7 września 2013

Rozdział jedenasty: Jak dawniej


            W środowy wieczór zdecydowanie zasiedziałyśmy się z Minnie u państwa Miles. Ba, zasiedziałyśmy. Zostałyśmy na noc i wyżarłyśmy im pół lodówki wraz z ich synem. Nie mieli nic przeciwko, sam Paul proponował nam nawet jakieś whisky, ale ku jego zaskoczeniu, odmówiliśmy. Nie był świadom, że nasze własne zasoby czekały w pokoju Charliego.
            Powoli zdawałam sobie sprawę, iż ostatnimi czasy dość często zdarzało nam się balować bez większego powodu. Tak, jak niegdyś świętowaliśmy moją ripostę do Ackermana, tym razem nadszedł czas na opijanie riposty do Harry'ego. Mimo rozmowy, jaką odbyliśmy z Milesem na wzgórzu, przeistoczyliśmy ogródkową kłótnię w żart. Pomogło mi to w zwalczeniu poczucia winy. Według przyjaciół nie powinnam brać całej odpowiedzialności na siebie ze względu na to, iż to tak naprawdę ja zostałam nieświadomie sprowokowana. Co prawda, gdybym nie podsłuchiwała, obiad miałby szansę na zakończenie się w bardziej przyjemnych okolicznościach. Los zaś chciał inaczej.
            - Co się stało, to się nie dostanie – skwitował Charlie i miał całkowitą rację. Niestety płacz nad rozlanym mlekiem należał do moich hobby.
            Po wsączeniu kilku butelek tego i owego, a także po niekończących się żartach, plotkach i spekulacjach na rozmaite tematy, w końcu pogrążyliśmy się w głębokim śnie na podłodze, budząc się wczesnym rankiem z obolałymi kręgosłupami, kościami ogonowymi i karkami. Wraz z Fletcher pomogłyśmy Charliemu uprzątnąć bałagan, który stworzyliśmy w nocy, aby czym prędzej wrócić do własnych łóżek i przeboleć jakoś ten sen na twardych panelach. Ku mojemu zdziwieniu Minnie poinformowała mnie, że zostanie, bo „coś tam”. Powód, jaki mi sprzedała nie należał do najlepszych, dlatego też zorientowałam się, że kręci. Kac uniemożliwił mi na dopytywanie jej o szczegóły, wołał błagalnie o jak najszybsze dotarcie do domu, więc wzruszyłam ramionami i pożegnałam się z tą podejrzanie zachowującą się dwójką.
Przemijałam wraz z kierunkiem ciepłego i przyjemnego wiatru uliczkami Holmes Chapel z nie najgorszym humorem. Czas spędzony z przyjaciółmi znacznie mi go poprawił. Przechodziłam sobie spokojnie z nóżki na nóżkę, nie zamartwiając się już tak mocno potyczką podczas sobotniego obiadu, a co lepsze, poczucie winy faktycznie znikało małymi kroczkami. Niemniej wciąż planowałam przeprosić, gdyż tak nakazywało mi sumienie i kultura osobista. Nie potrafiłabym o tym zapomnieć i udawać, że nic się nie wydarzyło. Musiałam to zrobić choćby dla siebie samej.
            Wskoczyłam sielsko na ganek swojego domu i prędko pokonałam przeszkodę w postaci drzwi. O dziwo, nie zostałam przywitana ani przez mamę, ani przez tatę, a mogłabym dać sobie uciąć rękę, że gdzieś tam byli. Nie mogli spać, ponieważ wejście nie było zamknięte na klucz. Nie było sensu ich szukać, bo od razu wciągnęliby mnie w jakąś rozmowę i ze snu w przytulnym i mięciutkim łóżku byłby nici. Zrzuciłam zatem z nóg buty i wdrapałam się po schodach na górę, niezwykle zmęczona kierując się do sypialni. Niby przespaliśmy te siedem godzin, lecz i tak potrzebowałam kilku kolejnych, aby móc porządnie funkcjonować.
Nieco ospała złapałam za klamkę i przekręciłam ją automatycznie w prawo, pchając drzwi do przodu z myślą, że już za sekundę walnę się na wyrko i odpłynę do błogiej krainy. Nie przypuszczałam, że coś może mi pokrzyżować owe plany.
            Gdy tylko postawiłam pierwszy krok i uniosłam wzrok na upragniony mebel to, co na nim zobaczyłam wprawiło mnie w niemały szok. Stałam przez dobre kilkanaście sekund w totalnym osłupieniu, nie mając pojęcia co powiedzieć. Kompletna pustka w głowie. Jak nigdy.
            Poczułam jedynie przyspieszone bicie serca i nieprzyjemne wrażenie, iż zaraz zemdleję.
            - Co ty tutaj robisz? - wypaliłam nadzwyczaj oschle i odwróciłam wzrok na bok, aby nie gnębić się tym widokiem. Nie chciałam tak zabrzmieć. Przymknęłam oczy, karcąc się w duchu.
            - Chciałem porozmawiać – odparł tonem, przez który przemawiał żal.
            Siedział na moim łóżku, od tak. Wszedł do mojego domu. Został tutaj wpuszczony przez moich rodziców. Pozwolili mu wejść do mojego pokoju. To prawie jakby dali mu przyzwolenie na ponowne zranienie mnie. Czy już nie dość wrażeń?
