromnego zmęczenia, przeniósł mnie do sypialni i przykrył kołderką. Na wieść o tym miłym geście moich policzków omal nie przykryła purpura.
            Po poniekąd wyczerpującym wykładzie profesora Stylesa i doktora Tomlinsona pomyślałam sobie, że w zasadzie to szkoda, że nie pamiętałam tego wszystkiego bowiem wyglądało na to, że świetnie się z nimi bawiłam i właściwie ujma na wizerunku była niczym w porównaniu do tego, jak znakomicie spędziłam z nimi czas.





            - Zapomnieliśmy o tej piosence! - powiedział nagle Harry ni stąd, ni zowąd, kiedy marnowaliśmy ostatki wspólnego czasu na oglądanie telewizji.
            - Ach, no tak! - zawołałam niezwykle oświecona. - Potrzebuję jej do mojej nowej książki – wyjaśniłam przyjacielowi, ponieważ wcześniej zbytnio zamotałam ten motyw, tymczasem Louis spojrzał na mnie podejrzliwie kątem oka, zapewne myśląc, że tego nie zauważyłam. To była jego reakcja na wieść, że wydaję książkę? Pewnie go to niezmiernie zszokowało, w końcu nie byłam jakimś wielkim mistrzem ripost, co poniekąd wskazywało też na to, że nie należałam do grona nader bystrych osób, a książka napisana przez niebystrą osobę nie zapowiadała się dobrze. Przy okazji, dziwne, że prędzej mu o tym nie wspomniałam zważywszy na to, że w ciągu ostatniego miesiąca, kiedy to ponownie zaczęliśmy ze sobą rozmawiać temat mojej powieści wałkowaliśmy sporo razy. Najwidoczniej przeoczyłam najistotniejszą rzecz.
            - Obiecuję, że pomogę ci z tym następnym razem – odparł brunet z przepraszającym wyrazem twarzy, zupełnie jakby dopuścił się jakiegoś nieprzyjemnego w skutkach czynu, kiedy w rzeczy samej niczego złego nie zrobił. Wtedy właśnie z impetem uderzyła we mnie bolesna rzeczywistość, głosząca, że ów następny raz będzie dopiero podczas Świąt Bożego Narodzenia, czyli za ponad dwa miesiące. Nic zatem nadzwyczajnego, że posmutniałam, a uczucie, które wbrew mojej woli rozlazło się po całym moim ciele sprawiło, iż byłam bliska zwrócenia śniadania, które Harry zaserwował mi w trakcie opowiadania wydarzeń z nocy. Świadomość, że kolejne sześćdziesiąt parę dni spędzimy osobno najzwyczajniej w świecie mnie przygniotła. Zdążyłam się już przyzwyczaić do jego obecności, a powrót do Holmes Chapel wydawał mi się być czymś na kształt zamknięcia się w klatce, do której klucz miał jedynie Harry. Brzmiało to co najmniej żenująco, jakbym się od niego uzależniła. Może nie tyle, co od niego, ale od przebywania z nim i spędzania z nim czasu. Ta dwuletnia przerwa zadziałała na mnie w dość osobliwy sposób, to przez nią każde kolejne minuty w jego towarzystwie, przeżywałam podwójnie, jak nie potrójnie, czy nawet poczwórnie. Na jego widok cieszyłam się niczym małe dziecko na wieść o wycieczce do Disneylandu, a perspektywa powrotu do nieco ponurej codzienności przyprawiała mnie o zawroty głowy. Dobrze, że nadal miałam przy sobie Charliego i Minnie, bez nich kompletnie pogrążyłabym się w depresji.




            Na dworzec udaliśmy się dobre czterdzieści minut przed odjazdem pociągu, mimo iż King's Cross był niespełna kilkanaście kilometrów od domu Harry'ego. Zanim na dobre opuściłam pokój gościnny, milion razy posprawdzałam czy aby na pewno zabrałam wszystko. Wolałam uniknąć sytuacji, w której chłopak przypadkowo znajduje moje brudne skarpetki albo co gorsza jakiś stanik czy... No tak. Zabrałam wszystko i uprzątnęłam po sobie pomieszczenie, zostawiając je w odrobinkę lepszym stanie niż je zastałam. Przez moment zastanawiałam się jak powinnam pożegnać się z Louisem. Co jak co, ale śmiało można było orzec, że nie przypadliśmy sobie do gustu, choć jakieś tam pozory wypadało zachować. Zatem co było stosowne? Podanie mu ręki, pomachanie, stojąc w drzwiach, czy też może rzucenie czegoś na odczepne. Bałam się, że na pierwszą opcję zareaguje nie tak, jakbym to przewidywała, więc ostatecznie, będąc już w korytarzu i czekając aż Styles otworzy drzwi, krzyknęłam w miarę głośno:
            - Na razie, seksowna bestio!
            - Trzymaj się, Austen!
            Uśmiechnęłam się nieznacznie, po czym błyskawicznie ściągnęłam brwi na skutek konsternacji. Jego odpowiedź nie była ani zjadliwa, jak większość poprzednich, ani ton, jakim się posłużył nie należał do tych z gatunku kąśliwych, chociaż przewinęła się tam nieznaczna ilość ironii. Spodobało mi się to. Nazwał mnie Jane Austen, to była chyba jego najlepsza riposta, którą wystrzelił w moją stronę i choć mogłoby się wydawać, że się ze mnie nabija, nie odebrałam tego w taki sposób. Pierwszy raz nie zezłościłam się po jego wypowiedzi skierowanej bezpośrednio do mnie.






