Cała nabuzowana chodziłam w tę i wew tę po pokoju przez dobre kilkanaście minut, zataczając koła, okręgi i inne dziwne figury. Sama się dziwiłam jak to możliwe, że jeszcze nie zrobiło mi się niedobrze od takiego łażenia w kółko. Kręciłam się nerwowo po całej wolnej przestrzeni w pomieszczeniu, bo nie byłam w stanie wysiedzieć chociażby dwóch sekund bez zmiany pozycji. W jednej chwili wydawało mi się, że dam radę i jestem jak najbardziej gotowa na stawienie czoła problemowi, w drugiej natomiast mój zapał do walki spadał do zera i znów oplatała mnie niemoc. Od niezmierzonej nienawiści i woli zemsty, po opanowanie i spokój. Od skrajności w skrajność. Czułam się jak kompletna idiotka. Co się ze mną działo? Czemu tak bardzo bałam się tego wspólnego obiadu? Nie musiałam przecież z nim wcale a wcale rozmawiać, jedyne do czego byłam zmuszona to wysiedzieć kilka godzin przy jednym stole. Nie brzmiało to aż tak źle. Ba! Na pierwszy rzut oka wyglądało jak błahostka, ale gdy tylko moja bogata wyobraźnia zaczęła przywoływać jakieś wyimaginowane sceny, miałam wrażenie, że polecę do łazienki z prędkością, z jaką boeing z uszkodzonym silnikiem spada na ziemię, czyli naprawdę szybko i tak samo szybko wyleci ze mnie śniadanie. Nerwy, nerwy i jeszcze raz nerwy sprawiały, że do głowy przychodziły mi absurdalne rzeczy, między innymi takie, jak to porównanie do samolotu. Panikowałam gorzej niż osoba z lękiem wysokości przed skokiem na bandżi. Gorzej niż modelka przed zjedzeniem hamburgera. Gorzej niż ktokolwiek przed czymkolwiek. Miałam przeogromną ochotę wykrzyczeć z całej siły swoją frustrację i z pewnością natężenie mojego głosu rozbiłoby nie jedną szybę, a w okolicy pojawiłyby się radiowozy i karetki, bo ludzie myśleliby, że kogoś zarzynają żywcem.
Byłam wściekła na ojca za jakieś
wredne spiskowanie za moimi plecami. Byłam wściekła na mamę za
to, że nie raczyła mi pisnąć słówkiem o jego podłych planach.
Byłam wściekła na siebie za to, że sama nie zauważyłam niczego
podejrzanego. Byłam wściekła na Minnie, bo nie potrafiła mi
doradzić co mam zrobić. Byłam wściekła na Milesa, bo potraktował
to zbyt na luzie i w dodatku ośmielił się zażartować, żebym
pozdrowiła od niego Harry'ego. Byłam wściekła na cały świat i
jedyne o czym marzyłam to zacisnąć mocno pięści i piszczeć,
wrzeszczeć, jęczeć i uwolnić złość oraz irytację. A także
mieć to spotkanie za sobą.
Dalej przechadzając się po pokoju niczym schizofrenik, przystanęłam w końcu przed lustrem i patrząc się z żalem w swoje odbicie, westchnęłam głęboko.
- Och, wszechmocny losie, daj mi siłę, abym sypała ripostami z rękawa.
W tym samym czasie do mych uszu doszło wołanie z dołu, więc nie guzdrając się, sięgnęłam po torbę i zbiegłam po schodach omal z nich nie spadając. Dzień zapowiadał się pięknie.
Pogoda zdecydowanie sprzyjała zjedzeniu obiadu w ogrodzie. Lekki wietrzyk niwelował całkiem wysoką temperaturę, ptaszki śpiewały ochoczo i wesoło najróżniejsze serenady, zaś promyki słoneczka przebijały się nieśmiało przez koronę dość dużego drzewa, pod którym zasiedliśmy. Byłoby idealnie, gdyby nie mordercza aura rozciągnięta tuż nad moją głową. Udało mi się jakoś przetrwać ponad godzinę bez zbędnego odzywania się na forum. Harry natomiast swobodnie konwersował sobie, a to z Robinem, a to z moim tatą, jak gdyby nigdy nic. Bo przecież to było takie normalne.
Dzień dobry, panie Fritton, co słychać? Jak się ma interes w pralni? Ach, dobrze, dziękuję, że pytasz, Harry, a jak tam twoje życie w show biznesie? Och, świetnie, wczoraj rozdałem tyle autografów, że aż musiałam zadzwonić po prywatną masażystkę, bo mi nadgarstek prawie odpadł ze zmęczenia, a co słychać u pana córki? Nadal nic nie wydała? Ach, tak, Nancy pisze, ale nikt nie chce jej wydać, wygląda na to, że szczęście jej nie sprzyja, czego nie można powiedzieć o tobie. Nasze złote dziecko Holmes Chapel. Och, panie Fritton! Och, Harry! Ha, ha. He, he.
Przestałam przedrzeźniać tego idiotę w myślach, kiedy William rzucił we mnie oliwką ze złośliwym śmiechem. Byłam w tak dziwacznym nastroju, że i on mnie denerwował, nie chciałam jednak przelewać swojej złości na nic nieświadome dziecko, więc czym prędzej wyprostowałam się i zbadałam stan swojej granatowej bluzki, po której przed sekundą sturlała się tłusta, zielona kuleczka. Rzecz jasna zostawiła po sobie ślad, na szczęście nie duży, zatem sukcesywnie pozbyłam się go za pomocą mokrej chusteczki. Mruknęłam do małego, żeby więcej tak nie robił, a w myślach dodałam sobie, że ewentualnie może zbombardować brata.
Tymczasem tata opowiadał wielce zaabsorbowany jakąś historię ze swojej pracy. Dla mnie było to zwykłe przynudzanie, jednak dorośli wydawali się być zainteresowani tym, co mówił.
- No i ostatecznie odszedł z firmy – rzekł na zakończenie Mark.
- No co Ty! - zdziwił się Robin zupełnie jakby się nie spodziewał takiego rozwiązania sprawy. - I nie chciał tego wyjaśnić?
Prychnęłam dość głośno na pytanie Robina, ponieważ idealnie powiązało się z plotką Sunny i żenującym zachowaniem Harry'ego. Wyjaśnienia, phi. A na co to komu, hę? Przecież łatwiej jest wypiąć się na kogoś i mieć gdzieś co tak właściwie się stało.
Zaniepokojona ciszą, jaka zapanowała zaraz po moim małym występku rozejrzałam się i zdałam sobie sprawę, że wszyscy zgromadzeni na mnie spoglądali. Mimochodem podciągnęłam się na krześle i odchrząknęłam, po czym przełknęłam ślinę. Czułam się bardzo, ale to bardzo niekomfortowo z tymi wszystkimi parami oczu spoczywającymi na mojej skromnej osobie.
- Ach, właśnie! - odezwała się Anne, jakby ją nagle oświeciło. - Jak tam twoja książka, Nancy?
