28 lipca 2013

Rozdział szósty: Powrót do przeszłości


            Wejść czy nie wejść, oto było pytanie. Może i mogłabym je sobie zadać, gdybym wcześniej nie przesądziła o swoim losie. Przybita niewidzialnymi gwoździami do chodnika przed domem Anne, gapiłam się tępo w białe drzwi. Miały małe szybki, więc nie trudno byłoby mnie zauważyć. Mnie, męczennika, osobę niepewną i pogubioną we własnych decyzjach, stojącą niczym kamienny posąg przed budynkiem, w którym niegdyś spędzała większość swego, wolnego czasu; teraz zbierającą się na odwagę, aby dotknąć palcem dzwonka i po dwóch ciężkich latach, wejść do środka i nie dać się zjeść przez wspomnienia w pierwszych sekundach.
            Z chwilą, w której oddaliłam rękę od guzika, moje serce oszalało. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam powtarzać sobie w myślach: „Dasz radę, Nancy, dasz radę”, co jeszcze bardziej mnie zdekoncentrowało, a wszystkie wersje „co powiem Anne” jakby wyparowały z mojej głowy.
            - Cholera – zaklęłam pod nosem, gdy tylko usłyszałam kroki kobiety. Nieźle panikowałam, stokroć bardziej niż przed jakimkolwiek spotkaniem w wydawnictwie. Dzień prędzej odwiedziłam większość z portali plotkarskich i stron o One Direction, żeby upewnić się czy Styles zamierza zjawić się w rodzinnym miasteczku w najbliższe dni. Nie uśmiechało mi się wpaść na niego pierwszego dnia pracy, choć i tak zdawałam sobie sprawę, że prawdopodobnie prędzej czy później dojdzie do takowego spotkania. Póki co uzbrajałam się w siłę, aby tym razem opuścić pole bitwy jako zwycięzca.
            Drzwi uchyliły się, a moim oczom ujawniła się postać dość wysokiej kobiety w średnim wieku. Anne swoje najlepsze lata miała dawno za sobą, ale wciąż trzymała klasę i fason, powiedziałabym, że była modną mamą. Ponadto ten ciepły uśmiech widniejący na jej twarzy przekreślonej lekkimi zmarszczkami, szaroniebieskie tęczówki, ciemne włosy zarzucone uroczo przed ramiona, cała była taka pozytywna. Jej widok rozluźnił mnie odrobinę. Nie czułam się już tak bardzo spięta.
            - Cześć, Nancy! - Niezmiernie ucieszyła się na mój widok.
            - Witaj, Anne – zaczęłam nieco oficjalnie i podążyłam za nią tak, jak mi nakazała.
            W drodze do domu Coxów wyobrażałam sobie pierwszą chwilę po przekroczeniu jego progu. Wersja realna była całkiem podobna do tej, jaka ułożyłam sobie w myślach. Z niewielkim smutkiem rozejrzałam się po przedpokoju, przeleciałam wzrokiem po obrazach, zdjęciach, dodatkach w postaci wazonu z kwiatami, czy porcelanowej figurki. Chciałabym powiedzieć, że niewiele się zmieniło, lecz było to niemożliwe. Z korytarza zniknęły stare, drewniane, aczkolwiek niezwykle cenne i eleganckie meble, a na ich miejscu pojawiły się bardziej nowoczesne. Ściany zostały przemalowane na jaśniejsze kolory, przez co pomieszczenia wydawały się większe. Natomiast zdjęcia rodzinne, szczególnie te ze „złotym chłopcem” pomnożyły się co najmniej dwa razy. Troszeczkę przypominało to muzeum, z drugiej zaś strony należało zrozumieć tęsknotę Anne za synem, który w domu przebywał doprawdy sporadycznie. Spodziewałam się także remontu kuchni, o którym kobieta czasami wspominała, gdy jeszcze przyjaźniłam się z Harrym, ale mijając ją nie dostrzegłam żadnych kolosalnych zmian. Jedyne, co było tam nowe to stół i krzesła wokół niego, i zapewne wyposażenie typu sztućce, garnki, czy inne akcesoria. W końcu jej syn zarabiał kupę kasy, mogła pozwolić sobie wreszcie na jakieś przyjemności, a dla kobiety w jej wieku przyjemnością było nowe ubranie, czy też właśnie upiększenie i ulepszenie swojego mieszkania.
            Pewnie dla niektórych wydawało się to dziwne, że mimo tego, iż Styles miał kokosy na koncie jego matka ciężko pracowała. Bo po co miałaby to robić, skoro mogła mieć co zechciała za jego pieniądze? Całe szczęście Anne nie była człowiekiem, który zechciałby żerować na własnym dziecku. Wolała spełniać się zawodowo i wciąż prowadzić normalne życie. I chociaż zaniedbywała przez to nieraz Williama, czuła, że postępuje odpowiednio. Chciała nauczyć syna, że nic nie przyjdzie do niego samo, a o szczęście i godne życie trzeba się mocno starać. Po części próbowała mu przekazać, że nawet jeśli ktoś bliski ma wiele i chce się tym dzielić, nie powinno się korzystać z tego w stu procentach. Próbowała pokazać mu determinację w dążeniu do celu. W tym akurat świetnym przykładem był jego starszy brat, a także ja. Wprawdzie nie osiągnęłam go jeszcze, ale robiłam co w mojej mocy, aby do tego doprowadzić. Fakt, iż Willie miał zaledwie cztery lata nie przeszkadzał w tej całej „edukacji”. Jeżeli nie zacznie się ukazywania dziecku pewnych wartości w tak młodym wieku, potem może być za późno.
            - Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że to właśnie ty zajmiesz się Williamem! - powiedziała wesoło, gdy zasiadłyśmy już w salonie, jednocześnie wyrywając mnie z zadumy. Przeniosłam swój wzrok z jednej z fotografii przedstawiającej Anne i jej przyszłego męża, Robina, na nią samą. Uważnie mi się przyglądała.
            - Też się cieszę, że będę się nim opiekować, zamiast myć naczynia w jakiejś pierwszej, lepszej restauracji w Windford – odpowiedziałam bez większego zastanowienia, uśmiechając się niemrawo i dopiero po kilku sekundach zdałam sobie sprawę, że to, co wypłynęło z moich ust było raczej nie na miejscu, mimo to kobieta zaśmiała się. Podziękowałam w duszy, że lubiła moje poczucie humoru, chociaż w zasadzie to była raczej szczerość, a nie przemyślany żart.
            Dalej było już tylko lepiej, Anne opowiedziała mi na czym ma polegać moja praca, rozmowa układała się bez trudności i oporów, a słowa swobodnie wydostawały się na zewnątrz.