            Siedział na moim łóżku z miną męczennika. Smutny? Podpierał się rękoma krawędzi. Denerwował się? To ja powinnam być zdenerwowana tym, co zastałam w swojej prywatnej oazie.
            Wyglądał zupełnie inaczej niż pięć dni temu i nie chodzi mi o ubrania, a raczej o postawę i aurę dryfującą tuż nad nim. Nie cwaniaczył już tak, nie był pewny siebie, nie zanosiło się także, aby zdobył się na jakiś akt bezczelności. Ta odmiana zraniła mnie niczym zardzewiały sztylet.
            - O czym? - spytałam głupio, lecz na nic innego nie mogłam się zdobyć.
            - Najlepiej o wszystkim.
            Posunęłam się odrobinę do przodu, aby zamknąć za sobą szczelnie drzwi. Nie miałam ochoty, aby rodzice cokolwiek usłyszeli w razie, gdyby pokusili się o podsłuchiwanie. Wbijając oczy w podłogę przeszłam niespełna metr dalej i oparłam się o komodę stojącą centralnie naprzeciw łóżka.
            - Słucham. - Zakryłam twarz włosami i złapałam się za głowę jedną ręką. Naturalnie byłam bliska płaczu, musiałam się czym prędzej uspokoić. Jeszcze nie czas na takie ekscesy. Cóż to by była za porażka, gdybym rozkleiła się na jego oczach na samym początku.
            - Nie mam pojęcia od czego zacząć – zaśmiał się nerwowo. Przyszedł tu bez żadnego planu. Nie przygotował się. Nie przygotował żadnego scenariusza. Poszedł na żywioł. Więc... Chciał polegać na impulsie, improwizować. Czy to znaczyło, że wolał, aby przypadek pociągnął go za język? Że bez planu powie więcej, a w tym coś istotnego? Sama nie wiedziałam czy to dobrze, czy źle. Z jednej strony odebrałam to pozytywnie, z drugiej jednak stwierdziłam, że nie mogę ulec zbyt szybko, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że tak właśnie będzie.
            - Może od tego jak uwierzyłeś w głupią plotkę i postanowiłeś kopnąć mnie w dupę? - Podniosłam głowę i odważyłam się spojrzeć na niego z pretensjami wymalowanymi na mojej bladej od nerwów twarzy. Nie potrzebowałam zbyt wiele czasu, aby przejść z całkiem błogiego stanu z powrotem do rozdrażnienia.
            - Więc wiesz... - mruknął pod nosem, odwracając ode mnie wzrok.
            - Tak, wiem – odparłam dosadnie i jeszcze surowiej niż na starcie. Tym razem nie pożałowałam.
            Jakiś czas tkwiliśmy naprzeciw siebie w głuchej ciszy, oboje spoglądając w przeciwne strony. Być może wyjawienie mi powodu, dla którego mnie porzucił na zbity pysk było punktem głównym jego wizyty, dlatego zdawał się być tak zawiedziony. Ponad to nagła zmiana jego zachowania była nie tylko podejrzana, ale też niepokojąca. Jeszcze w sobotę był gotów zadźgać mnie słowami, teraz natomiast głaskał mnie nimi po policzku.
            - Przepraszam.
            Ogarnęło mnie niezmierzone zdumienie. Czy też się przesłyszałam, czy do mych uszu dotarło słowo, które tak bardzo pragnęłam usłyszeć? Wprawiło mnie ono w totalny amok. Wystarczyło to jedno słowo i dźwięk jego cudownego, zachrypniętego głosu, abym porzuciła wszystko za siebie i była gotów zapomnieć. Byłam niesłychanie słaba wobec niego i to także mnie raniło.
            - To było dawno temu, ale nadal nie do końca dobrze się z tym czuję. Nie powinienem tego robić.
            Przyznał to. Wreszcie przyznał, iż popełnił błąd. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak wiele to dla mnie znaczyło, aż do momentu, gdy naprawdę się to stało. Mimo to nadal czułam, iż nie zasługuje na to, aby tak łatwo mu wybaczyć. Zbyt wiele dni i nocy przepłakałam, aby zostać udobruchana jego pierwszym podejściem.
            - Wiem, że nie prędko mi wybaczysz, ale mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi – kontynuował, gdy zauważył, że nie zamierzam w żaden sposób skomentować jego aktu odwagi.
            - Dlaczego tak zareagowałeś? Czemu nie próbowałeś tego nawet wyjaśnić? - Po kolejnej dawce ciszy, zdobyłam się na wydobycie z siebie dwóch nurtujących mnie od dawna pytań, mając jednocześnie olbrzymią nadzieję, że uzyskam satysfakcjonujące mnie odpowiedzi. Przedobrzyłam z tymi nadziejami.
            - Bo byłem idiotą.
