8 lipca 2013

Rozdział trzeci: Krok do przodu, krok do tyłu


wrzesień 2010

        Jak to w każdym przeciętnym domu bywa, trzeba wybrać jedną ofiarę, która zgodzi się sprzątać. U nas niestety to ja uchodziłam za niewolnika. Odkurzałam, myłam łazienkę, rozwieszałam pranie, po każdym posiłku pokornie sprzątałam stół i zmywałam naczynia. Niekiedy wyręczała mnie mama, ale zdarzało się to do prawdy rzadko.

        Ślęczałam zgarbiona nad zlewem i niczym największy męczennik świata zmywałam naczynia, myśląc o tym jak bardzo nienawidzę bycia jedynaczką. Gdybym miała brata lub siostrę, mogłabym jakoś zrzucić na nich chociaż część obowiązków, a tak pozostało mi jedynie narzekanie w głębi duszy.

                Tamtego wieczoru miałam możliwość wyjścia z Minnie i częścią naszej nowej grupy na kręgle, lecz ją odrzuciłam, woląc zostać w domu i trochę odpocząć. Zaczęła się szkoła, co prawda na początku nie ma zbyt wiele do roboty, mimo to po tak długich i przyjemnych wakacjach powrót do rutyny i ślęczenia nad książkami był nieco męczący. Ponad to letnia pogoda najwyraźniej nie miała zamiaru nas opuszczać. Temperatura dochodziła nawet do trzydziestu stopni, co nie było wygodne, gdy musiałam siedzieć w klasie po kilka godzin dziennie i dusić się jak pomidor w szklarni.

                Znów podjęłam złą decyzję. Gdybym jednak zdecydowała się pójść z nimi do Bowley, moje rozterki, które ledwo co udało mi się zwalczyć, nie powróciłyby. Przynajmniej nie tak szybko.

        - Nancy! Chodź tu prędko!

        Do mych uszu dotarł głos mamy. Ton jakim wykrzyknęła owe słowa przypominał lekkie przestraszenie, co strasznie mnie zdziwiło. Pierwszą myślą jaka wpłynęła mi do głowy był pająk albo jakiś inny insekt. I owszem, był to parszywy insekt.

        - Zaraz, tylko skończę! - odpowiedziałam poirytowana i dalej szorowałam talerz, lecz teraz bardziej zawzięcie.

        - Odłóż to i chodź szybko! - mama nalegała, tym razem dość stanowczym tonem. Jeszcze bardziej zdziwiona, odłożyłam naczynie i opłukałam ręce. Czego ta kobieta ode mnie chciała? Teraz już nie brzmiała na wystraszoną, a raczej zdenerwowaną, że jeszcze mnie przy niej nie ma.

        Weszłam do pokoju od niechcenia, trzymając ścierkę, którą wycierałam sobie jeszcze mokre ręce. Spojrzałam na rodzicielkę, czekając aż powie mi o co chodzi. Gdy tylko zobaczyłam jej wyraz twarzy doszło do mnie, że coś konkretnego musiało się stać. Siedziała w fotelu jak na szpilkach. Oczy miała szeroko otwarte, brwi uniesione ku górze, jakby z niedowierzania i latała wzrokiem to na mnie, to na telewizor.

        - No nie stój już tak, chodź tu zobacz.

        Po raz kolejny nakazała mi przyjść bliżej, machając przy tym ręką na zachętę. Jej zachowanie wzbudziło i moją ciekawość. Co też takiego ona tam zobaczyła, że aż tak bardzo chciała mi to pokazać?
  
        Stanęłam obok jej fotela i wręcz oniemiałam. Miliony myśli w jednej sekundzie uderzyły z impetem w drzwi mojego umysłu, ostatecznie je wywarzając i wpadając do środka. Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się otworzyć ust ze zdumienia, lecz ta sytuacja była nader wyjątkowa. Zrobiło mi się gorąco, czułam się jakbym zaraz miała zapaść się pod ziemię. Nie mogłam własnym oczom uwierzyć w to, co zobaczyłam na ekranie telewizora.
  