            Pierwsze dni pracy nie były najłatwiejsze, ponieważ dopiero wdrążałam się w ten cały tryb. Nigdy wcześniej nie zajmowałam się małym dzieckiem, zatem stopniowo przyzwyczajałam się do zachowań Williama, jego zwyczajów, a także do rutyny, w którą ostatecznie sama wpadłam.
            W poniedziałki, wtorki i piątki odbierałam małego z przedszkola najpóźniej do godziny szesnastej i zostawałam z nim w domu aż do powrotu Robina lub Anne z pracy, co zazwyczaj następowało około ósmej wieczorem. Podczas tych czterech godzin moim zadaniem było bawienie się z nim, nakarmienie go i czasem położenie spać. Ponadto do moich obowiązków zaliczały się także niewielkie prace domowe typu uprzątnięcie pokoju chłopca, zmycie naczyń, odkurzenie, czy wywieszenie prania. Anne nie lubiła mnie prosić o te przysługi, ale niekiedy nie miała innego wyjścia. Nie miałam nic przeciwko, w końcu byłam tam, aby jej pomóc. Poza tym nie było to aż tak wyczerpujące, chyba że na dworze panował nieziemski upał. Wtedy nie obywało się bez wiatraków porozstawianych po kątach w całym domu.
            Te trzy dni w tygodniu nie były jedynymi, a mianowicie spędzałam z Williamem także prawie całą sobotę, lecz nie zawsze. Od czasu do czasu Anne miała wolne i spędzała ten czas w domu z synem. Właściwie to nie wiedziałam czym tak naprawdę się zajmowała. Nigdy nie pytałam o to Harry'ego, jakoś nie bardzo mnie to wtedy interesowało, a on sam też nie kwapił się, aby zacząć temat profesji naszych rodziców, chociaż sam wiedział, że moja mama ma pralnię. W każdym razie musiało to być coś czasochłonnego, ponieważ Anne często miała nadgodziny. Na szczęście u Robina się to nie zdarzało, więc nie przesiadywałam u nich aż do dwudziestej drugiej. Nawet jeśli miałabym zostawać dłużej, nie robiło by mi to większej różnicy zważywszy na fakt, iż płacono mi aż osiem funtów na godzinę. Gdy tylko usłyszałam tę kwotę starałam się opanować i nie wybuchnąć z głupim „Aż tyle?!”. Zresztą, mogłam się spodziewać, że tak właśnie będzie wyglądać moja płaca. Teraz śmiało mogłam jeździć tu i ówdzie, drukować i nie martwić się, że nie starczy mi na powrót do domu.