Z jednej strony trochę zaskoczona jej pytaniem, z drugiej wdzięczna za uratowanie mnie przed koniecznością odezwania się jako pierwsza w celu zerwania ciszy, odetchnęłam z ulgą. Nareszcie miałam okazję, aby przywalić Stylesowi w twarz swoim sukcesem.
- Wszystko na jak najlepszej drodze – odparłam, jak jakiś mega snobistyczny nastolatek z wyższych sfer, szczycący się osiągnięciami swojego tatusia. Chyba odrobinę przesadziłam, więc zmieniłam ton na skromniejszy. - Pierwsze spotkanie już za mną.
- No tak! Jak poszło? - Anne była szczerze ciekawa i to nie po raz pierwszy. Wiele razy wypytywała o spotkania, postępy i życzyła mi weny. Nie było to pobłażliwe ani w charakterze zwykłego small talku. Ona naprawdę chciała o tym wiedzieć. Świadomość, że ktoś inny, oprócz moich rodziców jest ze mnie dumny niezmiernie mnie cieszyła, a także dodawała skrzydeł i chęci do dalszego pisania.
- Tym razem bez zbędnych określeń – odpowiedziałam bez krępacji, gdyż wszyscy siedzący przy stole dobrze znali historyjkę o Ackermanie i trzech innych wydawcach, nieuniknionym zatem było, że zaśmieją się na moje słowa. W powietrzu uniosły się chichoty pięciu osób i prześlicznie przeplotły się z zakłopotaniem Harry'ego, który nie miał zielonego pojęcia co się dzieje. Jego nieogarnięty wyraz twarzy jeszcze bardziej mnie rozbawił, aż musiałam zasłonić usta. Mama natomiast puściła kolejny żarcik związany z moim nieprzyzwoitym zachowaniem, a śmiechowi nie było końca. Patrząc na zmieszanego Harry'ego, który nerwowo zaśmiał się pod nosem dla niepoznaki, nie potrafiłam się opanować, to było zbyt komiczne. Kretyn.
- Za Nancy i jej błyskotliwe odpowiedzi! - Robin uniósł w górę kieliszek, a zaraz po nim reszta. Nawet szklanka z sokiem pomarańczowym Williego powędrowała ku górze. Oblałam się lekkim rumieńcem i uśmiechnęłam się nieśmiało. Toast za mnie i moją książkę był doprawdy przemiłym gestem.
Pokusiłam się o zerknięcie kątem oka na Stylesa. Trzymał swój kieliszek niespełna kilka centymetrów nad stołem i ze znudzeniem błądził wzrokiem po talerzach z jedzeniem, prawdopodobnie wyczekując końca tej niewygodnej dla niego sceny. Musiało mu być cholernie niezręcznie. To, co obróciło mnie wtedy o sto osiemdziesiąt stopni to zobaczenie w jego oczach smutku, a nie zdenerwowania. Zamiast cieszyć się z tego, że wprowadziłam go w ślepy zaułek i, że to w końcu ja jestem górą, zrobiło mi się go żal, bo doskonale wiedziałam jakie to parszywe uczucie znaleźć się w takiej sytuacji. Dlaczego? Dlaczego mu współczułam? Przecież pragnęłam tego, żeby było mu źle i głupio.
- Przepraszam na chwilkę – mruknęłam pod nosem i odeszłam od stołu, kierując się do łazienki. Chciałam przerwać dalsze dywagacje na temat mojej książki, między innymi dlatego, że skromność dawała się we znaki, a także, aby przerwać „małe cierpienie” Harry'ego.
I znów znalazłam się na straconej pozycji. Co też on nieświadomie ze mną wyprawiał.
- Ogar, Nancy, nie można współczuć wrogowi – powiedziałam sama do siebie, stojąc przed lustrem w łazience i myjąc dłonie. Niestety zdaje się, że mam w sobie nadmiar empatii i wyrozumiałości, aby się mścić. Wszystko ogranicza się do planowania, a kiedy przechodzę do czynów nie umiem być z nich w pełni zadowolona.
W drodze powrotnej usłyszałam czyjeś głosy dochodzące z kuchni. Niby nic szczególnego, lecz ton, jakim posługiwała się jedna z osób, był zbyt niepokojący. Spowolniłam więc krok, aby lepiej się wsłuchać w treść rozmowy. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, jak niegrzeczne jest podsłuchiwanie, mimo to kontynuowałam swoje działania.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że wydaje książkę?! - Harry nie krył pretensji, jakie miał do swojej matki. W dodatku pozwolił sobie podnieść na nią nieco głos, ale nie wyprowadził jej tym z równowagi. Usłyszawszy to, zatrzymałam się przy schodach i całkowicie pochłonięta ciekawością, wytężyłam słuch.
- Wydaje mi się, że nie powinno cię to obchodzić po tym co jej zrobiłeś – odpowiedziała zdawkowo Anne, a nawet jakby traktując pytanie syna pobłażliwie. Jego wybuchowość najwyraźniej nie robiła na niej wrażenia.
- Wyrażacie się o tym co najmniej jakbym zabił kogoś z jej rodziny! - Między tymi słowami przewinęły się irytacja, a także rozgoryczenie, które natychmiastowo przelały się wprost na mnie. Co on, do cholery sobie wyobrażał?! Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze przed momentem było mi go żal! Co za dupek! Dwa lata, minęły dwa lata, a on nadal nie widział nic złego w tym co zrobił. Jak on w ogóle śmiał rzucić tak bezczelnym porównaniem?
- Harry... - szepnęła zrezygnowana Anne i niezwykle przejęta dodała – Proszę cię, chcemy spędzić ten czas miło.
Nie odpowiedział nic. Kobieta opuściła kuchnię, zostawiając go w milczeniu. Zaś ja, wypełniona po brzegi chęcią mordu, wystrzeliłam zza ściany jak z procy i bez słowa minęłam chłopaka, udając się prosto do ogrodu. Może był na tyle spostrzegawczy, aby zrozumieć, że doskonale słyszałam ich rozmowę, a może nie.
Zajęłam swoje miejsce przy stole i przez dłuższą chwilę opanowywałam przypływ negatywnych emocji, które z początku szalały wewnątrz mnie. Na szczęście dorośli byli zbyt pochłonięci dyskusją, jaką obecnie prowadzili, aby zauważyć moją czerwoną jak burak twarz i dym kipiący mi z uszu. Okazało się, że teraz z kolei postanowili pogawędzić o Harrym i jego sławnym życiu.
Sama już nie wiedziałam o czym myśleć, co zaklinać, na co i jak bluzgać. Totalny bałagan w mojej głowie powoli przywoływał ból w skroniach, a uporanie się z nim nie było najłatwiejszym zadaniem, w dodatku ludzie wokół mnie niekoniecznie chcieli mi pomóc.
Roztrzęsioną ręką sięgnęłam po szklankę z wodą i jednym tchem wypiłam całą jej zawartość, zaraz potem nalewając więcej, aż po same brzegi.
Serce szalało, płuca nie nadążały, palce nerwowo stukały o boczne oparcia krzesła, a język aż wyrywał się do ataku.
Każdy minimetr, a może i nawet nanometr jego osoby irytował mnie tak nieziemsko, że nie starczało mi wulgaryzmów na wiązanki, które plotłam w myślach.