            - I to ma być odpowiedź na pytanie, które zadaję sobie nieprzerywanie od dwóch lat?! - krzyknęłam na niego, w sekundę przechodząc znów w stan rozgorączkowania. Nie do wiary! Nie do wiary! A tak dobrze się zaczęło! Doprawdy tylko tyle był stanie powiedzieć? Czy to brzmiało choćby w jakimś najmniejszym calu na porządny argument? Ten chłopak nigdy nie przestanie zaskakiwać.
            - Nancy... - Bezskutecznie usiłował przerwać mój przypływ wzburzenia. Dokładnie, byłam niczym wzburzony ocean, gigantyczna, masywna i rozszalała fala pochłaniająca kutry i statki podczas sztormu. Nadeszła pora wypluć z siebie żale, pretensje, zarzuty, smutek, złość, absolutnie wszystko.
            - Myślisz, że przyjście tutaj i powiedzenie jednego słowa zrekompensuje mi te wszystkie nerwy i łzy? - Zasypałam go dosadnym tonem, choć jeszcze przed minutą poczułam jak to zwykłe „przepraszam” wypowiedziane przez niego otuliło mnie i powoli przekonywało do przebaczenia. - Jeżeli tak, to jesteś zajebiście naiwny i wygląda na to, że teraz to ty będziesz zadręczać się byciem odrzuconym, a ja nie kiwnę na ciebie palcem przez kolejne lata!
            - To co niby mam zrobić, żebyś mi wybaczyła?! - Harry nie był mi dłużny i także podniósł głos. Wyraźnie go zdenerwowałam. Zabrzmiał odrobinę jak desperat. - Nie masz, kurwa pojęcia jak ciężkie były dla mnie te dwa lata i nie chodzi mi o program i sławę, tylko o to, że nie mogłem dzielić tego z tobą, że nie było cię tam ze mną, że nie mogłem zobaczyć jak dumna ze mnie jesteś, nie mogłem zobaczyć jak siedzisz w pierwszym rzędzie na publiczności z transparentem, jak wspierasz mnie w ciężkich chwilach, pocieszasz. I tak, doskonale wiem, że to wszystko moja wina i cholernie tego żałuję, bo nic i nikt nie zwróci nam tego straconego czasu, ale myślę, że jeszcze nie jest za późno, aby przeprosić i spróbować odbudować choć kawałek tego, co mieliśmy. Nie chcę mijać cię na ulicy i udawać, że się nie znamy. Nie chcę czuć jak mordujesz mnie wzrokiem. Nie chcę już milczeć. Dlatego tu jestem, żeby przyznać otwarcie, zarówno przed tobą, jak i przed sobą samym, że żałuję tego, że zachowałem się jak kompletny dupek. I przepraszam. Naprawdę.
            Sztorm wewnątrz mnie rozpętał się na dobre. Myśli i uczucia szalały, obijały się o siebie i wybuchały, w efekcie czego pojawiały się nowe.
            Zrobiło mi się gorąco, z każdym kolejnym jego słowem oddychałam coraz ciężej. Łzy napierały coraz silniej, od czego zaczęła boleć mnie głowa. Stałam doszczętnie zniszczona i rozsypana, mocno zaciskając usta i wpatrując się w dywan.
            Pierwsza łza poleciała po policzku, a zaraz za nią następna i następna. Nie przeszkadzało mi już to, że ukazałam przed nim swoją słabość. Przymknęłam oczy i starałam się uspokoić oddech i zatamować płacz. Dopiero teraz kamień całkowicie spadł z mego serca. Otrzymałam to, na co zasługiwałam. Prawdę.
            On sam nie wiedział co począć. Stać dalej i patrzeć na mnie, czy też podejść i objąć. Ostatecznie czekał pokornie na moją odpowiedź. Bał się tak samo, jak ja. Wyczułam to. Emanował tak samo skrajnymi emocjami, co ja. Byliśmy tacy sami, czuliśmy to samo i prawdopodobnie myśleliśmy to samo.
            - Dobrze... - mruknęłam, pociągając nosem i zatrzymując na jakiś czas szlochanie. Uniosłam głowę i czerwonymi, napuchniętymi i jeszcze mokrymi oczami spojrzałam wprost na niego. - Możemy zacząć od początku.
            Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu, wiercąc w sobie nawzajem dziury. Napięcie i dystans między nami rosły w siłę z sekundy na sekundę, a ja nie potrafiłam wyczekać momentu, w którym pękną, skruszą się na miliardy kawałeczków i rozsypią się po podłodze.
            Harry podszedł do mnie błyskawicznie i oplótł mnie swoimi masywnymi ramionami. Przytulił mnie po raz pierwszy od tak dawna. Czułam jego perfumy, które delikatnie rozpieszczały moje nozdrza. Zapomniałam już jak pięknie pachniał. W chwili, gdy nasze ciała się dotknęły miałam wrażenie, że przelał na mnie same pozytywne odczucia. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Miło i ciepło. Byłam szczęśliwa i zadowolona.
            Będąc bezpieczna, ukryta w jego ramionach, wybuchłam płaczem już bez żadnego większego skrępowania. Przycisnął mnie jeszcze mocniej do siebie, co sprawiło, że wydobyłam z siebie więcej łez.
            - Już wszystko w porządku – szepnął mi do ucha. Nigdy w życiu nie czułam się tak dobrze.