        Bujne, brązowe loki, piękne malinowe usta, wnikliwe spojrzenie, wszystko takie, jak zapamiętałam. Na jego widok wcale nie zebrało mi się na wymioty tak, jak niegdyś mi się wydawało, że będzie, gdy zobaczę go po tej długiej przerwie. Aczkolwiek poczułam to ukłucie w okolicach brzucha. Choć twierdziłam, że wyparłam z siebie wszelkie uczucia do niego, ukłucie to oznaczało jedno. Wciąż był dla mnie niezmiernie ważny. Obojętność ustępowała miejsca przejęciu.
  
        Harry Styles we własnej osobie. Stojący w kolejce na przesłuchanie do X Factora. Opowiadający o swojej pasji, używając tego swojego głębokiego głosu i akcentu. Szczęśliwa, dumna i szeroko uśmiechnięta Anne. Ten cały obrazek podziałał na mnie jak jakaś trucizna. W jednej chwili wszystko, co zdołałam jakoś pozbierać i wyrzucić za siebie, wróciło.
  
        Zarówno ja, jak i mama wpatrywałyśmy się tępo w ekran w przeogromnym milczeniu. Z boku musiało to wyglądać komicznie.
  
        Wiedziałam, że program nie jest nadawany na żywo, że został nagrany jakiś czas temu, mimo to cholernie się stresowałam. Już nie pamiętam kiedy ostatnio byłam tak spięta. Napięcie wewnątrz mnie rozładował element humorystyczny we wstępnej rozmowie Harry'ego z jury. Zaśmiałam się. Po raz pierwszy od bardzo dawna zaśmiałam się, podczas myślenia o nim. Te dwie rzeczy zdecydowanie ze sobą nie współgrały. Jego osoba kojarzyła mi się jedynie z bólem. Jednak kiedy to zrobiłam, poczułam jakąś dziwną ulgę.
  
        Harry wspominał mi parę razy coś o zgłoszeniu się do tego programu, jednak zawsze brzmiało to bardzo powierzchownie i jak zwykłe gdybanie. Kto wie co ukrywał wtedy wewnątrz siebie. Wnioskując po tym, iż finalnie wylądował na wielkim, czerwonym krzyżyku przed setkami ludzi, zapewne rozważał uczestnictwo na poważnie.
  
        Gdy zaczął śpiewać, po całym moim ciele przeszły ciarki. Nigdy w życiu nie zapomnę tego uczucia. Widząc ludzi, którzy z nim przyjechali, tak bardzo żałowałam, że mnie tam nie ma. Z trudem powstrzymywałam się od płaczu. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie przy mamie.
  
        Nicole Scherzinger jako pierwsza zabrała głos po jego występie. Rzadko kiedy członkowie jury wypowiadają się o uczestnikach w taki sposób, w jaki zrobiła to ona. Oczywiście nie chodzi o treść, bo chwalenie zdarza się często, lecz nie z tak ogromną szczerością. Słowa wypłynęły z jej ust naturalnie i było po niej widać, że naprawdę czuje to, co mówi. Obdarowała Harry'ego komplementami odnośnie jego głosu. Mimo iż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest on nadzwyczajny, i tak skromnie podziękował. Cały on. Przed znajomymi pewny siebie, przed innymi ludźmi uroczy i bezpretensjonalny. Mały oszuścik.
  
        Gdyby reszta jurorów również postawiła na pozytywną ocenę Harry'ego, byłoby to zbyt idealne, zatem jeden z nich, Louis zarzucił mu to, czego najbardziej się obawialiśmy. Brak doświadczenia i niegotowość. Na szczęście zawsze pojawia się ten promyk nadziei, w tym przypadku nazywał się Simon. Kompletnie olewając zdanie swego poprzednika, otworzył przed Harry'm szeroką bramę do spełnienia jego największego marzenia.
  
        Chociaż przeczuwałam, że Nicole i Simon prawdopodobnie zgodzą się, aby chłopak przeszedł dalej, to kiedy Louis powiedział stanowcze „nie”, znów zrobiło mi się gorąco z nerwów. Z całych sił modliłam się w duchu, aby tamta dwójka wypuściła ze swych ust to jedno, korzystne słowo.
  