            Odkąd wsiedliśmy do samochodu Harry'ego, panowała między nami grobowa cisza, a lecąca z radia muzyka wcale nie pomagała mi się rozluźnić. Nie mogłam nic poradzić na to, że fakt rozłąki na dość długi okres czasu wpływał na mnie tak gorzko. Wyglądałam przez okno i płynęłam wzrokiem po dość szybko przemijających uliczkach Londynu, zadręczając się przykrymi myślami i tym, co czeka mnie po powrocie do domu. Nauka i pisanie nie wydawały mi się być najprzyjemniejszymi rzeczami pod słońcem w obliczu niemiłego uczucia, które zapewne dopadnie mnie na kilka pierwszych dni po rozstaniu z przyjacielem, dlatego też nie odezwałam się słowem, podczas podróży. Po prostu nie byłam w humorze, aby zainicjować z nim rozmowę o czymkolwiek. Wolałam tępo gapić się na przechodniów i zanurzać się coraz głębiej we własnych myślach i melodii puszczanej aktualnie przez radio BBC1.
            - Więc... - odezwał się w końcu Harry, będąc wciąż skupionym na drodze. - Podobał ci się weekend? - spytał, a w jego głosie widoczna była nutka przejęcia. Wyraźnie można było stwierdzić, że przejmował się tym, jaka będzie moja odpowiedź i wyglądało na to, że było to dla niego dość ważne. Wiedziałam to, bo znałam go na tyle dobrze, żeby znać pewnego z jego zachowań i reakcji odnośnie niektórych rzeczy.
            - Bardzo – odpowiedziałam przekonująco. - Mimo to, że nie pamiętam jego najlepszej części – dodałam, tym samym rozweselając się trochę, a chłopak zaśmiał się krótko i zerknął na mnie prędko, posyłając szeroki, szczery uśmiech, na widok którego od razu zrobiło mi się cieplej na sercu.
            - Cieszę się, że przyjechałaś – powiedział po chwili ciszy, a ja poczułam się zarazem wspaniale, jak i jeszcze gorzej, zważywszy na fakt, że pozostało nam niespełna dwadzieścia minut zanim pożegnamy się na całe dwa miesiące, które naprawdę były dla mnie niczym wieczność.
            - Ja też – mruknęłam, po czym ponownie zwróciłam się w stronę okna, ponieważ wyczułam, że w niebezpiecznie szybkim tempie zaczęło zbierać mi się... na płacz. Nie był to koniec świata, dlaczego więc zareagowałam tak gwałtownie?
            - Wszystko w porządku? - Moje pociąganie nosem w celu pozbycia się okropnego i niepotrzebnego wtedy uczucia nie umknęło uwadze chłopaka.
            - Jasne – odparłam, siląc się, aby zabrzmieć jak najbardziej wiarygodnie, kiedy w oddali ujrzałam stację King's Cross.
            Podjechaliśmy na niewielki parking znajdujący się przy jednym z bocznych wejść na dworzec, a ja marzyłam, aby jak najprędzej znaleźć się w pociągu i móc na dobre dać upust swoim emocjom. Nie miałam zielonego pojęcia dlaczego miałam ochotę płakać, przecież nie żegnaliśmy się na zawsze.
            Szybko minie, szybko minie, jak ostatnim razem, powtarzałam sobie w głowie, kiedy złapałam za klamkę, aby otworzyć drzwi i wyjść z samochodu, zaczerpnąć świeżego powietrza.
            - Nance! - Zatrzymało mnie jednak nagłe uderzenie Harry'ego. Zdezorientowana, obróciłam się w jego stronę z pytającym wzrokiem. Wyglądał na odrobinę zmieszanego, przez co niezupełnie wiedziałam czego się spodziewać. - To zabrzmi głupio, ale... możemy pożegnać się tutaj?
            Byłam nieco skołowana. Co to właściwie miało znaczyć? Moją pierwszą myślą było to, że się mnie wstydzi, ale to akurat uznałam za głupstwo zważywszy na to, że wcześniej nie krępował się pokazywać ze mną w miejscach publicznych, zatem o co mogło chodzić? Nie miałam czasu na dumanie nad tym i odprawianie szczegółowej analizy, jak to miałam w zwyczaju, więc zwyczajnie kiwnęłam głową na znak aprobaty.
            - Jeśli poszedłbym z tobą na dworzec, nasza prywatność zamieniłaby się w robienie zdjęć z fankami, czego wolałbym uniknąć – wytłumaczył pospiesznie, rozjaśniając moje wątpliwości sprzed sekundy.
            Kiedy znów zapadło między nami krótkie milczenie, Harry przysunął się bliżej mnie, aby swobodnie móc mnie przytulić. Ja również przybliżyłam się do niego i utonęłam w jego ciepłym, przyjacielskim uścisku, opierając podbródek o jego ramię. Mogłabym trwać tak w nieskończoność, wdychać cudowny zapach jego perfum i czuć jak te mięciutkie loki muskają moją twarz.
            Nie wiem jak długo tak tkwiliśmy, choć wydawałoby się, że zdecydowanie dłużej niż by wypadało. Gdy odsunęliśmy się od siebie, patrzyliśmy na siebie w kompletnej ciszy, przez co zrobiło się trochę niezręcznie.
            - Odprowadzę cię kawałek – powiedział brunet, nadal spoglądając wprost w moje oczy, przez co się zawstydziłam i posyłając lekki uśmiech zadowolenia, opuściłam pojazd na dobre.
Szliśmy ramię w ramię jednym z holów dworca King's Cross, znów nie odzywając się do siebie, a moje przygnębienie wróciło na swoje miejsce. Harry wciąż wybiegał wzrokiem gdzieś w dal, daleko, daleko przed siebie. Raz tylko zwrócił się w moją stronę i posłał nieporadny uśmiech, zupełnie jakby nie do końca był pewny jak się zachować.
            - To do zobaczenia w święta.
            Po raz ostatni tamtego dnia usłyszałam jego zachrypnięty, uroczy głos i nie mogąc się powstrzymać, raz jeszcze objęłam przyjaciela na pożegnanie, choć teraz znacznie krócej. Po tym geście, zwróciłam się w stronę odpowiedniego peronu i postawiłam kilka pierwszych kroków z ogromnym trudem. Obiecałam sobie, że za żadne skarby się nie odwrócę, żeby nie sprawić sobie większej przykrości, jednak było to ode mnie silniejsze. Po odejściu jakichś czterdziestu metrów, mimo woli obróciłam się z przekonaniem, że jedyne co ujrzę to tłum ludzi, pośród którego nie dojrzę już chłopaka. Ale stał tam. Cały czas w tym samym miejscu. I patrzył jak odchodzę. Z uśmiechem tak cudownym, że zabrakłoby mi słów, by go opisać. Uniósł rękę i pomachał mi, a wtedy kąciki moich ust powędrowały ku górze i dopiero wtedy zrozumiałam jak bardzo mi go brakowało.