            Musiał załatwić coś ważnego, więc nie został na długo, ale zaproponował spotkanie w wiadomym miejscu. Strasznie się tym przejmowałam. Bardzo chciałam znów się z nim zobaczyć i porozmawiać na spokojnie, wyjaśnić do końca parę spraw, a także zwyczajnie poplotkować, dowiedzieć się jak naprawdę wygląda teraz jego życie. Zadać pytania, których poniekąd się wstydziłam. Niby zawsze zastrzegałam się przed wszystkimi, że mam gdzieś jak przebiega jego życie, a jednak planowałam się tego dowiedzieć, a zarazem sama opowiedzieć mu o tym, co dzieje się u mnie. Zapewne i on był ciekaw.
            Zaraz po tym, jak opuścił mój pokój udałam się do łazienki, żeby ochłonąć. Charlie starał się uprzedzić mnie o tej wizycie swoimi wielokrotnymi aluzjami, mimo to wciąż czułam się w pełni zaskoczona i zszokowana faktem, iż Harry postanowił stawić się osobiście w moim domu. Już prędzej podejrzewałabym go o próbę znalezienia mnie na Cotton Hill, bądź zaaranżowania czegoś właśnie razem z Milesem.
            Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę, męcząc się z ustawieniem perfekcyjnej temperatury. Z każdą kolejną kroplą spływały ze mnie wszelkie zarzuty i cała nienawiść, jaką pałałam do Harry'ego przez ostatnie lata. Jednocześnie miałam wrażenie, jakby coś nad wyraz ciężkiego odeszło, odsunęło się ode mnie. Nareszcie odetchnęłam z ulgą. Nie czekało mnie już nic przykrego.