Bacznie obserwowałam jak ze spokojem komentował uwagi odnośnie swojej sławy i talentu, jak pokornie choć z widoczną dumą odpowiadał na pytania. Bezczelny, niemożliwy, impertynencki, nieznośny, świetny aktor. Nie mogłam, po prostu nie mogłam wysiedzieć ani chwili dłużej bez otwarcia buzi. Apogeum mojej wściekłości nadeszło, gdy z jego ust wypłynęły słowa:
- Czasem trzeba ciężko zapracować na sukces.
- A czasami ładna twarz wszystko załatwia.
Zaczęłam łagodnie, ale byłam skora uderzyć mocniej, wjechać mu na ambicje. Miałam głęboko w dupie fakt, iż otaczają mnie nasi rodzice, a także jego młodszy brat. Nie dbałam o to ani trochę. W tamtym momencie liczyłam się tylko ja i mój odwet. Ten jeden raz przekształciłam się w egoistę, a wyrozumiałość wyrzuciłam za plecy.
- Nancy! - Mama od razu zainterweniowała, zapewne przerażona tym, co zwiastowała moja zgryźliwa wypowiedź zaadresowana do Harry'ego. Puściłam jej reprymendę mimo uszu i zebrałam w sobie siły na dalszą walkę.
- Być może dlatego znalazłaś wydawcę dopiero teraz – odparł Styles, groźnie wiercąc we mnie dziury swoimi wielkimi, zielonymi gałami. Nazwał mnie brzydką? Tak? Brzydka Nancy zna też brzydkie słowa i może zrobić brzydkie rzeczy, jeśli ktoś brzydko ją potraktuje.
Anne załamana złapała się za głowę i pewnie modliła się w duchu, aby nie zakończyło się na latających nożach i widelcach, a cała reszta przyswoiła już do wiadomości, czego są świadkami.
- Przynajmniej mam do przekazania coś niebanalnego, a nie utwory o miłości z prostą linią melodyczną. - Uśmiechnęłam się cieplutko i ironicznie. Dorośli obserwowali całe zdarzenie z ogromną uwagą i w milczeniu. Ciekawe kto po czyjej stronie stał, kto jaki transparent trzymał w swojej głowie i czyje imię skandował w ramach dopingu.
- Mówiąc „coś niebanalnego” masz na myśli brak happy endu i zabicie jednego z bohaterów? - spytał w nadzwyczaj lekceważący sposób, również posyłając mi podobny, nieszczery uśmiech. Zawrzało, oj, zawrzało we mnie jak nigdy. Strącił mnie z toru i nie odbiłam piłeczki w porę. Udało mu się.
- Chodziło mi raczej o fabułę, która nie poraża prostotą.
- Jak moje piosenki? - Kontynuował dobijanie mnie gwoździami do ściany z ogromnym napisem „klęska”. - Ich raczej nic nie przebije. - Zacisnął usta i pokręcił z żalem głową.
- Z całą pewnością – burknęłam, nie chcąc przegrać z impetem. Ostatnie słowo musiało należeć do mnie. Koniec i kropka. Nie było innej opcji!
Harry jednak był odwrotnego zdania i zabierał się do odpowiedzi, kiedy to niespodziewanie do akcji wkroczyła kolejna osoba.
- Wystarczy.
Pierwszy raz widziałam Anne w takim stanie. Pierwszy raz widziałam ją niestabilną. Pierwszy raz usłyszałam tak dobitny i mocny ton wydobywający się z jej ust. Nieprzyjemna odmiana, a jeszcze bardziej nieprzyjemne było to, że to moja wina. Dopiero z jej protestem, dotarł do mnie strach, że po tym żenującym przedstawieniu Anne straci sympatię, którą mnie darzyła. Bałam się także, że wyrzuci mnie z pracy. Ta możliwość mnie przeraziła.
- Myśleliśmy... - zaczęła z trudem, patrząc w swój talerz. - Myśleliśmy, że nie dojdzie do żadnego spięcia.
Więc przed spotkaniem nasi rodzice zamienili kilka słów o mnie i o nim. Byli dobrej myśli, sądzili, że nic wielkiego się nie wydarzy, a może nawet spodziewali się pojednania.
Zawiodłam wszystkich. Zawiodłam siebie.
- Nie doszłoby, gdyby ktoś nie chciał za wszelką cenę czegoś udowodnić – wygarnął Styles, jakby było mu mało atrakcji, jak na jeden dzień. Prychnęłam cicho pod nosem, kompletnie zmęczona denerwowaniem się, w dodatku ból głowy nasilił się podczas naszej wymiany zdań. Że też miał czelność jeszcze się odezwać. Niesamowite.
- Powiedziałam dość. - Kobieta wręcz zmiotła go z powierzchni ziemi dosadnym zwróceniem uwagi. Zamknął w końcu buzię na kłódkę i pokornie siedział w miejscu, tak samo, jak ja wbijając wzrok w stół.
Anne westchnęła ciężko i widać po niej było, że nie łatwo znajduje się w tej durnej sytuacji.
- Obiad właśnie zakończył się dla waszej dwójki – zakomunikowała, nie spoglądając na nas.
Harry natychmiast odsunął krzesło od stołu tak prędko, że prawie się przewróciło, zapobiegł temu łapiąc je i odsuwając na bok zamaszystym ruchem. Bez słowa pożegnania ruszył do domu, w kilka sekund później znikając za zasłonami wiszącymi nad wejściem do kuchni. Ja siedziałam jeszcze przez chwilę z przeogromnym poczuciem winy, spalając się i uginając pod sędziwymi spojrzeniami wszystkich zgromadzonych. Chciałam coś powiedzieć, przeprosić, jakkolwiek załagodzić sytuację, przyjąć całą winę na siebie. Łzy cisnęły mi się do oczu, więc musiałam się ulotnić, żeby nie rozpoczynać następnej dramy. W odróżnieniu do Stylesa, powoli odsunęłam się od stołu i wstałam ostrożnie, unikając choćby krótkiego zerknięcia na kogoś.
- Przepraszam... - szepnęłam i wolnym krokiem podążyłam do bramki, aby jak najszybciej zniknąć z pola widzenia i pozwolić łzom na delikatny spacer po moich policzkach.
Panie i panowie. Koniec przedstawienia.
Dalej przechadzając się po pokoju niczym schizofrenik, przystanęłam w końcu przed lustrem i patrząc się z żalem w swoje odbicie, westchnęłam głęboko.
- Och, wszechmocny losie, daj mi siłę, abym sypała ripostami z rękawa.
W tym samym czasie do mych uszu doszło wołanie z dołu, więc nie guzdrając się, sięgnęłam po torbę i zbiegłam po schodach omal z nich nie spadając. Dzień zapowiadał się pięknie.