 




_____________________________________________

             Rozdział miał się pojawić dopiero 16 lutego, ale jakoś mnie wena pocisnęła przed sesją (hmm, ale dziwota, wszystko lepsze od nauki XD) i oto jest. Nie dość, że prędzej to jeszcze długi, bo wyszło równe osiem stron w wordzie! Jestem wielce zaskoczona, bo napisałam go dość szybko (tylko trzy podejścia były, w tym w jednym napisałam 3 strony w ponad godzinę :o).
             Mnie osobiście podoba się to, co się dzieje w tym odcinku. Mamy wyjaśnienie co takiego robiła Nancy i mam nadzieję, że się Wam podoba taki przebieg akcji :D
             Nie wiem co by tu jeszcze więc... Tradycyjnie przepraszam za błędy i powtórzenia, a także dziękuję za komentarze.
             Ponownie ZAPRASZAM na OFF THE COAST.Będę tym spamować, ponieważ bardzo mi zależy na tym opowiadaniu :D
             Do napisania<3

20 komentarzy:

  1. Wow świetny rozdział *,* Myślę, że Lou przekonał się nieco do Nancy :) ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Na miejscu Nancy zapadłabym się pod ziemię, bo jestem niesamowicie wstydliwa, ale to JA xD Chociaż jej najwyraźniej też było głupio. Dała niezły popis, nie ma co :D
    Odcinek długi i bardzo dobrze :) Widzę, że Louis przekonał się do Nance. I dobrze. Lubię jak wszyscy się przyjaźnią.
    Rozłąka niby nie taka długa, ale bolesna. Wiem coś o tym, bo gdy mój chłopak wyjeżdżał zaledwie na tydzień to płakałam jak głupia.
    To miłe ze strony Harry'ego, że nie chciał z ich pożegnania robić widowiska. Świadczy to moim zdaniem o tym, że zależy mu na dziewczynie i że chciał żeby to była intymna chwila na tyle na ile się dało.
    Świetny rozdział !
    Całuję <3
    @Gattino_1D
    [gotta-be-you-darling]