            Cały lipiec minął zaskakująco szybko, można by powiedzieć „jak z bicza strzelił”. Nim się obejrzałam, już była połowa sierpnia. Przez ten cały czas nie spotkałam Stylesa ani razu. Zawsze, gdy miał pojawić się w domu dowiadywałam się tego albo od Charliego, albo podsłuchiwałam jak Anne rozmawiała o tym z Robinem. Na moje szczęście Harry nie pojawił się w Holmes Chapel. Moment naszego spotkania przeciągał się i przeciągał, za co byłam wdzięczna losowi.

           

            Ostatni tydzień był zbyt męczący ze względu na strasznie wysoka temperaturę, dlatego nie spędzaliśmy z Williamem czasu na zewnątrz, tylko bawiliśmy się w domu. Nie mieliśmy zbyt szerokiego pola do popisu, pozostawały nam jedynie planszówki i rysowanie. Stroniliśmy od telewizji, nie chciałam, żeby młody tracił kontakt ze światem, jak to zazwyczaj miało miejsce, gdy oglądał kreskówki. Siedział na kanapie z rozdziawioną gębą i wpatrywał się w ekran niczym zahipnotyzowany. Nie służyło mu to. Wolałam robić coś bardziej kreatywnego, jak na przykład rysowanie bądź tworzenie czegoś z kolorowego papieru. Willie nie zawsze czuł powołanie do zabawy w artystę, więc wtedy zajmowaliśmy się czymś wymagającym mniej zaangażowania i skupienia, najczęściej była to zabawa w chowanego. Rzecz jasna oszukiwał i prawie zawsze wygrywał.
            - Dobra, teraz ty liczysz – powiedział z entuzjazmem, a ja zakryłam oczy i zaczęłam wypowiadać po kolei cyfry tak wolno, aby dać mu fory. Usłyszałam tylko tupanie małych stópek, które z sekundy na sekundę było coraz bardziej odległe. Gdy skończyłam liczyć sama nie do końca wiedziałam gdzie się udać na poszukiwania, gdyż nie skupiłam się zbytnio na lokalizacji odgłosów kroków Williama. Lekko zdezorientowana posprawdzałam wszystkie podejrzane miejsca na parterze; szafki, zakamarki, pod stołami, za długimi zasłonami. Nigdzie go nie było. Czyżby po raz pierwszy udało mu się ukryć tak, że znalezienie go nie będzie aż tak łatwe?, przeleciało mi przez myśl.
            Po cichu udałam się na pierwsze piętro i dokładnie przejrzałam każde pomieszczenie, począwszy od kątów, skończywszy na miejscach pod łóżkami czy stolikami i biurkami. Wciąż nie śladu Williego. Wietrzyłam tu jakiś podstęp, pewnie wyszedł przed dom, a później zacznie mi wmawiać, że cały czas był gdzieś na parterze. Cwaniak.
            Jedynym pokojem, do którego nie zajrzałam był pokój Harry'ego. Drzwi do niego znajdywały się na samym końcu korytarza i o dziwo były uchylone. Podeszłam do nich niepewnie i przez dłuższą chwilę tkwiłam w bezruchu, zastanawiając się czy powinnam je pchnąć i wejść do środka, czy odpuścić i zakomunikować małemu, że nie mam pojęcia gdzie się podział. Obawiałam się, że zobaczenie tego miejsca może na mnie źle zadziałać i niepotrzebnie zepsuć mi humor, czego jak najbardziej nie chciałam, ponieważ wieczorem miałam spotkać się z Charliem i Minnie. Wolałam uniknąć pytań typu „Coś się stało?” i wyjaśnień jak to podczas zabawy trafiłam do czyśćca. Z drugiej jednak strony znów przejawiałam swoją słabość do tej żenującej sprawy, którą rzekomo miałam już za sobą. Postanowiłam stawić czoła kolejnej zmorze przeszłości.
            - William, jesteś tam? - spytałam dla pewności, zanim odważyłam się zrobić krok do przodu. W odpowiedzi dostałam jedynie głuchą ciszę. Przemogłam się i pchnęłam drzwi.
            Przeskakiwałam wzrokiem z jednej rzeczy na drugą z prędkością światła, nie wiedziałam na czym przystać, na czym się skupić, co lepiej zbadać. Prawie nic się nie zmieniło. Tylko meble, ściany tutaj pozostały nienaruszone.
            Panował tu taki sam chaos, jak dwa lata temu, tylko tym razem ubrania nie walały się po podłodze. Łóżko stało pod oknem, zaraz obok stolik, regał z książkami i biurko, a nad nim masa najróżniejszych zdjęć, prawie same z resztą chłopaków z zespołu. Nagle natrafiłam wzrokiem na coś niepokojącego. W lewym górnym rogu, w najmniej widocznym miejscu do korkowej tablicy przyczepiona była pewna fotografia, którą doskonale znałam. Została zrobiona na szesnastych urodzinach Minnie. Też ją kiedyś miałam na ścianie. Ukazywała istotę naszej relacji. Wszystko zostało zawarte w tym jednym ujęciu. Całe nasze szczęście, radość, przyjaźń. Wszystko.
            Szeroko i szczerze roześmiany Harry, obejmował mnie czule ramieniem, w jednej ręce trzymając kieliszek z szampanem. Wznosił akurat kolejny toast za Minnie, rzucając żartami na prawo i lewo, rozbawiając nimi innych. Ja także miałam niesamowicie radosny wyraz twarzy. Pamiętam, że chciałam się wtedy zasłonić, bo byłam cała czerwona ze śmiechu, niestety nie udało mi się, w rezultacie Charlie uchwycił chyba najniekorzystniejszy moment. Wyglądałam jak burak.
            Dlaczego to zdjęcie wciąż wisiało w jego pokoju? Nie mógł przecież zapomnieć go zdjąć, ponieważ obok widniało dużo świeżych fotografii. Wieszając je, mógłby zerwać to i wyrzucić. Ale nie zrobił tego.
            Po co to wszystko? Po co kolejne zagadki i wątpliwości. Po co wracać do czegoś, co już dawno zniknęło i nie pojawi się z powrotem? Po co znów zamartwiać się i rozmyślać? Po co...
            - Mam cię!
            Podskoczyłam w miejscu, gdy poczułam na plecach ręce Williama, a moje bębenki zadrżały na dźwięk jego triumfalnego okrzyku. Odwróciłam się natychmiastowo w jego stronę z nerwowym uśmiechem.
            - William! A więc tu jesteś – udałam zaskoczoną, gdyż nic innego nie przyszło mi do głowy. Mimo chodem opuściłam pomieszczenie i udałam się na dół. Bezmyślnie włączyłam telewizję i następną godzinę spędziliśmy, oglądając durne bajki i czekając na Robina. Byłam hipokrytką. Byłam początkującą pisarką. Wyolbrzymiałam. Koloryzowałam.