            Zbiegając wesoło po schodach podekscytowana wyprawą na Cotton Hill, wpadłam na mamę. Przywitała mnie podejrzliwym spojrzeniem. W sumie nie było się czego dziwić, bo przez minione dni strzelałam piorunami na prawo i lewo, zatem taki widok musiał wzbudzić jakieś domniemania.
            - Wybierasz się dokądś? - spytała przymrużając oczy. Chyba chciała sprawić wrażenie groźnej rodzicielki, gotowej zakazania mi wyjścia z domu, choć dobrze wiedziała, że się to nie uda.
            - Wybacz, Fiono, ale zdaje się, iż jestem już spóźniona i z przykrością muszę odmówić uczestnictwa w tej zapewne bardzo fascynującej konwersacji – odparłam niezwykle stonowana, siląc się na mocny brytyjski akcent, wprawiając tym mamę w niemałe zdumienie. Jedyne, co zdołała z siebie wydusić to ciche „Okej...” wymruczane pod nosem. Uśmiechnęłam się cieplutko i wyminęłam ją.
            - Myślisz, że nie wiem dokąd idziesz? - Fiona zabrzmiała całkiem zabawnie, wypowiadając te słowa. Obróciłam się na pięcie ciekawa rozwoju sytuacji. Do czego ona zmierzała tym podstępnym tonem. - Przecież sama go tu wpuściłam. - Pokręciła głową, wywracając oczami, po czym podeszła do mnie i nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, przytuliła mnie. I nie zamierzała chyba wypuścić mnie ze swych objęć prędko, lecz mnie faktycznie naglił czas.
            - Mamo – wysapałam niewyraźnie, ponieważ moja twarz była wręcz wgnieciona w jej ramię. - Mamo! - powtórzyłam, gdy ta nie zareagowała.
            - Już, już, przepraszam. - Odsunęła się ode mnie, wycierając opuszkiem palca pojedynczą łezkę. Nie mogłam uwierzyć, że aż tak ją to wzruszyło. - Ja tylko... cieszę się, że nie zepsujecie kolejnego obiadu.
            Zaśmiałyśmy się na ten czarny żarcik. Za to uwielbiałam moich rodziców. Za poczucie humoru i dystans, a także za to, że tak szybko wybaczyli mi występek w ogrodzie. W końcu byłam ich jedynym dzieckiem, nie mogliby gniewać się na mnie dłużej niż te kilka dni.