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając rozdział, naśmiałam się za wszystkie czasy ahha! Fajniutki pomysł z tą opowieścią o wyczynach Nance:) Cieszę się, że Louis, choć minimalnie, zmienił swoje zachowanie wobec głownej bohaterki, aż mi się milej to czytało. Co nie zmienia faktu, że lubiłam momenty, w których jej dogryzał!!:D Wyjątek stanowi scena, kiedy Harry chciał(?) pocałować Nancy. I kurczę, czemu ja tak nie potrafię pisać?! Twoje opowiadanie czyta sie naprawdę lekko, a jest pisane poważnym językiem:) I jeszcze raz powtórzę - nie żałuję, ze tu trafiłam!!:D I choleeeernie jestem zadowolona z faktu, że wstawiłaś rozdział trzy tygodnie szybciej!!

    @beziimienna

    OdpowiedzUsuń
  4. UWIELBIAM Tomlinsona w tym odcinku. I Hazz też dobry.
    A Nan nie wkurzała.

    Dobry zgon miała, a historia z szopem epicka.

    Więcej komentarza po sesji. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś kochana, że dodałaś szybciej. I mam pytanko może następny rozdział pojawi się 14 lutego, w moje urodziny? Proszę *-* Z niecierpliwością czekam na next'a ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. To, że jest nowy rozdział zauważyłam już wczoraj wieczorem, jednak było już za późno, by go przeczytać, a co więcej - skomentować. Dlatego dzisiaj, kiedy tylko znalazłam wolną chwilę od razu się za niego wzięłam i jest pięknie! :)
    W momencie, gdy zaczęłam czytać opis poprzedniego wieczoru, w którym Nance ukazała chłopcom, i sobie, swoje drugie oblicze, którego nikt z nich nie znał, zaczęłam się śmiać do komputera jak głupia. Serio, dobrze, że mama tego nie widziała, bo nie wiem jakby zareagowała XD
    Nie lubię pożegnań, więc nie dziwię się Nancy, że zareagowała tak, a nie inaczej. Pewnie postąpiłabym podobnie, tym bardziej, iż musiała rozstać się na dwa miesiące z przyjacielem, którego dopiero odzyskała. Odnoszę też wrażenie, że nasza mała Nance troszkę się w nim podkochuje, aczkolwiek jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy.
    Kto by się w końcu nie kochał w przystojnym i seksownym Harry'm Styles'ie? No ja na pewno nie należę do grona osób odpornych na jego urok i według mnie Nancy też w końcu go zauważy bardziej niż dotychczas :))
    Mogłabym się jeszcze rozpisywać, ale nie bardzo mam na to czas, dlatego dodam tylko, że rozdział jest mega, super, ekstra, cudowny, wspaniały i w ogóle!
    Pozdrawiam, życzę weny i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy xx

    P.S. Hazz też chyba zaczyna coś czuć do Nance, po nim bardziej to widać ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem, co napisać. Serio. Napisałabym, że Twoje opowiadanie jest świetne, cudowne, och i ach, ale to tak naprawdę puste, nic nie znaczące słowa, które nie niosą ze sobą żadnych treści. Ale wiesz, co mam na myśli, prawda?

    Zajebiście podobała mi się scena z prysznicem. Nie wiedziała, co ścieka do brodzika... Trafiło to do mnie, kupuję, świetnie powiedziane. Czasem Ci zazdroszczę tego, że potrafisz tak plastycznie przedstawiać obrazy i rzucać tak trafne komentarze. Jesteś prawdziwym rzemieślnikiem słowa, Kochana ;)

    Jedyne, co nie spodobało mi się w tym rozdziale, to motyw z szopem. Nie przemawia to do mnie, wydało mi się naiwne i naciągane. Pomylić kota z szopem? Jakbym w życiu nie piła alkoholu i nigdy nie była pod wpływem, to może bym uwierzyła, że to tak działa, ale niestety, moje doświadczenia podpowiadają mi zgoła co innego :P Co prawda może i można się tak ubzdryngolić, nie przeczę [niektórzy potrafią odlać się do szafy myśląc, że to kibel i takie tam...], ale jakoś tu mi to nie pasowało i wydało się naciągane. Ale to taki mój subiektywny odbiór.