        Choć wciąż nie wybaczyłam mu tego, co mi zrobił, nie potrafiłam źle myśleć w jego intencji. Mimo to, co się stało był moim przyjacielem i zawsze nim będzie.
  
        Zamknęłam oczy i poczułam jedną, pojedynczą łezkę spływającą po moim policzku.
  
        Udało się. Jakżeby inaczej?



  
        Stałam nieopodal W Mandeville od dobrych paru minut i zbierałam się na odwagę, aby w końcu tam wejść. Mój niezbyt rozgarnięty ojciec wysłał mnie po pieczywo, dobrze wiedząc, co może mnie spotkać w tym miejscu. Być może myślał, że skoro Styles wystąpił raz w telewizji, od razu rzuci robotę w piekarni. Zawsze mógł nie mieć zmiany, gdy przyszłam, lecz jak na złość akurat ją zaczynał. Przez szybę widziałam jak zakładał fartuch i stanął za kasą. To była istna katorga. Nie potrafiłam zebrać się do kupy i najzwyczajniej w świecie ruszyć. Serce waliło mi jak opętane już teraz, gdy byłam na zewnątrz, aż strach było mi pomyśleć jak zareaguję będąc w środku, stojąc przed nim. Powtarzałam sobie ciągle w głowie, że nie mogę stchórzyć, mimo to zaczęłam także rozważać pewną ewentualność, a mianowicie poproszenie kogoś o kupienie dla mnie tych durnych bułek. Ostatecznie stwierdziłam jednak, że muszę sobie jakoś radzić ze swoimi problemami. Wzięłam głęboki wdech i postawiłam pierwszy krok. Kiedy złapałam za klamkę przez myśl przeleciało mi tylko „Uciekaj, Nance, uciekaj!”. Zignorowałam to i weszłam do środka.
  
        Moment, w którym wzrok Harry'ego zatrzymał się na mnie po raz pierwszy od naszej ostatniej rozmowy, był jednym z najgorszych w moim dotychczasowym życiu. Miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi za chwilę z piersi i wyląduje na podłodze. Aby tego uniknąć, czym prędzej ustawiłam się w kolejce. Tkwiłam tak za panią Mulligan, a czas dłużył mi się niemiłosiernie. Z nerwów coraz mocniej zgniatałam monety, które trzymałam w ręce, jednocześnie czując jak bardzo pocą mi się dłonie. Przeskakiwałam też z nogi na nogę. Nietrudno było zgadnąć, że coś mi dolega.
  
        Czując się tak, nie inaczej zrozumiałam, że ten akt odwagi był zdecydowanie złym pomysłem. Chciałam mieć to już za sobą, w związku z czym strasznie się niecierpliwiłam. Przysięgłam sobie wtedy, że już nigdy więcej moja noga nie stanie w W Mandeville, kiedy on tam będzie.
  
        Kolejne minuty mijały, a ja byłam coraz bliżej kasy. Harry kompletnie mnie ignorował, aż do chwili, w której przed nim stanęłam. Musiał mnie obsłużyć. Nie mógłby przecież odpuścić. Musiał pokazać, że fantastycznie sobie z tym wszystkim radzi i nic mu to nie robi.
  
        Po raz drugi spojrzał na mnie, a raczej przeze mnie. Ten wzrok był tak pusty i nic nie wyrażający, aż miałam wrażenie, że Harry nie patrzy na mnie, tylko daleko, daleko za. Zielona próżnia pochłaniała mnie z sekundy na sekundę coraz bardziej. Ta obojętność i chłód zadawały mi tak silne ciosy, że z olbrzymim trudem zdołałam wydusić z siebie zamówienie.

        - Dzień dobry, w czym mogę pani pomóc?
  
        Zadał to pytanie jak gdyby nigdy nic. Wypowiedział je niczym zaprogramowany robot. Nie jestem w stanie opisać uczucia, które mnie wtedy ogarnęło. Było zbyt dziwne. Niepojęte.
      