Pogoda zdecydowanie sprzyjała zjedzeniu obiadu w ogrodzie. Lekki wietrzyk niwelował całkiem wysoką temperaturę, ptaszki śpiewały ochoczo i wesoło najróżniejsze serenady, zaś promyki słoneczka przebijały się nieśmiało przez koronę dość dużego drzewa, pod którym zasiedliśmy. Byłoby idealnie, gdyby nie mordercza aura rozciągnięta tuż nad moją głową. Udało mi się jakoś przetrwać ponad godzinę bez zbędnego odzywania się na forum. Harry natomiast swobodnie konwersował sobie, a to z Robinem, a to z moim tatą, jak gdyby nigdy nic. Bo przecież to było takie normalne.
Dzień dobry, panie Fritton, co słychać? Jak się ma interes w pralni? Ach, dobrze, dziękuję, że pytasz, Harry, a jak tam twoje życie w show biznesie? Och, świetnie, wczoraj rozdałem tyle autografów, że aż musiałam zadzwonić po prywatną masażystkę, bo mi nadgarstek prawie odpadł ze zmęczenia, a co słychać u pana córki? Nadal nic nie wydała? Ach, tak, Nancy pisze, ale nikt nie chce jej wydać, wygląda na to, że szczęście jej nie sprzyja, czego nie można powiedzieć o tobie. Nasze złote dziecko Holmes Chapel. Och, panie Fritton! Och, Harry! Ha, ha. He, he.
Przestałam przedrzeźniać tego idiotę w myślach, kiedy William rzucił we mnie oliwką ze złośliwym śmiechem. Byłam w tak dziwacznym nastroju, że i on mnie denerwował, nie chciałam jednak przelewać swojej złości na nic nieświadome dziecko, więc czym prędzej wyprostowałam się i zbadałam stan swojej granatowej bluzki, po której przed sekundą sturlała się tłusta, zielona kuleczka. Rzecz jasna zostawiła po sobie ślad, na szczęście nie duży, zatem sukcesywnie pozbyłam się go za pomocą mokrej chusteczki. Mruknęłam do małego, żeby więcej tak nie robił, a w myślach dodałam sobie, że ewentualnie może zbombardować brata.
Tymczasem tata opowiadał wielce zaabsorbowany jakąś historię ze swojej pracy. Dla mnie było to zwykłe przynudzanie, jednak dorośli wydawali się być zainteresowani tym, co mówił.
- No i ostatecznie odszedł z firmy – rzekł na zakończenie Mark.
- No co Ty! - zdziwił się Robin zupełnie jakby się nie spodziewał takiego rozwiązania sprawy. - I nie chciał tego wyjaśnić?
Prychnęłam dość głośno na pytanie Robina, ponieważ idealnie powiązało się z plotką Sunny i żenującym zachowaniem Harry'ego. Wyjaśnienia, phi. A na co to komu, hę? Przecież łatwiej jest wypiąć się na kogoś i mieć gdzieś co tak właściwie się stało.
Zaniepokojona ciszą, jaka zapanowała zaraz po moim małym występku rozejrzałam się i zdałam sobie sprawę, że wszyscy zgromadzeni na mnie spoglądali. Mimochodem podciągnęłam się na krześle i odchrząknęłam, po czym przełknęłam ślinę. Czułam się bardzo, ale to bardzo niekomfortowo z tymi wszystkimi parami oczu spoczywającymi na mojej skromnej osobie.
- Ach, właśnie! - odezwała się Anne, jakby ją nagle oświeciło. - Jak tam twoja książka, Nancy?
Z jednej strony trochę zaskoczona jej pytaniem, z drugiej wdzięczna za uratowanie mnie przed koniecznością odezwania się jako pierwsza w celu zerwania ciszy, odetchnęłam z ulgą. Nareszcie miałam okazję, aby przywalić Stylesowi w twarz swoim sukcesem.
- Wszystko na jak najlepszej drodze – odparłam, jak jakiś mega snobistyczny nastolatek z wyższych sfer, szczycący się osiągnięciami swojego tatusia. Chyba odrobinę przesadziłam, więc zmieniłam ton na skromniejszy. - Pierwsze spotkanie już za mną.
- No tak! Jak poszło? - Anne była szczerze ciekawa i to nie po raz pierwszy. Wiele razy wypytywała o spotkania, postępy i życzyła mi weny. Nie było to pobłażliwe ani w charakterze zwykłego small talku. Ona naprawdę chciała o tym wiedzieć. Świadomość, że ktoś inny, oprócz moich rodziców jest ze mnie dumny niezmiernie mnie cieszyła, a także dodawała skrzydeł i chęci do dalszego pisania.
- Tym razem bez zbędnych określeń – odpowiedziałam bez krępacji, gdyż wszyscy siedzący przy stole dobrze znali historyjkę o Ackermanie i trzech innych wydawcach, nieuniknionym zatem było, że zaśmieją się na moje słowa. W powietrzu uniosły się chichoty pięciu osób i prześlicznie przeplotły się z zakłopotaniem Harry'ego, który nie miał zielonego pojęcia co się dzieje. Jego nieogarnięty wyraz twarzy jeszcze bardziej mnie rozbawił, aż musiałam zasłonić usta. Mama natomiast puściła kolejny żarcik związany z moim nieprzyzwoitym zachowaniem, a śmiechowi nie było końca. Patrząc na zmieszanego Harry'ego, który nerwowo zaśmiał się pod nosem dla niepoznaki, nie potrafiłam się opanować, to było zbyt komiczne. Kretyn.
- Za Nancy i jej błyskotliwe odpowiedzi! - Robin uniósł w górę kieliszek, a zaraz po nim reszta. Nawet szklanka z sokiem pomarańczowym Williego powędrowała ku górze. Oblałam się lekkim rumieńcem i uśmiechnęłam się nieśmiało. Toast za mnie i moją książkę był doprawdy przemiłym gestem.
Pokusiłam się o zerknięcie kątem oka na Stylesa. Trzymał swój kieliszek niespełna kilka centymetrów nad stołem i ze znudzeniem błądził wzrokiem po talerzach z jedzeniem, prawdopodobnie wyczekując końca tej niewygodnej dla niego sceny. Musiało mu być cholernie niezręcznie. To, co obróciło mnie wtedy o sto osiemdziesiąt stopni to zobaczenie w jego oczach smutku, a nie zdenerwowania. Zamiast cieszyć się z tego, że wprowadziłam go w ślepy zaułek i, że to w końcu ja jestem górą, zrobiło mi się go żal, bo doskonale wiedziałam jakie to parszywe uczucie znaleźć się w takiej sytuacji. Dlaczego? Dlaczego mu współczułam? Przecież pragnęłam tego, żeby było mu źle i głupio.
- Przepraszam na chwilkę – mruknęłam pod nosem i odeszłam od stołu, kierując się do łazienki. Chciałam przerwać dalsze dywagacje na temat mojej książki, między innymi dlatego, że skromność dawała się we znaki, a także, aby przerwać „małe cierpienie” Harry'ego.
I znów znalazłam się na straconej pozycji. Co też on nieświadomie ze mną wyprawiał.
- Ogar, Nancy, nie można współczuć wrogowi – powiedziałam sama do siebie, stojąc przed lustrem w łazience i myjąc dłonie. Niestety zdaje się, że mam w sobie nadmiar empatii i wyrozumiałości, aby się mścić. Wszystko ogranicza się do planowania, a kiedy przechodzę do czynów nie umiem być z nich w pełni zadowolona.