    Oczywiście w tym rozdziale też uwielbiam Lou i jego brudny ryjek <3 Ale jakoś, o dziwo, w tej części szczególnie zasympatyzowałam z Harrym. Wydał mi się taki przyjazny, ciepły... ludzki. Myślę, że takie przedstawienie go było właśnie Twoim celem, więc możesz otworzyć szampana - wyszło ;)

    Powodzenia w sesji, trzymaj się ciepło xxx :)

    PS. Widziałam szablon, który zrobiłaś Cherry. Konia z rzędem i pół królestwa daję za takie cudo. Jakbyś kiedyś miała chwilkę czasu to wiedz, że uniżenie proszę o skonstruowanie wdzianka dla mojej Inso ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. WOW....
    Kocham i chce więcej ;*
    Myślałam że nie wyrobie jak Harry opowiadał co wyramiała Nancy, aż przypominał mi się mój sylwester jak rozmawiałam ze sztucznym bałwanem twierdząc że to mój kolega z klasy. Lou był w sumie całkiem miły;) Co mnie cieszy. Pod koniec myślałam że się pocałują ale to tylko moja szalona wyobraźnia. Mam nadzieję, że się niedługo spotkają i że szybkododasz kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Strasznie uroczy ten rozdział :333 Podoba mi się ;) Coraz bardziej lubię Louisa xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Nancy zapamięta tę noc na zawsze, a ja na zawsze zapamiętam ten rozdział. Nie wiem już, co bardziej mi się w nim podobało. Czy pijana, przeurocza Nancy, która swoimi akcjami przebiła niejednego szalonego imprezowicza, Harry "sikający" strzykawką, czy może Louis i jego komentarze, które o dziwo mnie nie zirytowały, a sprawiły, że zaczęłam darzyć go jakąś maciupeńką sympatią. Trudny wybór. Idąc dalej, w pewnych momentach śmiałam się z Nancy i jej urwanego filmu, który tak bardzo przeżywała, ale ani trochę się jej nie dziwiłam, luka w pamięci i do tego kąśliwe uwagi Harry'ego i Louis'a, wprowadziłyby niejedną osobę w depresyjny stan. W pewnej chwili po prostu zrobiło mi się jej szkoda, ale kiedy tylko Styles i Tomlinson zaczęli jej wszystko opowiadać, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Szop szopem, ale akcja z flagą była najlepsza! I w tym wszystkim jeszcze Niall, który wpadł na ten pomysł, haha, teraz lubię go jeszcze bardziej. Nic nie poradzę na to, że mam słabość do takiej głupoty, lol :D Chciałabym zobaczyć duet Charlie i Niall, wydaję mi się, że stworzyliby naprawdę epicki imprezowy duet i swoimi pomysłami przebili samych bohaterów Kac Vegas :D W sumie mogliby stworzyć trio z Nancy, bo ta również pokazała, że stać ją na wiele haha :D Ale koniec już, bo przecież pijackie wybryki nie są w tym opowiadaniu wątkiem przewodnim! Kiedy Nancy i Harry znaleźli się w samochodzie, opuścił mnie dobry nastrój i zaczęłam ich rozstanie przeżywać równie mocno, co główna bohaterka. Tyle czasu się nie widzieli, tyle czasu stracili i teraz, kiedy zrozumieli swoje błędy, w końcu się pogodzili i spędzili ze sobą naprawdę miły weekend, który moim zdaniem uświadomił im, jak wiele dla siebie znaczą, muszą ponownie się rozstać. Najbardziej pocieszające jest to, że Nancy znowu zawita do Holmes Chapel, spotka się z Minnie i Charliem, a my będziemy mogli zobaczyć, co dzieję się u tej dwójki, bo muszę przyznać, że po pierwsze, bardzo mi ich brakowało, a po drugie, ciekawa jestem, jak teraz im się razem wiedzie :D Cieszę się, że jednak nie musiałam czekać do lutego na nowy rozdział. A więc, czekam na kolejny i ponownie życzę Ci pomyślnie zdanej sesji :)