            Siedzieliśmy w dwójkę na wzgórzu i poza podziwianiem widoku rozciągającego się tuż pod nami, coraz bardziej wciągaliśmy się w rozmowę. Z początku nie szło nam najlepiej. Oboje nie byliśmy do końca pewni czy możemy pozwolić sobie na zupełną swobodę. Szczególnie ja. Stresowałam się nieziemsko. Nie gadałam z nim dość długo, zmieniliśmy się, podrośliśmy, w pewnym stopniu również dojrzeliśmy. Nie chciałam zabrzmieć głupio, palnąć jakiejś gafy, czy coś w ten deseń, ale zaraz przypomniałam sobie, że przecież byłam ze swoim dawnym przyjacielem i nie powinnam wcale a wcale myśleć o takich rzeczach. Z czasem zauważyłam, że Harry zaczął się na mnie otwierać. Wypowiadał się bardziej śmiało, krępację pozostawił już za sobą. Pomogło mi to w zwalczeniu swoich uprzedzeń i lekkiego zdenerwowania. W pewnym momencie czułam się już na tyle swojsko, że zadałam jedno, istotne dla mnie pytanie.
            - Kiedy wyjeżdżasz?
            Odwrócił się w moją stronę, a uśmiech widniejący na jego twarzy zniknął w przestworzach niewielkiego smutku.
            - Jutro – powiedział w taki sposób, jakby bał się mnie o tym poinformować, chociaż prędzej czy później i tak musiałby to zrobić. Chyba, że miał w planach wyparowanie. - Ale niedługo wrócę – dodał dla otuchy.
            - To znaczy za ile?
            - Za miesiąc.
            Prychnęłam pod nosem. Po dwóch latach dostaję jeden dzień, więc po miesiącu dostanę godzinę?
            - Uwierz mi, to nie tak długo, jak się zdaje.
            Widząc, że jego próba podniesienia mnie na duchu zakończyła się niepowodzeniem, czym prędzej zmienił temat. To było całkiem w jego stylu. Dobry kumpel, ratujący sytuację.
            - Może ściągniemy tu Charliego i Mins? - zapytał nieco podekscytowany. Przetrawiłam jego pomysł i właściwie był trafny. Sądząc po jego minie nie mógł się doczekać ich reakcji na zobaczenie naszej dwójki razem. Moja wyobraźnia nie była w stanie wyprodukować takowej sceny z Minnie. Chyba padłaby na zawał z szoku.
            Wyciągnęliśmy komórki i wysłaliśmy do nich wiadomości o takiej samej treści.
            „Weź jakieś procenty i wbijaj na CH”
            Nie minęło kilka minut, a w odpowiedzi otrzymaliśmy dwa idealne esemesy.
            „Jeszcze Ci mało po wczoraj? Już idę do Gross'a.”
            „Ile?”
            Zadowoleni z pozytywnego przebiegu naszego diabelskiego planu, oparliśmy się o gigantyczny, stary dąb i niecierpliwie czekaliśmy na pojawienie się przyjaciół. Po niecałej godzinie zupełnie, jakby zsynchronizowani wyłonili się spod górki. Miles tak samo, jak kilka dni temu wdrapywał się bez większych trudności, trzymając ręce w kieszeniach kurtki. Gdy tylko nas zauważył uśmiechnął się wymownie, natomiast Minnie zatrzymała się w miejscu i otworzyła oczy najszerzej jak potrafiła.
            - Co do...
            - Wyrażaj się młoda damo! - skarcił ją natychmiastowo Harry, a kąciki jego ust mimowolnie uniosły się w górę.
            Miles złapał Fletcher pod ramię i poprowadził kilka kroków w górę, bo sama chyba nie dałaby rady. Blondynka chciała coś powiedzieć, ale za każdym razem, kiedy otwierała usta jąkała się w okrutnie zabawny sposób. Patrzyła to na mnie, to na Harry'ego, robiąc przy tym komiczne miny. Wyglądała na bezbronną i zagubioną.
            - Wszystko gra, Mins – rzekł rozbawiony Styles, pochylając się i zaglądając dziewczynie w oczy, aby za pomocą kontaktu wzrokowego przekonać ją do tego, że to, co widzi jest prawdziwe i namacalne.
Minnie zmarszczyła brwi, po czym chyba zrozumiała, co się działo.
            - Więc mogę zrobić to... - powiedziała niby niepewnie, ale zaraz po tym rzuciła się na Harry'ego z szerokim uśmiechem i zaczęła mierzwić jego włosy. - O ludzie! Ależ ja za tobą tęskniłam! - krzyknęła radośnie, a echo jej głosu poniosło się razem z wiatrem nad cichymi uliczkami Holmes Chapel.
            I znów byliśmy razem. Ja, Harry, Mins i Charlie. Jak dawniej.