W drodze powrotnej usłyszałam czyjeś głosy dochodzące z kuchni. Niby nic szczególnego, lecz ton, jakim posługiwała się jedna z osób, był zbyt niepokojący. Spowolniłam więc krok, aby lepiej się wsłuchać w treść rozmowy. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, jak niegrzeczne jest podsłuchiwanie, mimo to kontynuowałam swoje działania.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że wydaje książkę?! - Harry nie krył pretensji, jakie miał do swojej matki. W dodatku pozwolił sobie podnieść na nią nieco głos, ale nie wyprowadził jej tym z równowagi. Usłyszawszy to, zatrzymałam się przy schodach i całkowicie pochłonięta ciekawością, wytężyłam słuch.
- Wydaje mi się, że nie powinno cię to obchodzić po tym co jej zrobiłeś – odpowiedziała zdawkowo Anne, a nawet jakby traktując pytanie syna pobłażliwie. Jego wybuchowość najwyraźniej nie robiła na niej wrażenia.
- Wyrażacie się o tym co najmniej jakbym zabił kogoś z jej rodziny! - Między tymi słowami przewinęły się irytacja, a także rozgoryczenie, które natychmiastowo przelały się wprost na mnie. Co on, do cholery sobie wyobrażał?! Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze przed momentem było mi go żal! Co za dupek! Dwa lata, minęły dwa lata, a on nadal nie widział nic złego w tym co zrobił. Jak on w ogóle śmiał rzucić tak bezczelnym porównaniem?
- Harry... - szepnęła zrezygnowana Anne i niezwykle przejęta dodała – Proszę cię, chcemy spędzić ten czas miło.
Nie odpowiedział nic. Kobieta opuściła kuchnię, zostawiając go w milczeniu. Zaś ja, wypełniona po brzegi chęcią mordu, wystrzeliłam zza ściany jak z procy i bez słowa minęłam chłopaka, udając się prosto do ogrodu. Może był na tyle spostrzegawczy, aby zrozumieć, że doskonale słyszałam ich rozmowę, a może nie.
Zajęłam swoje miejsce przy stole i przez dłuższą chwilę opanowywałam przypływ negatywnych emocji, które z początku szalały wewnątrz mnie. Na szczęście dorośli byli zbyt pochłonięci dyskusją, jaką obecnie prowadzili, aby zauważyć moją czerwoną jak burak twarz i dym kipiący mi z uszu. Okazało się, że teraz z kolei postanowili pogawędzić o Harrym i jego sławnym życiu.
Sama już nie wiedziałam o czym myśleć, co zaklinać, na co i jak bluzgać. Totalny bałagan w mojej głowie powoli przywoływał ból w skroniach, a uporanie się z nim nie było najłatwiejszym zadaniem, w dodatku ludzie wokół mnie niekoniecznie chcieli mi pomóc.
Roztrzęsioną ręką sięgnęłam po szklankę z wodą i jednym tchem wypiłam całą jej zawartość, zaraz potem nalewając więcej, aż po same brzegi.
Serce szalało, płuca nie nadążały, palce nerwowo stukały o boczne oparcia krzesła, a język aż wyrywał się do ataku.
Każdy minimetr, a może i nawet nanometr jego osoby irytował mnie tak nieziemsko, że nie starczało mi wulgaryzmów na wiązanki, które plotłam w myślach.
Bacznie obserwowałam jak ze spokojem komentował uwagi odnośnie swojej sławy i talentu, jak pokornie choć z widoczną dumą odpowiadał na pytania. Bezczelny, niemożliwy, impertynencki, nieznośny, świetny aktor. Nie mogłam, po prostu nie mogłam wysiedzieć ani chwili dłużej bez otwarcia buzi. Apogeum mojej wściekłości nadeszło, gdy z jego ust wypłynęły słowa:
- Czasem trzeba ciężko zapracować na sukces.
- A czasami ładna twarz wszystko załatwia.
Zaczęłam łagodnie, ale byłam skora uderzyć mocniej, wjechać mu na ambicje. Miałam głęboko w dupie fakt, iż otaczają mnie nasi rodzice, a także jego młodszy brat. Nie dbałam o to ani trochę. W tamtym momencie liczyłam się tylko ja i mój odwet. Ten jeden raz przekształciłam się w egoistę, a wyrozumiałość wyrzuciłam za plecy.
- Nancy! - Mama od razu zainterweniowała, zapewne przerażona tym, co zwiastowała moja zgryźliwa wypowiedź zaadresowana do Harry'ego. Puściłam jej reprymendę mimo uszu i zebrałam w sobie siły na dalszą walkę.
- Być może dlatego znalazłaś wydawcę dopiero teraz – odparł Styles, groźnie wiercąc we mnie dziury swoimi wielkimi, zielonymi gałami. Nazwał mnie brzydką? Tak? Brzydka Nancy zna też brzydkie słowa i może zrobić brzydkie rzeczy, jeśli ktoś brzydko ją potraktuje.
Anne załamana złapała się za głowę i pewnie modliła się w duchu, aby nie zakończyło się na latających nożach i widelcach, a cała reszta przyswoiła już do wiadomości, czego są świadkami.
- Przynajmniej mam do przekazania coś niebanalnego, a nie utwory o miłości z prostą linią melodyczną. - Uśmiechnęłam się cieplutko i ironicznie. Dorośli obserwowali całe zdarzenie z ogromną uwagą i w milczeniu. Ciekawe kto po czyjej stronie stał, kto jaki transparent trzymał w swojej głowie i czyje imię skandował w ramach dopingu.
- Mówiąc „coś niebanalnego” masz na myśli brak happy endu i zabicie jednego z bohaterów? - spytał w nadzwyczaj lekceważący sposób, również posyłając mi podobny, nieszczery uśmiech. Zawrzało, oj, zawrzało we mnie jak nigdy. Strącił mnie z toru i nie odbiłam piłeczki w porę. Udało mu się.
- Chodziło mi raczej o fabułę, która nie poraża prostotą.
- Jak moje piosenki? - Kontynuował dobijanie mnie gwoździami do ściany z ogromnym napisem „klęska”. - Ich raczej nic nie przebije. - Zacisnął usta i pokręcił z żalem głową.
- Z całą pewnością – burknęłam, nie chcąc przegrać z impetem. Ostatnie słowo musiało należeć do mnie. Koniec i kropka. Nie było innej opcji!
Harry jednak był odwrotnego zdania i zabierał się do odpowiedzi, kiedy to niespodziewanie do akcji wkroczyła kolejna osoba.
- Wystarczy.
Pierwszy raz widziałam Anne w takim stanie. Pierwszy raz widziałam ją niestabilną. Pierwszy raz usłyszałam tak dobitny i mocny ton wydobywający się z jej ust. Nieprzyjemna odmiana, a jeszcze bardziej nieprzyjemne było to, że to moja wina. Dopiero z jej protestem, dotarł do mnie strach, że po tym żenującym przedstawieniu Anne straci sympatię, którą mnie darzyła. Bałam się także, że wyrzuci mnie z pracy. Ta możliwość mnie przeraziła.