    Pozdrawiam :* <3

    [http://youmyshelter.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
  11. Łohohohoh, zdecydowanie czekałam na relację z tego, co wydarzyło się w klubie oraz (jak się później okazało) nie tylko tam XD Pobudka zgotowana przez Harry'ego przypomniała mi poranek w któryś z Lanych Poniedziałków, pewnie z 3, może 4 lata temu. Wtedy mój brat postanowił mnie obudzić wylaniem mi na twarz kubka zimnej wody, a kiedy i to okazało się niewystarczające, zniósł mnie na dół do wanny i puścił wodę ;___; Dlatego nawet nie wiesz, jak bardzo utożsamiałam się z Nancy w chwili, kiedy została tak brutalnie wyrwana z łóżka XD Cóż, przynajmniej było wesoło i wszyscy wokół trochę się rozbudzili. Byłam przekonana, że Styles po kontrataku przyjaciółki nie odpuści, ale nie sądziłam, że będzie chciał ją tak szybko wykąpać xd Nie dziwię się, że nawet Louis w tej sytuacji nie powstrzymał się od śmiechu, chociaż bardziej pasują do niego pogardliwe prychnięcia. Tak swoją drogą wydaje mi się, że Tommo zaczyna stopniowo przekonywać się do Nance. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego był na nią wcześniej tak cięty, a i teraz ich relacji z pewnością nie można nazwać ciepłymi, ale jak to mówią... Zawsze coś. Poprawa zaszła, może z biegiem czasu będzie jeszcze lepiej.
    Przy relacji z tego, co działo się poprzedniej nocy dosłownie pękałam ze śmiechu, w życiu bym na coś takiego nie wpadła, na dodatek opisałaś wszystko ze szczegółami, więc moja wyobraźnia mogła pójść na całość, przez co szczerzyłam się do siebie jak nienormalna XDDD Zacznijmy od tego, że przez cały czas pisania tego komentarza w głowie gra mi Dancing Queen Abby, a jak jeszcze dołożę do tego obraz Nancy, wyginającej się jak zawodowa tancerka na barze, czym rozruszała dosłownie cały klub, to już w ogóle mam dosyć, serio xd Myślałam, że to wszystko, że już niczym innym nie zostanę tutaj zaskoczona, bo pomysł z zajumaniem amerykańskiej flagi przed jakąś knajpką już mnie tak bardzo nie bawił. Potem z mroków niepamięci wyłoniła się historia dotycząca kota-szopa, którą już doszczętnie rozłożyłaś mnie na łopatki XD Wiem sama po sobie, co człowiek wyprawia po alkoholu (rok temu koleżanki przyłapały mnie na długim monologu wygłaszanym właśnie do kota, na dodatek chwilami mi się wydawało, że odpowiada), mimo to poczyniania Nancy mnie rozwaliły XD Oj, to naprawdę była szalona noc... Trochę szkoda, że sama zainteresowana niewiele pamięta, bo film jej się urwał jeszcze zanim usłyszała treść pierwszego zadania - swoją drogą ten drink musiał być koszmarnie mocny, dziwię się, że ustała na nogach - ale cóż, wspomnienia pozostaną wśród pozostałych członków imprezy XD
    Przez większość rozdziału towarzyszył mi naprawdę dobry nastrój, cały czas uśmiechałam się do monitora albo parskałam śmiechem, niestety potem przyszedł ten trudniejszy moment, czyli pożegnanie Nancy i Harry'ego. No autentycznie przykro mi się zrobiło, poczułam nawet chęć do płaczu, a co dopiero musieli czuć oni sami. Spędzili ze sobą weekend, który minął dosłownie w mgnieniu oka, zacieśnili więzy między sobą (Nance udało się nawet nieco zmiękczyć twardą dupę Louisa), a tu niestety przyszło rozstanie, na dodatek tak długie. Mam cichą nadzieję, że Harry'emu uda się wcześniej odwiedzić przyjaciółkę, choćby tylko na kilka godzin. W końcu oboje będą za sobą koszmarnie tęsknić. Aż się smutno człowiekowi zrobiło...
    Jestem ogromnie ciekawa, co wydarzy się dalej. Jak zawsze muszę Ci pogratulować genialnych opisów, bo jesteś w nich nie tylko dokładna, ale też taka... lekka, po prostu chce się czytać :D
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Wybacz, że pojawiam się dopiero dzisiaj, ale jakoś tak nie miałam weny na porządny, solidny komentarz, a nie chciałam pisać nic byle jakiego.
    Tak, czekałam niecierpliwie na jakieś wyjaśnienia dotyczące dalszej części imprezy, ale szczerze mówiąc nie spodziewałam się czegoś takiego naprawdę! No ale cóż, nie dziwię się, ze Nancy tak naprawdę niewiele (a w zasadzie niczego) nie pamiętała z tamtej nocy. Przyznajmy szczerze, że wypiła sporo alkoholu, który właśnie w taki sposób na nią zadziałał. Pamiętam, że obawiałam się o to zadanie, które miał zlecić jej Louis, myślałam, że będzie to naprawdę coś paskudnego. Ale tutaj Tomlinson za Twoją sprawą mnie zaskoczył! Zadanie wymagające odwagi, to prawda, ale przecież Nancy było wszystko jedno. Ale popłynęła, nie ma co udawać. Dlatego nie dziwię się, że czuła się nieco zażenowana tym faktem. Każdy na jej miejscu skarciłby się w myślach, gdyby ktoś mu tu opowiadał. Zresztą, Louis i Harry mieli z tej opowieści niezły ubaw, ale z początku dziewczynie wcale nie było do śmiechu. Była wręcz przerażona. Ale już przy tym drugim zadaniu nieco się rozluźniła, a scena z koto-szopem naprawdę mnie rozbawiła! Wyobraziłam sobie jak Nancy kłóci się z Niallem o to, co tak naprawdę trzyma na kolanach. Mistrzowska scena, brawo Meadow! ^^
    Mimo wszystko, trzeba przyznać, że Nancy spędziła wyśmienity weekend w towarzystwie chłopaków i z pewnością zapamięta go na bardzo długo. Oby takie sytuacje jeszcze kiedyś się powtórzy, ale co do tego to chyba nie mam wątpliwości - w końcu przy One Direction nie można się nudzić, prawda?
    Wyjazd bohaterki zarówno dla niej samej jak i dla Harry'ego musiał być ciężki. Widać, że bardzo się ze sobą zżyli i chcą spędzać ze sobą coraz więcej czasu. A ponadto, ciągnie ich do siebie i bardzo żałuję, że pożegnanie odbyło się jedynie na dwóch przyjemnych przytuleniach. Harry mógłby ją pocałować czy coś, nie obraziłabym się. A teraz co? Tyle czasu muszą czekać, by znów się ze sobą zobaczyć.
    Czekam na rozdział kolejny, cieszę się, że pomimo nauki i nawału różnych spraw jakoś udało Ci się dodać to wcześniej. Dużo weny, kochana, powodzenia na egzaminach! <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Po pierwsze: PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM
    że tyle nie zaglądałam. Nie będę się głupio usprawiedliwać i paplać kłamst więc, po prostu tylko cię mocno przeproszę. x