 




_____________________________________________

             Końcówka rozdziału wyszła mi beznadziejnie, tak samo końcówka rozmowy Harry'ego i Nancy. Widzę to inaczej, ale nie byłam w stanie odpowiednio tego opisać, niestety, eh.. No to mamy pojednanie. Za szybko? Za łatwo? Co sądzicie o tym? To bardzo ważne c:
             Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział, ale nie prędko, bo brakuje mi czasu na spokojne posiedzenie w domu. Postaram się jednak, żeby nie było to dłużej niż dwa tygodnie, niczego jednak obiecać nie chcę.
             Dziękuję, że wciąż tu jesteście. Ze mną i z Nancy. To wiele dla nas znaczy :D
             Pozdrawiam!

20 komentarzy:

  1. jej. *.*
    ale fajnie, że się pogodzili :3
    cudny rozdział, a końcówka właśnie najbardziej mi się podoba. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie szybko, nie łatwo. Idealnie. :)
    Tylko ten wyjazd Harrego taki szybki...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspanaiły <33 nie mogę doczekać się co bedzie dalej czy miedzy Nacy a Harrym coś bedziee :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż muszę przyznać, że ten rozdział.. Hm, nie wiem jak Ci to powiedzieć Meadow, ale muszę.. W końcu się przyjaźnimy.. No dobra, już mówię, poważnie.. Ten rozdział bardzo mi się podoba! : ) Hehe, ale ze mnie taki śmieszny heheszek jest, cnie. Nie no a teraz już tak całkiem na serio, wiesz, że lubię wszystko co napiszesz. Moment pogodzenia się Harrego i Nancy jest w porządku, nie wiem o co Ci chodzi, końcówka też mi się podoba, więc daj spokój! :D Jeśli mam być szczera, to po odwiedzinach u Ciebie nieco inaczej patrzę na Nancy, właściwie na całe to opowiadanie. Sama wiesz dlaczego.. Ale nie o tym chciałam napisać, na myśli miałam to, że nie możesz zrobić tego o czym mi mówiłaś! Bo wszyscy to kochamy i zrobisz krzywdę nie tylko sobie, ale wszystkim czytelnikom, więc się opanuj i ciskaj dalej. <3
    Pisz szybko nowy rozdział! Póki nie masz nic ważnego do roboty. ;/ <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobry rozdział. :) Uwielbiam twojego bloga, myślę, że to najlepszy dotychczas blog jaki miałam okazję czytać. Masz talent do pisania, co doskonale tutaj widać. Cieszę się, że w końcu doszło do pojednania pomiędzy tą dwójką, i że wszystko wróciło do normy. Szkoda jednak, że Harry tak szybko wyjeżdża, nawet nie zdążą nacieszyć się swoją obecnością. Dobra, dobra, czekam na next. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nadszedł czas na mój komentarz! Weź pod uwagę to, że jadę w autobusie i dodaję go z telefonu - cóż za poświęcenie! Po pierwsze, jaram się szablonem <3 Po drugie, nareszcie jest Harry, jakiego sobie wyobrażałam i na pewno go polubię! W końcu dorósł do tego, aby się przyznać do błędu i go naprawić. Mam nadzieję, że nie będziesz nas trzymać tak długo w niepewności i zaspokoisz nasz głód szybciej niż za dwa tygodnie!
    Lovelovelove <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie spodziewałam się, że Harry jako pierwszy wyciągnie rękę na zgodę... ale w sumie to bardzo dobrze, bo przez niego wszystko się posypało. Jestem bardzo ciekawa czy jeżeli Harry wyjedzie to ich następne spotkanie będzie równie udane jak to, bo w międzyczasie wszystko może się zdarzyć.. ale to tylko takie moje gdybanie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest świetnie czo ty gadasz? Tak na prawdę nie spodziewałam się że tak szybko się pogodzą chociaż może to i było konieczne bo jest już 11 rozdział :) Teraz tylko się zastanawiam nad jednym... a mianowicie w zapowiedzi jest napisane że Harry wiciąga do Nancy pomocną dłoń, ale jednak jego zamiary nie są do końca czyste. Zastanawiam się tylko o co chodzi, jaki interes może mieć z tego Harry? Jestem strasznie ciekawa, oczywiście rozumiem że nie znajde odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie w najbliższych rozdziałach, chyba że dodasz rozdział z perspektywy Hazzy i tam ujawni nam swoje nieczyste myśli (o boże jak to zabrzmiało, "nieczyste myśli" to brzmi jak z czeskiego porno xD)
    Także pisz proszę szybko 12 rozdział bo my tu umieramy z ciekawości :)
    Uff troche sie rozpisałam, ale to chyba mój najdłuższy komentarz w tym tygodniu xD wszystkie inne kończyły się zdawkowymi słowami :P
    No więc pozdrawiam życzę weny i powodzenia w szkole :) xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana, naprawdę świetny rozdział :) Cieszę się, że póki co, pomiędzy Harrym a Nancy jest wszystko w porządku :D Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  10. Prawdę powiedziawszy nie uważam, abyś cokolwiek zniszczyła. Owszem, Nancy nieco zbyt łatwo wybaczyła Harry'emu, ale szczerze mówiąc na jej miejscu zachowałabym się identycznie. Wystarczyłoby mi to słowo "przepraszam" i przyznanie się do błędu. Po raz pierwszy od dawna Styles nie zirytował mnie swoim zachowaniem, a wprost przeciwnie: cieszę się, że wreszcie zachował się jak prawdziwy facet. Ta rozmowa była im obojgu potrzebna, nigdy nie zaznaliby spokoju, gdyby sobie tego wyjaśnili. A końcówka, kiedy Harry przytulił Nancy... Ja się rozpłynęłam. Może faktycznie widzisz to inaczej i rozumiem, aczkolwiek ta cała scena jest teraz jak dotąd jedną z moich ulubionych w całym opowiadaniu.
    Cieszę się, że Hazza i Nancy zaczynają odbudowywać swoje relacje. Dzięki temu znów mogą spędzać czas we czwórkę, oczywiście kiedy tylko Styles będzie miał przerwę w swojej pracy. Nabrałam jakiegoś dziwnego podejrzenia, że Charlie i Minnie kręcą ze sobą ;>
    Naprawdę świetny rozdział, czytało się go lekko i przyjemnie. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  11. nie wiem co napisać, więc może po prostu...
    ASDFGHJKL!!
    Genialne! tak długo czekałam, aż się pogodzą, matko, nie umiem wyrazić swoich uczuć, tak świetnie to rozegrałaś! I końcówka równie dobra, co początek, nie martw się o to! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak dla mnie wszystko jest okay... Żartuję! jest MEGA!!!!!!!!!!!!!!
    normalnie nie mogę z tego rozdziału. Najlepszy moment to ten, w którym Harry rozmawia z Minnie :DD Hahahaha nie wiedziałam, że byli aż tak zżyci ze sobą ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. Ajsjhsasalkas, no nareszcie! Piękne, kochane, cudowne, śliczne, najlepsze, kocham to i awwwwwwwwwwwwwwwwwwwww. Jak ja to kocham. Mam cały czas banana na ryjku, dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  14. Trochę krótko :( Rozdział dobry, najbardziej mi się podobało jak Harry nie wytrzymał i powiedział co leży mu na serduchu :D od razu go polubiłam dzięki temu, pewnie nie będzie różowo i kolorowo, ale już się nie mogę doczekać ich kolejnych spotkań, odnawiania relacji itd. Przytulenie też było miłe ;) aż się rozmarzyłam ;) Nie mam weny do pisania komentarzy, ale wiedz, że jestem i nie odejdę stąd! :*