- Myśleliśmy... - zaczęła z trudem, patrząc w swój talerz. - Myśleliśmy, że nie dojdzie do żadnego spięcia.
Więc przed spotkaniem nasi rodzice zamienili kilka słów o mnie i o nim. Byli dobrej myśli, sądzili, że nic wielkiego się nie wydarzy, a może nawet spodziewali się pojednania.
Zawiodłam wszystkich. Zawiodłam siebie.
- Nie doszłoby, gdyby ktoś nie chciał za wszelką cenę czegoś udowodnić – wygarnął Styles, jakby było mu mało atrakcji, jak na jeden dzień. Prychnęłam cicho pod nosem, kompletnie zmęczona denerwowaniem się, w dodatku ból głowy nasilił się podczas naszej wymiany zdań. Że też miał czelność jeszcze się odezwać. Niesamowite.
- Powiedziałam dość. - Kobieta wręcz zmiotła go z powierzchni ziemi dosadnym zwróceniem uwagi. Zamknął w końcu buzię na kłódkę i pokornie siedział w miejscu, tak samo, jak ja wbijając wzrok w stół.
Anne westchnęła ciężko i widać po niej było, że nie łatwo znajduje się w tej durnej sytuacji.
- Obiad właśnie zakończył się dla waszej dwójki – zakomunikowała, nie spoglądając na nas.
Harry natychmiast odsunął krzesło od stołu tak prędko, że prawie się przewróciło, zapobiegł temu łapiąc je i odsuwając na bok zamaszystym ruchem. Bez słowa pożegnania ruszył do domu, w kilka sekund później znikając za zasłonami wiszącymi nad wejściem do kuchni. Ja siedziałam jeszcze przez chwilę z przeogromnym poczuciem winy, spalając się i uginając pod sędziwymi spojrzeniami wszystkich zgromadzonych. Chciałam coś powiedzieć, przeprosić, jakkolwiek załagodzić sytuację, przyjąć całą winę na siebie. Łzy cisnęły mi się do oczu, więc musiałam się ulotnić, żeby nie rozpoczynać następnej dramy. W odróżnieniu do Stylesa, powoli odsunęłam się od stołu i wstałam ostrożnie, unikając choćby krótkiego zerknięcia na kogoś.
- Przepraszam... - szepnęłam i wolnym krokiem podążyłam do bramki, aby jak najszybciej zniknąć z pola widzenia i pozwolić łzom na delikatny spacer po moich policzkach.
Panie i panowie. Koniec przedstawienia.
_____________________________________________
No to mamy obiad. Spodziewaliście się czegoś bardziej burzliwego, ostrzejszego? Przepraszam, jeśli Was rozczarowałam. Mnie samej wydaje się, że było zbyt łagodnie, mimo to nie mogłam tego inaczej rozegrać. Poza tym szybko go dodaję, powinien być dopiero w piątek, ale sama nie mogłam się doczekać, aż się pojawi :D Czekam z niecierpliwością na Wasze opinie, bo to jeden z najważniejszych :D
Następny rozdział dodam w okolicach 29-30 sierpnia.
Załadowałam nowy szablon i mam ogromną nadzieję, że działa prawidłowo! :o
Pozdrawiam cieplutko! c:
Jeej! Wpadłam tu dzisiaj, bo zostawiłam reklamę na moim blogu o ile się nie mylę, i bardzo mi się podoba! :D Na pewno bedę stałą czytelniczką! No i dodaję do ulubionych u mnie! buziaki! :* / loveispleasure.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTo było boskie. Może faktycznie, wymiana zdań mogła być ostrzejsza, ale taka też jest świetna. Według mnie, wszystko było doskonale przemyślane i pełne emocji. A to lubię w tym opowiadaniu najbardziej. <3
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, nie mogę się doczekać momentu, kiedy oni sobie to wszystko powiedzą w twarz i się pogodzą. :D
pozdrawiam i zapraszam do siebie. :)
Szablon jak najbarzdiej działa prawidłowo. Do tego jest bardzo ładny, chyba nieco wyrźniejszy od poprzedniego i bardziej mi się podoba.
OdpowiedzUsuńBłędami się nie martw, każdemu się zdarzają, nawet najlepszym.
Mnie osobiście bardzo się podoba, z resztą sama wiesz, bo już Ci to mówiłam wcześniej. Wymiana zdań, jak na mój punkt widzenia jest świetnie rozegrana, nieprzesadzona, nie ma w niej nadmiernego dramatyzmu, ale też nie jest nijaka. Wprost idealnie stonowana. Na miejscu Nancy wcale nie byłoby mi szkoda Harry'ego, no ale ja nie jestem taka pobłażliwa. ;) Czekam na następne ROZDZIAŁY, bo w dziesiątce wiem co będzie się działo, więc jestem ciekawa dalszych smaczków, hehz. Pis joł, kocham i tęsknię. XD <3
OdpowiedzUsuńWszystko pięknie napisane i bezbłędne, ale ja w odróżnieniu do innych czytelniczek, nie czatuje na ostrzejszą wymianę zdań i burzliwe chwile tylko na moment wybaczenia i porozumienia. Choć nie powiem, ten rozdział znacznie podniósł mi ciśnienie :) Z niecierpliwością czekam na następny ;*
OdpowiedzUsuńKocham twój styl opisywania. Naprawdę pozwala wczuć się w daną sytuację, odczuwać emocje razem z Nancy, w efekcie czego pod koniec rozdziału musiałam szybciej mrugać oczami, żeby nie wybuchnąć płaczem x) (wiem, wiem, głupia ja, ale tak już mam)
OdpowiedzUsuńRozdział był naprawdę genialny, a szablon po prostu bajeczny :)
Patrząc na datę dodania następnego rozdziału nasuwa mi się na myśl tylko jedno: Dlaczego tak późno? :(
Czekam z niecierpliwością na nn :)
http://just-like-a-mirror.blogspot.com/
Twoje opowiadanie jest jedyne w swoim rodzaju, ty jesteś jedyna w swoim rodzaju i nie wyobrażam sobie, aby twoje rozdziały mogły być inne. To po prostu jest świetna historia :D Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :***