            Siedziałam kompletnie nieobecna w jednym z wielu pubów w Macclesfield. Gapiłam się w jakiś punkt na ścianie i obracałam butelkę z piwem w obu dłoniach, szurając nią po drewnianym stole, co zapewne byłoby nieco irytujące dla moich towarzyszy, gdyby nie byli aż tak pochłonięci rozmową o nowym albumie jakiegoś zespołu. Nie zauważyli nawet, że odpłynęłam bardzo, ale to bardzo daleko do krainy niepotrzebnych rozmyślań i od dobrych paru minut nie odezwałam się słowem. Wypluwali następne zdania z coraz to większym zapałem, nie zważając na to, co działo się wokół nich.
            - Kiedy ostatnio Harry był w Holmes Chapel? - rzuciłam nagle, finalnie zwracając na siebie ich uwagę. Przerwali swoją zajmującą rozmowę i spojrzeli po sobie w zdziwieniu. Całkowicie ich zaskoczyłam, nie mogłam już wytrzymać. Te chore myśli nie dawały mi spokoju. Musiałam, musiałam się z nimi podzielić swoim odkryciem, inaczej oszalałabym.
            - Bo ja wiem... - zaczął Charlie, starając się sobie przypomnieć. - Jakiś tydzień przed tym jak zaczęłaś pracować u Anne, może dwa... Nie jestem pewny.
            - Czemu pytasz? - zapytała nad wyraz ostrożnie Minnie, jakby bała się być zbyt wścibska. Miała w sobie jeszcze odrobinę ten szarej myszki, którą poznałam trzy lata temu.
            - Nad biurkiem w jego pokoju wisi nasze wspólne zdjęcie – odparłam bez ogródek. Po raz kolejny tego wieczoru wprawiłam ich w zdumienie. Miles zmarszczył brwi i zatopił wzrok w kuflu z Carlsbergiem, prawdopodobnie dryfując wśród własnych myśli, natomiast Minnie zaczęła spekulować na głos co, jak, dlaczego. Nasze jakże ambitne plany na świetną zabawę w jakimś dobrym klubie zamieniły się w utkwienie na dobre w zatłoczonym pubie i rozważanie na temat zdjęcia. Kiedy wszyscy inni ludzie zaabsorbowani byli jednym z dzisiejszych meczów Premier League, nasza trójka głowiła się nad czymś tak mało istotnym.