        - To, co zawsze – odpowiedziałam bardzo, ale to bardzo cicho, wręcz mruknęłam pod nosem. Harry natychmiast odwrócił się i robił swoje. Sprawdził na liście co też takiego zazwyczaj zamawiają Frittonowie, zaraz potem zajął się przygotowywaniem pakunku. Przez cały ten czas, gdy skrupulatnie wykonywał swoją pracę obserwowałam go. Pewna część mnie nakazywała mu pogratulować sukcesu w programie, inna natomiast zaklinała, abym pod żadnym pozorem tego nie robiła. Tak mocno pragnęłam powiedzieć te kilka słów. „Gratuluję”, „Jestem z ciebie dumna”, „W końcu się udało, teraz czas i na mnie”. Nie mogłam. Nie potrafiłam. I jeszcze raz nie mogłam. Walka jaka odgrywała się wewnątrz mnie była nie do zniesienia. Pragnęłam w jak najszybszym tempie opuścić piekarnię i udać się do domu, a tam ochłonąć i oczyścić się z tych wszystkich niepożądanych uczuć i emocji.
      
        - Siedem funtów – oznajmił beznamiętnie. Tym razem nawet nie raczył na mnie zerknąć. Gapił się w kasę i czekał aż położę pieniądze na ladzie i sobie pójdę. Coś się we mnie zagotowało. On ciągle był górą, przewodził i prowadził tym konfliktem, a ja wciąż ukazywałam jedynie swą słabość. Czas najwyższy z tym skończyć.
  
        Położyłam monety na talerzyku, zaciskając przy tym usta ze złości, po czym złapałam za papierową torbę pełną pieczywa i otwarcie wyrwałam mu ją z rąk. Obróciłam się i powstrzymując się od wybuchu płaczu, opuściłam piekarnie, myśląc, że na dobre zakończyłam swoje katusze. Niestety to było silniejsze ode mnie.

  
        Przez całą następną sobotę starałam się nie myśleć o X Factorze. Próbowałam jakoś zapobiec obejrzeniu kolejnego odcinka, jednak nie byłam w stanie. Siedziałam na łóżku w swoim pokoju i wpatrywałam się tępo w zegar wiszący na ścianie, śledząc wskazówki. Przekroczyły w końcu dwudziestą. Z każdą kolejną sekundą napięcie rosło w siłę, a ja odczuwałam coraz większą presję, którą, notabene wywierałam sama na sobie. Koniec końców rzuciłam się po pilota jak nienormalna i włączyłam telewizor. A potem już tylko wpadłam do oceanu i coraz bardziej się w nim zatapiałam. Z tygodnia na tydzień. Z odcinka na odcinek.
  
        W każdą sobotę wracałam do domu wcześniej. Nie chodziłam na imprezy, stroniłam od spotkań ze znajomymi, a wszystko tylko po to, żeby zobaczyć jak dalej potoczy się los Harry'ego. Ukrywałam to w tajemnicy dosłownie przed wszystkimi. Wstydziłam się. Wstydziłam się swojej słabości do niego, słabości do tego, że nie potrafiłam raz, a dobrze dać sobie z tym spokój i wreszcie ruszyć naprzód. Ta relacja była moją piętą Achillesa.
  
        W związku z programem, w miasteczku wybuchło niemałe zamieszanie. Ludzie zaczęli rozmawiać o tym na każdym kroku, wszyscy byli niesamowicie podekscytowani, że „ten miły chłopiec z piekarni” jest w telewizji, a co lepsze – ma słowiczy głos. Jednym słowem, Harry był na językach każdego mieszkańca Holmes Chapel. Ta cała wrzawa doprowadziła do rozpamiętywania sprawy z maja. Idioci znów zaczęli mnie o niego wypytywać. Szczególnie dziewczyny. Myślały, że nadal mam z nim kontakt i może byłabym tak łaskawa, aby dać im jego numer. Traktowały mnie jak książkę telefoniczną. Nawet gdybym miała jakiekolwiek namiary na niego, w życiu nie udostępniłabym ich. Nikomu. Z resztą nie byłam jedyną obleganą osobą. Największą popularnością cieszył się Charlie. Jako „przyjaciel gwiazdy” był rozchwytywany. Charlie, jak to Charlie rzecz jasna skorzystał z uroków znania kogoś sławnego. Niepojętym natomiast był fakt, iż Harry tak na dobrą sprawę sławny jeszcze nie był, a ludzie i tak zachowywali się co najmniej jakby był kimś pokroju Brada Pitta. Występował jedynie w słynnym programie telewizyjnym. To raczej jego urok i uroda w większym stopniu zagwarantowały mu te wszystkie fanki. No i głos. Jak mogłam zapomnieć. Jego najsilniejsza broń.
  