OdpowiedzUsuńTwój Blog zmiennym jest. Co nie wejdę to moim oczom ukazuje się inny szablon :P Raz już myślałam, że wylądowałam na innym blogu haha. Obecny szablon jest chyba najładniejszy ze wszystkich poprzednich :) Szkoda tylko, że Harry nie jest wyraźniejszy, ale za to w opowiadaniu jego postać nie traci na intensywności :D Bardzo podobał mi się rozdział i jeśli chodzi o mnie, to absolutnie mnie nim nie zawiodłaś. Raczej nie liczyłam na latającą zastawę czy walkę na jedzenie, bo to chyba byłoby zbyt burzliwe i dość gówniarskie, a główni bohaterowie nie są już przedszkolakami. Denerwowałam się razem z Nancy i przez pierwszą część rozdziału ciągle zastanawiałam, jak wszystko dalej się potoczy. Pewnie to już pisałam i pewnie jeszcze nie raz to napiszę - świetnie przedstawiasz nam jej emocje, a ja czytając każdy rozdział czuję się jak jej niewidzialny towarzysz. Momentami bawiło mnie jej znerwicowanie, ale tylko dlatego, bo uświadomiłam sobie, że wielokrotnie zachowywałam się identycznie jak ona. Pod wpływem zdenerwowania potrafiłam przez bite pół godziny krążyć po pokoju i w myślach przeklinać wszystko i wszystkich, a czasami nawet zdarzało się, że niektóre słowa wypowiadałam na głos ;D Wściekłość Nancy jest jak najbardziej usprawiedliwiona. Rodzice nawet nie raczyli napomnieć jej o wspólnym obiedzie z Harrym tylko spiskowali za jej plecami. Przecież doskonale wiedzieli, że nie żyją w zgodzie, powinni zapytać się jej czy w ogóle ma ochotę spędzić w jego towarzystwie te kilka godzin i dać jej wolny wybór. Zastanawia mnie jedna rzecz. Harry miał pretensje do Anne, że nie powiedziała mu, że Nancy wydaje książkę...ciekawa jestem czy chodziło mu o to, że jako jedyny o tym nie wiedział i po prostu wyszedł na głupka, kiedy zmieszany i zdezorientowany wysłuchiwał ich rozmowy, czy po prostu miał do niej żal, że nie powiedziała mu tak "fantastycznej nowiny", co oznaczałoby, że nadal zależy mu na dziewczynie i mimo że nie uczestniczy czynnie w jej życiu, to nadal się nią interesuje. Tak czy siak był oburzony, a Nancy była tego świadkiem. Dla Harry'ego chyba nic się nie stało, a fakt, że z dnia na dzień zerwał z Nancy kontakt bez uprzedniego wytłumaczenia jej swojej głupiej i pochopnej decyzji, jest dla niego jak najbardziej normalny. Chyba nie zdaje sobie sprawy jak duże zadał jej cierpienie i jak bardzo jego zachowanie ją zabolało. Choć z pewnością i jemu nie było łatwo, jednak wpakował się w to na własne życzenie. Potyczka słowna przy stole na początku odrobinę mnie bawiła, a najbardziej ten urywek: "Nazwał mnie brzydką? Tak? Brzydka Nancy zna też brzydkie słowa i może zrobić brzydkie rzeczy, jeśli ktoś brzydko ją potraktuje." ;D Podoba mi się w niej ten pazur. Jednak przy końcówce byłam zła, że Nancy nie zaserwowała mu czegoś ostrzejszego, co sprawiłoby, że bezgłośnie zamknąłby usta i wyciągnął białą flagę. Zirytował mnie swoimi docinkami, taką pewnością siebie i bezczelnością, bo do jasnej anielki, to on jest tutaj wszystkiemu winien, on i głupia Sunny. Choć wiadomo, to Nancy pierwsza się odezwała i rozpętała słowną burzę, ale wcale się jej nie dziwię. Ja też w takiej sytuacji nie potrafiłabym trzymać języka za zębami. Emocje wzięły górę, a niestety nie zawsze są dobrymi doradcami. Pierwszą, większą konfrontację mają już za sobą, coś czuję, że nie ostatnią. Pod koniec było mi strasznie szkoda Nancy, nie powinna zadręczać się wyrzutami sumienia, to nie jej wina! Teraz jej rodzice, jak i Harry'ego, będą wiedzieli, żeby nigdy więcej nie pchać ich na siłę w swoje towarzystwo. O! Już teraz nie mogę doczekać się ich dalszych losów, spotkać, ciekawa jestem jak to dalej rozegrasz :) Chyba mogę śmiało napisać, że jestem uzależniona od tej historii :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, szekspirowa
Zrobiłaś miłą niespodziankę dodając dzisiaj rozdział! Po zobaczeniu od razu uśmiechnęła mi się buźka ;-) W sumie, to myślałam, że obiad potoczy się na spokojnie, ale jednak ta dwójka nie potrafiła inaczej nie dokopując sobie nawzajem. Harry zachowuje się tutaj jak gówniarz, zwykły arogancki gówniarz..Może się mylę, ale tak to właśnie odbieram. Uzależniłaś mnie od tego bloga, od tej historii. Nie mogę doczekać się następnego, rozdział super :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: przepiękny nowy szablon! <3 Lovelovelove! Następnie dobry rozdział. Jest pikantnie, ale bez przesadyzmu. Nancy niby grzeczna, ale jednak potrafi dopiec. Harry mnie irytuje, zachowuje się jak rozpieszczony gówniarz. Ktoś musi go postawić do pionu i mam nadzieję, że to będzie Nancy. Ogólnie to cieszę się, że w końcu jego postać się pojawiła i czekam na więcej smaczków! <3
OdpowiedzUsuńo matko czekam czekam czekam na next ty jesteś genialna
OdpowiedzUsuńWspaniały! No i ten obiad... ;D Powiem ci, że Harry się nie popisał. Nawet nie przypuszczałam, że przy całej rodzinie okaże się takich chamem. Popieram Nancy. Te ich relacje są zajebiste. ^^ I cholernie się cieszę, że dodałaś już nowy rozdział. Tak byłam ciekawa tej konfrontacji! I absolutnie nas nie zawiodłaś. Wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej pokazałaś, że potrafisz tak rozkręcić akcję, żeby czytelnik mało co nie sikał z ciekawości, co będzie w następnym rozdziale. Tak jest przynajmniej w moim przypadku. xd Czekam na równie niesamowitego nexta. Buziaaki. ;**
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie. Pojawił się prolog. <3
Zacznę może od szablonu. Jest naprawdę świetny. Taki żywy i świeży... Idealnie pasuje do naszej głównej bohaterki. Rozdział jest świetny. Hah, może powinnaś wydać książkę? Piszesz fantastycznie.
OdpowiedzUsuńHarry strasznie mnie drażni, taki co to nie on. Gwiazdka się znalazła... Phi..
Nancy powinna go czymś jeszcze zakasować i pokazać mu, że także jest wiele warta, a nie tylko on. I mógłby schować swoją dumę w kieszeń i ją przeprosić, ale najwyraźniej ona jest dla niego mało ważna skoro sądzi, że to nic takiego... Każda przyjaźń swoją cenę ma.
Mimo tego, że wcześniej zerwał z nią kontakt bez żadnych wyjaśnień, to teraz chyba dojrzał na tyle aby móc z nią o tym porozmawiać i przeprosić, tak?
Więc Styles nie opierd** dupy (przepraszam za wyrażenie słonko.) i leć do niej przepraszać!
To tyle ode mnie. Pozdrawiam i nie zapraszam do siebie, jak zauważyłam lubią to robić ludzie w komentarzach. Weny! :* :*
Patrycja!