    OdpowiedzUsuń

  15. Hej! Chciałyśmy zaprosić do odwiedzenia i skomentowania pierwszego rozdziału na naszym blogu :) http://aslongasyouloveme-fanfiction.blogspot.com/

    + Zwiastun : As Long As You Love Me - fanfiction

    Fabuła : The Imperial College of Science, Technology and Medicine jest publicznym uniwersytetem znajdującym się w Londynie. Specjalizuje się w dziedzini nauki, inżyniernii oraz medycyny. To właśnie tam od połowy roku szkolnego będą uczęszczać Danielle i Cassie, które są dla siebie jak siostry.
    Niall i Harry , chłopaki z którymi nikt nie zadziera. Spotkają się dwa różne światy. Życie przyjaciółek bardzo się zmieni. Danielle i Cassie będą miały poważne problemy. Chłopaki namącą w głowie dziewczyn.
    Czy wszystko dobrze się skończy ?

    OdpowiedzUsuń
  16. Moja kochana Nancy zapijała smutki tanim szampanem...mam nadzieję, że Michelem z Biedronki :D Najlepszy na wszystkie okrucieństwa tego świata! Nie preferuję picia do lusterka, ale chyba każdy ma w życiu chwile, kiedy samotność + butelka alkoholu stają się jedynym "dobrym" wyjściem z dołka. Na dłuższą mętę to nie pomaga, ale na jeden wieczór może być naprawdę skutecznym lekarstwem. Nancy zżerały wyrzuty sumienia, rodzice obwiniali ją o awanturę w ogrodzie i twierdzili, że była jej główną prowokatorką. Harry aniołek, myślałby kto! Uważam, że postąpiła słusznie. Oczywiście, mogła trzymać język za zębami, emocje na wodzy i do końca spotkania udawać, że wszystko jest okej. Ale po co? Rodzice nie poinformowali jej wcześniej o wspólnym obiedzie z Harrym, postawili ją przed faktem dokonanym, co z ich strony było głupim posunięciem. Nie miała innego wyjścia, jak zacisnąć zęby, schować dumę do kieszeni i wziąć udział w przedstawieniu. Jednak jak długo można udawać, że wszystko jest okej skoro tak naprawdę daleko było od okej? Do tego usłyszała rozmowę Harry'ego z Anne i wtedy przelała się czara goryczy :) Nie widzę w tym żadnej winy Nancy. Miała milczeć i obdarowywać wszystkich nieszczerym, wymuszonym uśmiechem, a w środku wręcz kipieć ze złości i żalu? Czasami lepiej jest powiedzieć o kilka słów za dużo niż za mało, o! Może emocje nie są najlepszymi doradcami, ale właśnie za to lubię Nancy, że nie zawsze potrafi utrzymać je na wodzy. Jak każdy z nas. Polubiłam Charliego, wcześniej jakoś był mi obojętny, ale teraz zaczynam darzyć go coraz większą sympatią. I to jego dziarskie wchodzenie pod górkę z dłońmi w kieszeniach ;D Wyobraziłam to sobie jak uprzednio pląsającą na parkiecie Minnie:D którą też bardzo lubię. Zresztą, wszyscy poza Sunny zdobyli moje serce :) Charlie zjawił się na Cotton Hill... powiem Ci szczerze, że mimo iż nadal uważam i uważać będę, że kłótnia przy stole nie była winą Nancy, to Charlie miał rację. Powinni zakopać topór wojenny i zakończyć to wszystko. Im szybciej tym lepiej, bo przy kolejnej kłótni mogą polecieć ostrzejsze słowa, których już tak łatwo sobie nie wybaczą. Charlie starał się nie stawać po żadnej stronie i dobrze...trochę skarcił Nancy, ale też nie faworyzował Harry'ego. Mówił szczerze i bez ogródek czyli tak, jak prawdziwy przyjaciel.
    I to jego tajemnicze "nie musisz" :D Od razu zaczęłam zastanawiać się o co mu chodziło, ale na szczęście już w kolejnym rozdziale dostałam odpowiedź :) Nie spodziewałam się, że Harry odważy się na taki krok i zawita u Nancy. Po ich pierwszym spotkaniu i wspólnym obiedzie myślałam, że tak łatwo się nie pogodzą, że jeszcze przez jakiś czas będą w konflikcie, a tu proszę...Styles jako pierwszy wyciągnął rękę. Teraz widzę go w zupełnie innym, lepszym świetle. Wygarnął Nancy to co od dłuższego czasu leżało mu na sercu, jego monolog: - Nie masz, kurwa pojęcia jak ciężkie były dla mnie te dwa lata i nie chodzi mi o program i sławę, tylko o to, że nie mogłem dzielić tego z tobą, że nie było cię tam ze mną, że nie mogłem zobaczyć jak dumna ze mnie jesteś... - wbił mnie w fotel, dosłownie. Nie próbował brać jej na litość, udawać skruszonego, zagubionego chłopaczka z oczami kota ze Shreka. Powiedział wszystko otwarcie i to było cholernie dojrzałe i męskie :) Facet mówiący szczerze o swoich uczuciach, nie wstydzący się ich, to skarb :) A więc Harry Styles jest skarbem :D I to przytulenie...prawie jak podanie sobie rąk na zgodę, prawie:P No i spotkanie paczki na Cotton Hill, w końcu wszyscy w komplecie! Aż chciałoby się zacytować tytuł rozdziału " Jak dawniej" :) Szkoda tylko, że Harry ponownie wyjeżdża i to akurat teraz, kiedy udało im się pogodzić. Mam nadzieję, że nie zniknie na długo z opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm tak się zastanawiam...przeczytałam po raz kolejny opis fabuły i ostatnie zdanie jest intrygujące:P "On wyciąga do niej pomocną dłoń, a ona w życiu nie przypuszczałaby, że jego zamiary mogą być nie do końca czyste..." ?
      O, znakiem zapytania zakończę komentarz ;)
      Czekam na kolejny rozdział i życzę weny!
      Pozdrawiam, szekspirowa

      Usuń
    2. Ja też cały czas myśl nad tym zdaniem w opisie! :d Mogłabym się zachwycać Harrym, który zjawił się u Nancy bo to było naprawdę dobre, ale cały czas myślałam nad tym zdaniem w opisie...
      Ciekawe, ciekawe co się wydarzy i mam nadzieję że szybko dodasz nowy rozdział, bo od wczoraj ( tj. wtedy kiedy planowo miał być, ale rozumiem ze życie chodzi własnymi ścieżkami ;) )cały czas tu z nadzieją zaglądam ^_^

      Usuń
  17. czekam na coś nowego z niecierpliwością! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. popłakałam się, jak na jakimś szalonym dramacie, rozdział świetny :)

    OdpowiedzUsuń