        Z czasem Harry zniknął z pola widzenia. Nie pojawiał się w szkole, nie był widywany na ulicach, a to wszystko za sprawą dostania się do Boot Campu. Wyjechał, aby wspiąć się jeszcze wyżej na drabinę swych marzeń. A ja? Wciąż ukradkiem wracałam do domu przed dwudziestą i zamykałam się w pokoju na klucz.
  
        Bardzo dobrze pamiętam zarówno moment, w którym powstało One Direction, jak i każdy z ich występów. Trudno byłoby je zapomnieć, były niesamowite. Choć reszta z chłopaków także miała świetne głosy, dla mnie zawsze liczył się tylko ten jeden.
  
        Większość z piosenek śpiewanych przez chłopaków traktowała o miłości, przyjaźni czy też innym silnym uczuciu. Wspaniałomyślny chwyt, przystojni, młodzi mężczyźni śpiewający o miłości. Bliskie ujęcia na ich twarze, czy na same oczy lub usta. Esemesy od nastolatek gwarantowane.
  
        Harry i Liam dostawali najdłuższe partie w utworach, ponieważ mieli zdecydowanie najlepsze głosy spośród całej piątki. Z jednej strony bardzo mnie to cieszyło, z drugiej jednak musiałam jakoś znosić owe ujęcia jego osoby. Czasem odwracałam wzrok od ekranu, bo było to zbyt bolesne. Jako jeden z najgorszych występów w mojej pamięci zapisało się „You're So Beautiful”. Był on wręcz przesączony Stylesem. Prawie przez całą piosenkę siedziałam na łóżku skulona i z ogromnym trudem starałam się nie rozpłakać. Mój głupi mózg odnosił niemalże wszystkie teksty do naszej historii. To było żałosne. Wstydziłam się przed sobą samą. Niepotrzebnie jeszcze bardziej się zamartwiałam. Nie miało to choćby najmniejszego sensu.
  
        Zimą, w ramach jednego z odcinków One Direction zrobiło sobie przejażdżkę po miastach, w których mieszkają. Gdy zajechali do Holmes Chapel, ludzie wręcz poszaleli. Wszyscy zbiegli się w jednym miejscu, aby przywitać „złote dziecko”. Wszyscy tylko nie ja i Minnie. Zostałyśmy razem w domu i próbowałyśmy zająć się czymś, co mogło swobodnie odciągnąć moje myśli od tego, co tymczasem działo się w mieście. Charlie tam poszedł i szybko tego pożałował. Harry nawet się z nim nie przywitał, nie odmachał. Zdaje się, że był zbyt zaślepiony tym wszechobecnym zachwytem. Widziałam to potem w telewizji. Szeroki uśmiech, zmarszczki przy oczach. Był szczerze radosny z powodu tego, co zastał w swoim mieście. Oglądanie go szczęśliwego było równocześnie bolesne, jak i ekscytujące. Chciałam dzielić to szczęście z nim. Niestety, nie mogłam.
  
        Kiedy okazało się, że chłopcy przeszli do półfinału, Holmes Chapel zwariowało ponownie. Rada miasta zorganizowała na głównym placu wspólne oglądanie decydującego odcinka. Były krzesła z ratusza, a także prywatne, poprzynoszone z domów; rzutnik i wielkie białe płótno, na którym wieczorem puścili relację live prosto z Londynu. Trochę ludzi się nazbierało. Na pewno nie całe sześć tysięcy, ale kilka set na pewno ich było. Nie widziałam tego na własne oczy, ale tata mi opowiadał. Wracał akurat z pracy i przejeżdżał tamtędy samochodem, zresztą jak każdego dnia. Ledwo co mógł się przecisnąć przez te tłumy, więc ostatecznie pojechał naokoło, inaczej utknął by tam aż do końca odcinka.
  