Oj Harry, Harry... Woda sodowa uderzyła do główki? Rozdział świetny, pełen emocji, napięcia... Ale niech się Nancy ogarnie! Toż to nie jej wina, nie powinna mieć żadnych wyrzutów sumienia, niech będzie silna, da z siebie wszystko, bo Harry pocisnął jej, naprawdę jej pocisnął chamsko i wrednie, brzydko i niestosownie... Za żadne skarby świata nie chciałabym aby to ona przepraszała pierwsza, oboje powinni, ale on jest bardziej winny! Bydlak! Ale i tak go lubię, troszeczkę, ale jednak :D Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy i błagam niech wena Cię nie opuszcza! Uwielbiam :*
OdpowiedzUsuńI co ja miałabym Ci powiedzieć? Oczywiście jak zwykle jest niesamowity. Naprawdę uwielbiam Twój styl pisania, ponieważ każde słowo jest dobrane w odpowiedni sposób, wszystko jest doskonałe i dzięki temu czyta się przyjemnie.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to uważam, że Nancy bardzo dobrze zrobiła, używając swojego ciętego języka, chociaż Styles też nie zważał na słowa i pocisnął ją równo, nawet przy rodzicach. Myślę, że trochę za bardzo gwiazdorzy i wcale mi się to nie podoba. Uważam, że świetnie opisałaś tę sytuację i tak sobie myślę. Może tak jak Nancy powinnaś spróbować wydać swoje dzieło? Jestem przekonana, że miałabyś wielu fanów ;)
Rozdział zdecydowanie udany. Czekam na kolejny i pozdrawiam <3
Jaki śliczny nagłówek *.* Naprawdę, zakochałam się w nim.
OdpowiedzUsuńWiesz, na miejscu Nancy również bym tak szalała przed tym obiadem. Przecież jej rodzice musieli doskonale wiedzieć, w jakiej sytuacji zostanie postawiona i mogli ją chociaż uprzedzić. Niemniej sądzę, że prędzej czy później doszłoby do czegoś podobnego.
Byłam naprawdę mocno zdziwiona, że przez większość posiłku Harry'emu i Nancy udawało się nie wdawać w zbędną dyskusję, zachowywali się całkiem normalnie, jeśli mogę to tak ująć. Oczywiście niewiele potrwało, a cholernie wkurzyłam się na Stylesa. Dlaczego jest tak strasznie uparty? Czemu nie próbuje, jak dorosły człowiek, wyjaśnić tamtą sytuację sprzed dwóch lat? Na dodatek nie widzi w tym żadnej swojej winy. Właśnie przez to cieszę się, że Nancy powiedziała mu swoje. Teksty Harry'ego były zdecydowanie bardziej chamskie, niemniej jestem dumna z dziewczyny, bo zachowała twarz. Oczywiście przykro mi, że Anne tak się zdenerwowała, a cały obiad ostatecznie okazał się klapą, ale widocznie tak musiało być. I tu w głównej mierze zawinił Harry, który wciąż zachowuje się jak rozkapryszony bachor. Owszem, Nancy pierwsza wtrąciła złośliwą uwagę, jednak w końcu na nią zasłużył.
Ja jestem zadowolona z efektu, według mnie ta scena wyszła bardzo naturalnie i prawdziwie :)
Czekam na ciąg dalszy <3
Na początku chcę Cię przeprosić, iż nie zostawiłam komentarza pod ostatnim rozdziałem. Dopiero co go przeczytałam i muszę przyznać, że był świetny!
OdpowiedzUsuńCo do tego rozdziału: jest po prostu genialny! Jak dla mnie wcale nie jest tak łagodnie ;p Opisy odczuć Nancy powodują, że wszystko łączy się w świetną całość. Podoba mi się to, że z taką łatwością dobierasz słowa. Doskonale potrafisz przedstawiać cechy głównej bohaterki i to jak zmienia się przy danej sytuacji.
Zachowanie Nancy jest godne podziwu. Świetnie poradziła sobie z dogryzkami Styles'a. Kilka razy na prawdę dowaliła mu ostrymi ripostami ;p
Jestem strasznie ciekawa co wydarzy się w kolejnych rozdziałach. Czy Nancy i Harry wyjaśnią sobie co leży im na sercu?
Życzę weny xx
PS. Nowy wygląd jest prześliczny! :D
Nie mogło być przecież tak, że zupełnie nic nie wydarzy się pomiędzy tą dwójką, kiedy będą siedzieli tak blisko siebie, prawda? Dobrze, że się na siebie nie rzucili! Chociaż zapewne mało brakowało.. Nancy po prostu aż eksplodowała ze złości i szczerze mówiąc wcale jej się nie dziwię. Harry był (wciąż jest) bezczelny. Ale Nancy świetnie sobie z nim poradziła, chociaż na samym końcu emocje wzięły górę - łzy mimowolnie się polały. Ale której z nas by się to nie zdarzyło? Jestem bardzo ciekawa co się wydarzy po tym wszystkim. Może Styles będzie chciał jakoś przeprosić dziewczynę? Och, w co ja wierzę - to chyba prędko się nie stanie. Ale może powinni sobie wyjaśnić parę spraw. No nic, czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńPS. Dziękuję Ci za komentarz na milosnym zatraceniu :) Jeśli chodzi o Zayna w roli głównej to mogę zaprosić tutaj -> {siec-czasu}
Wspaniały blog, cudowny rozdział. Nie mogę się doczekać nowego!
OdpowiedzUsuńLu
Nie mam pojęcia dlaczego tak długo zwlekałam z przeczytaniem tego opowiadania, chociaż zakładkę z twoim blogiem miałam cały czas otwartą, nie mogłam się zebrać w sobie i zabrać za czytanie. Może to dlatego, że szablon lekko schodzi w mojej przeglądarce na prawo, ale gdy tylko zabrałam się za prolog ten szczegół przestał być jakimkolwiek problemem. Całość przeleciała i szybko i sprawnie i byłam lekko zaskoczona, kiedy okazało się, że to już koniec, jeżeli chodzi o opublikowane rozdziały. Nie za bardzo przepadam na historiami pisanymi w pierwszej osobie, ale z każdym kolejnym przeczytanym blogiem moje zdanie się zmienia i na powrót wolę opowiadania pisane z tej perspektywy. Wiele razy spotkałam się już w opowiadaniami w których ktoś z One Direction zdobywając sławę zapominał o (najczęściej) najlepszej przyjaciółce, ale nie pamiętam, żebym miała styczność z taką historią w której opisane jest wszystko od samego początku i żeby to właśnie sława nie była powodem utraconej przyjaźni. Podoba mi się wykreowany charakter Nancy, a nie zawsze jest to dobrze przedstawione. Jej przemyślenia (bo chyba tak mogę nazwać to co znajduje się powyżej) w doskonały sposób ukazują niestabilność uczuć względem nie zawsze sprzyjającego otoczenia lub po prostu kłębowisko myśli dotyczących utraconego przyjaciela. Nie będę więcej słodzić, chociaż wydaje mi się, że bardziej uzasadniłam swoje zdanie dotyczące tego bloga, ale napisać: to jest cudo! muszę. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Morgan Jade :*
Podsumuję to tak : niech oni się w końcu pogodzą bo moje serce zaraz pierdolnie.
OdpowiedzUsuńDodaj szybko natepny .
OdpowiedzUsuń