    Ok, do rzeczy:
    AHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHHAHAHAHHAHAHHAHAHHAHAHHAAHAHHAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHHAHAHHAHHAHHAHAHAHH
    Powinnam być zła, że Lou jest wredny, (oczywiście jestem po stronie Nancy) to stwierdzam, że jest miszczem. No scena spod domofonu mnie rozjebała na łopatki (tak, przeczytałam od 9 rozdziału, bo tak cię zaniedbałam, :( ) . Leżałam ze śmiechu. Potem mnie trochę irytował, ale mimo wszystko sassy. :D xd (lol, też mam wypowiedzi) Ok.

    Jezu, a jak Nancy i Harry się prawie pocałowali (o i tu mnie mocno wkurzył Lou), kjsfkjsdbfjgao. No i czyżby Liam poczuł miętkę? ;O Harry będzie zły.
    No, ale pijana Nancy jest najlepsza. Funky Buddha powinno miec jej zdjęcie w jakimś oddzielnym przydziale z napisem "gość miesiąca" xd

    Podsumowując: jeszcze raz STRASZNIE PRZEPRASZAM, że tak zaniedbałam The Hesitate i obiecuję poprawę. :)
    Piszesz okropnie wspaniale i jestem twoją wielką fanką. ♥ Naprawdę cudownie się to czyta, a długość rozdziałów tylko dodaję w tym wszystkim perfekcji. xx

    @iNashton5s

    OdpowiedzUsuń
  14. To była naprawdę szalona noc, szkoda że Nancy będzie pamiętała ją tylko z opowiadań chłopaków. Lou i Haz, musieli mieć przy tym niezły ubaw, dobrze że przynajmniej w takim momencie Lou był choć trochę normalny, no i jego pożegnanie z Nancy też było mimo wszystko, w pewnym stopniu całkiem w porządku! W pewnym momencie myślałam, że Harry pocałuje Nancy, niestety do niczego takiego nie doszło. Może nawet stety. Kosztowało by to chyba zbyt wiele ich oboje, chociaż też może nie do końca.
    Okej, zaczynam bredzić.. życzę Ci więc powodzenia! :)x

    OdpowiedzUsuń
  15. Ile to już minęło? Uh.. 9 dni spóźnienia. Wgl nie powinnam się tłumaczyć, bo aż mi głupio, że tak długo nie mogłam się zabrać, by przeczytać ten rozdział. I właśnie to był mój wielki błąd, bo wyjaśniło się to na co czekałam tzn. co takiego wydarzyło się w trakcie i po zadaniu Nancy. Na zmianę wielki uśmiech i uniesione brwi kierowały mimiką mojej twarzy. Uśmiałam się wyobrażając sobie wszystko co wydarzyło się poprzedniej nocy, a zachowanie Louisa jest bardzo zastanawiające. Zaczynam podejrzewać, że koleś jednak nie ma złych motywów w stosunku do Nancy, a wręcz przeciwnie, coś jest, ale jest to tak dobrze przez niego skrywane, że tylko korci mnie, jako zagorzałego czytelnika, do przebierania nogami ze zniecierpliwienia.
    Duużo weny i jeszcze więcej poomysłów! :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Takie idealne <3 Po prostu nie można się do niczego przyczepić... Wszystko jest idealnie dopracowane <3
    Po prostu CUDO :* Czekam na kolejnyy <3
    -
    http://you-and-i-fanfiction.blogspot.com/
    -
    Pozdrawiam! Xx
    / Haz.