        Zaśpiewali „Torn”. Po raz drugi, choć tym razem znaczenie, znacznie lepiej. Emocje, które przemawiały przez nich były odczuwalne na własnej skórze. Nie dość, że sama niesamowicie to przeżywałam, to jeszcze oni przelewali na mnie to, co czuli. Strach, nerwy, podniecenie, szczęście, wzruszenie. Mnóstwo uczuć naraz.
  
        Choć wszystko szło w idealnym kierunku, w tym jednym, jedynym właściwym, to w końcu czar prysł. Wydawało się, że szczeble drabiny zaczęły się łamać od samej góry, a chłopcy spadali jeden za drugim, lecz wtedy znów pojawił się promyk nadziei, który zatrzymał ten proces.

        - To jest tylko początek dla tych chłopców!
  
        I wtedy dotarło do mnie, że Harry wspiął się na kolejny poziom swych schodów do celu, a ja wciąż tkwiłam na dole. On postawił krok do przodu, ja postawiłam krok do tyłu.



___________________________________________________
        Witam po dłuższej przerwie! c: Za nami trzeci rozdział. Dla mnie zdecydowanie najtrudniejszy. Kompletnie mi się nie podoba, ale trzeba było przez to przebrnąć, żeby zrozumieć relację głównych bohaterów. Kolejny odcinek to będzie już teraźniejszość. Mam nadzieję, że nikogo nie zraziłam tymi wypocinami.
        Carla, przepraszam za mieszanie czasów, ten rozdział pisałam jeszcze zanim zwróciłaś mi uwagę :D
        Prosiłabym, aby osoby czytające opowiadanie dały o sobie jakoś znać. To niezmiernie ważne ile Was jest. Im więcej, tym większa motywacja!
       Pozdrawiam cieplutko, Meadow c:

9 komentarzy:

  1. Ja już skończyłam pisać o 1D, ale nie mogę przestać czytać tego co tworzysz. Historia zgoła mogłaby wydawać się przeciętna i błaha, a jednak tworzysz coś naprawdę dobrego. Stopniowo odkrywasz przed czytelnikiem cały świat, fragmenty historii, pięknie opisujesz emocje. To co robisz jest naprawdę dobrą robotą.
    http://bloody-fascination.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się to, że skupiasz się głównie na opisywaniu uczuć i emocji, fajnie się to czyta. Zdecydowanie wolę to, niż dwustronnicowe opisywanie kwiatka, któy stoi na parapecie. Jest naprawdę super! Już nie mogę doczekać się teraźniejszości i tego, jak w końcu pojawi się Harry, a sprawa ich konfliktu się wyjaśni. Niestety znam Cię i jestem niemal pewna, że nie dasz nam zbyt szybko cieszyć się osobą Styles'a. No to czekam na następny, pisz szybciutko misiu. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero zaczynasz to opowiadanie, a ja już się od niego uzależniłam. Jesteś niesamowita! Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko pogratulować Ci talentu. Akcja ciekawa i pierwszy blog, na którym opisywana jest droga One Direction od strony kogoś bliskiego, kto widzi, jak chłopcy się zmieniają i przedstawiona jest w opowiadaniu sytuacja panująca w mieście. To jest interesujące i wciągające. Czytając muszę się powstrzymywać, żeby nie przeskakiwać po kilka linijek, bo tak bardzo chcę wiedzieć, co będzie dalej.
    Uprzedzałaś, że nie prędko dowiemy się co było powodem odwrócenia się Harry'ego od Nancy, ale ja już się nie mogę doczekać. To mnie wprost rozwala od środka.
    Nie wiem ile masz lat, ale jesteś dla mnie autorytetem jeśli chodzi o pisanie : )

    Pozdrawiam
    Ola : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa! Chciałam stworzyć coś niebanalnego, czego jeszcze nie widziałam na blogach z opowiadaniami z fandomu 1D i wygląda na to, że chyba mi się udało :D Pozwolę sobie zaspoilerować: Powód pojawi się gdzieś około 10/12 rozdziału, a sam Harry w ósmym c:
      Lat mam 19, ale to chyba nie jest ważne c:

      Pozdrawiam, Meadow.