    OdpowiedzUsuń
  17. Kocham te rozdzialy jest to jedno z najlepszych opowiadan jakie czytalam *-*mozesz czuc sie wyrozniona bo na ogol nie dodaje komentarzy xD

    OdpowiedzUsuń
  18. Cudny rozdział. Serio, przepraszam, że tak krótko i zwięźle, ale mam niewiele czasu ;) Dziękuje za taki świetny komentarz u mnie [bla, bla, bla, z tym do spamu] i obiecuje, że się odwdzięcze, jak czas mi na to pozwoli :)
    Pozdrawiam.
    xx
    Niewierna

    OdpowiedzUsuń
  19. Aj jaj jaj! Byłam pewna, że już ten rozdział komentowałam.
    Może mi się tylko wydawało, bo był tak geniaaalny. Wiesz, że uwielbiam pomysły rodzące się w Twojej głowie... No dobra. Moje uwielbienie nie sięga tych pomysłów, przez które uzależniam się od głupich gier jak puddingi. Ale jeśli chodzi o pisanie, czy szablony, to na prawdę Cię szanuję i lubię. Albo odwrotnie.
    Dobra, dość tego słodzenia. Zaraz zarzucisz mi lizodupstwo, a ja osobiście się porzygam od tego nadmiaru słodkości.

    Opis ledwo rozbudzonej Nancy, to chyba jeden z najlepszych opisów barłożenia i porannych dylematów jaki czytałam. Taki swojski i przeciętny. Bez depresyjnych lasek ze złamanym sercem, czy melancholijno - transcendentalnych przemyśleć o istocie życia, czy innego shitu.
    Nie.
    Tutaj mamy piękną zwyczajną relację miedzy łóżkiem, a śpiącą dziewczyną. Czyli najpiękniejszy związek na świecie. Ale oczywiście jakaś kudłata bestia musiała w nim przeszkodzić. No bo jakże by inaczej! Zawsze mówiłam, że mężczyźni to zwierzęta. Nic więcej. Z-W-I-E-R-Z-Ę-T-A.

    Idąc dalej.

    Mimo, że to kompletnie niegodne uwagi zwierzęta, to zawsze będę szipować Nancy i Harr'ego. Mimo, że Nan czasem mnie drażni tak jak Ciebie drażni Meg, to jest w relacji Hazz / Nan coś tak słodkiego, że aż... Nie, że prowadzi do retorsji czy coś. Bardziej chciałam zwrócić uwagę na pewną naturalność i pierwotność ich relacji. Wściekają się na siebie, zazdroszczą, walczą i cieszą się w pewien niepohamowany i radosny sposób, który doprowadza do tego, że ja też śmieję się jak głupia do tego monitora.
    Dobrzy są. Chociaż, gdyby to byli moi znajomi to pewnie bym ich zamknęła w schowku na miotły. Wraz ze śmierdzącym wiadrem pomyj. Ot.

    "Momentalnie stanęłam jak spetryfikowana nie do końca mogąc uwierzyć w to, co miało miejsce przed paroma sekundami." Dzieci Harrego Pottera mają większy zasób słownictwa. Cała reszta bachorni, która nie miała szansy dorastać ze Złotą Trójcą, może suck my nonexisting dick.

    I ten moment, gdy całe towarzystwo zdaje sobie sprawę, ze przegięło pałę. Tak, dobrze to oddałaś, mała.
    A w ogóle to dziwne, ale Nancy w tym rozdziale nawet zdobywa swoimi odzywkami moje serce, ale to pewnie dla tego, że nie miała za dużo czasu i siły by myśleć wśród przedstawionych tutaj wydarzeń. I DOBRZE.


    Imprezowe opowieści zawsze rządzą. Te, które chłopaki przedstawili Nancy doprowadziły mnie do śmiechu, bo nie jeden raz byłam w podobnej sytuacji jak ona. Nie żebym miała pass out, ale zdarzało się, że z jednej imprezy mieliśmy dziesięć różnych wersji wydarzeń i cały następny dzień, obok walczenia z kacem próbowaliśmy ustalić co tak na prawdę się wydarzyło.

    Nan, piąteczka!


    Obok rozkoszniackich Nancy i Harrego to właśnie pożegnanie Louisa i dziewczyny najbardziej ujęło mnie rozwaliło. Do tego stopnia, że zaczęłam znowu śledzić tą pijacką opowieść by spróbować się dowiedzieć co takiego ta nieroztropna dziewczyna powiedziała Tommo, że ten zmienił swoje podejście do niej. Pewnie nic mu nie powiedziała, a ja szukam wątku, gdzie go nie ma, ale fajnie jest sobie pofantazjować co by był, gdyby przypadkiem nawalona jak samolocik Nan wyjawiła Louisowi coś co nigdy nie miało ujrzeć światła dziennego. xDDD

    Piosenka i pożegnanie cudownej dwójki to inna sprawa i chcę zobaczyć jak się rozwinie.


    SERIO. Chcę to zobaczyć, więc uwijaj się tym co Ci tam zostało do zaliczenia, ty filolożko i do pisania.

    Loffffki!

    M.K

    ( http://last-direction.blogspot.com/ )

    OdpowiedzUsuń