      Usuń
  4. Ten rozdział jest niesamowity. Zresztą jak te pozostałe. Masz talent. Proszę, szlifuj go, bo nie może się zmarnować. W przeciwieństwie do ciebie, mi się bardzo podobał. ^^ Jest genialny. Masz naprawdę świetny styl pisania. Tez tak chcę, no! xd;* Ja jednak nadal jestem bardzo ciekawa, dlaczego Harry się tak zachowywał. Mam nadzieję, że wkrótce się to wyjaśni, bo ja zaraz oszaleję. ;D Nie mogę się doczekać spotkania Nancy i Stylesa. Sądzę, że będzie bardzo ciekawie. :] Czekam na następny rozdział. Proszę, dodaj w miarę możliwości szybko. Życzę weny i serdecznie pozdrawiam - Natalia. ;*<3^^

    P.S. Przepraszam za spam, ale chciałabym cię zaprosić na moje oba blogi. Mam nadzieję, że skomentujesz i wyrazisz swoją opinię. Dla mnie liczy się każdy komentarz. :)

    tysiace-mysli-dwa-slowa.blogspot.com/
    nowe-rozdzialy-zycia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Meadow, dajże spokój! Rozdział jest cudowny ;) Kocham Twój styl, jest bardzo wciągający i przyjemnie się czyta. Wspaniale oddałaś wszystko, co działo się z biegiem czasu. Ta sytuacja w piekarni tak pięknie opisana, tyle emocji, sama się czułam odrzucona jak Nancy. Straszliwie mi jej szkoda, nie dość że straciła przyjaciela, to jeszcze nie ma pojęcia dlaczego, w dodatku on robi karierę i zapomina o niej. Chociaż w głębi siebie mam nadzieję, że on również cierpi i tęskni. A Nancy no cóż po prostu go kocha, a to niesie ze sobą wiele bólu. Błagam Cię, dodaj kolejny rozdział wkrótce! Bo inaczej zwariuję! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest wręcz genialny! Świetne jest to, że powoli wyjaśnia się przeszłość Nancy. Nie mogę doczekać się rozdziałów z serii "teraźniejszość" ;) Wierzę, że mnie zadziwisz. Mnie także jest strasznie szkoda Nancy. Straciła przyjaciela (który tak bardzo zachłysnął się życiem gwiazdora, że nie widzi starych znajomych) to w dodatku nie potrafi o nim zapomnieć i pójść naprzód. Mam nadzieję, że z każdym rozdziałem znajomość Harry'ego i Nancy się poprawi :)
    Życzę weny xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak strasznie szkoda mi Nancy. Niestety, ale wiem, co ona czuje, gdyż sama przeżyłam coś podobnego. Niemal identycznego. Tyle, że ja już dałam sobie z tą osobą spokój, a Nancy nie potrafi zapomnieć.
    Czytając poprzedni rozdział miałam kilka hipotez, dotyczących odwrócenia się od niej Harry'ego. Pierwsza była myśl, że może Sunny rozpowiedziała jakieś plotki na temat tego, że są parą? Nie wiem i strasznie zabolała mnie myśl, że prawdy dowiemy się dopiero później. Ja chcę wiedzieć już. :(
    Harry też nie zachował się ładnie. Skoro było widać jak na dłoni, że Nancy nic nie rozumie, to próbuję tłumaczyć, co się stało, a nie uciekam. Poza tym sprawa z Charliem. To, że zignorował przyjaciela także dużo o nim mówi.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdecydowanie jedna z najlepszych historii jakie czytałam do tej pory. Dziękuję Ci za to w jaki sposób przekazujesz emocje głównej bohaterki. Dzięki temu mogę wczuć się w jej osobę, odczucia i to własnie sprawia, że opowiadanie staje się jeszcze bardziej ciekawe. ;)
    Nadal nie rozumiem zachowania Harry'ego i tego w jaki sposób potraktował Nancy, a ta biedna pomimo starań nie potrafi o nim zapomnieć. Żal mi jej, że tak bardzo to wszystko przeżywa. Nie mogę doczekać się już kiedy wszystko zostanie wyjaśnione, chociaż mam świadomość, że potrzymasz nas jeszcze w niepewności, ale z miłą chęcią poczekam na rozwiązanie zagadki.

    Pozdrawiam ;) xx

    OdpowiedzUsuń