 




_____________________________________________

            No, no, jeszcze jeden rozdział i niczym grom z jasnego nieba spadnie do nas Harry. Sama nie mogę się doczekać :D !
            Przepraszam za błędy, ten upał nie daje mi żyć. Ledwo, ledwo udało mi się dokończyć rozdział. Tak swoją drogą to już szósty! Ten czas tak szybko leci, nieźle mi idzie póki co. Jeszcze dwa lata temu już dawno bym straciła zapał do tego opowiadania, a ja nadal mam je w głowie :D Chociaż nie tylko to... c:
            Zapraszam serdecznie na świeżutki Stabiliser.
            Bardzo, bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i pozdrawiam!
            Meadow.

13 komentarzy:

  1. Faktycznie.. To już 6 rozdział, kiedyś nasz zapał na pisanie danego opowiadania wystarczał na góra cztery, mwahaha. ;D Cieszę się, że tym razem jest inaczej, bo chcę poznać zakończenie tego bloga! Rozdział jest świetny, Harry już blisko, więc jestem bardzo podekscytowana. Zostawił na ścianie zdjęcie z Nancy, więc tęskni za nią tak, jak ona za nim. Kochany. <3 Swoją drogą cholernie podoba mi się to, jak wykreowałaś postacie drugoplanowe. Są przenajlepsi. No nic, czekam na kolejny rozdział, który z pewnością będzie tak samo dobry, jak ten, a może i lepszy ; )
    Lovelove

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie jest kolejny rozdział mojego ulubionego bloga <3 Po raz kolejny powtórzę się pewnie ale to nic! Genialny rozdział, piszesz niesamowicie i nie mogę doczekać się już następnego! Jestem ciekawa dalszej akcji pomiędzy Harrym a Nancy (: Poozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejciu, jak ja uwielbiam to opowiadanie! Masz wielki talent do pisania! Chciałabym kiedyś przeczytać twoją książkę, jeśli zamierzasz coś robić w tym kierunku :) Życzę ci duuużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdzie ten Harry?! Czekam na niego i czekam.. Ogólnie to podoba mi się sposób, w jaki ona widzi wszystko związane ze Styles'em. Niby nic takiego, ale jednak czuje, jakby ją to wszystko na nowo rozpalało i parzyło. Chcę widzieć jej spotkanie z Harrym. Pisz szybciutko kolejny odcineczek! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę się doczekać kiedy się pojawi Hazza! Jaka będzie jego reakcja? Co z tym zdjęciem? Myślałam, że sb odpuścił ich przyjaźń. Ejjj! A może się okaże, że po prostu on ją kocha i jak wtedy on jej powiedział, że ją lubi to sb pomyślał, że ona nie darzy tym czymś czy coś takiego? Może pomyślał, że to zniszczy ich przyjaźń?

    EEEE,,,,to tylko moje głupkowate myślenie! :D Aha!

    http://tlumaczenie-mrstyles.blogspot.com lubisz czytać tłumaczenia opowiadań? Ja właśnie zaczęłam to robić, to jest naprawdę fajne, można podszkolić się nawet z angielskiego i mo chyba nawet może mi pomóc. Anyway! Weszłabyś i powiedziałabyś co sądzisz o nim, bardzo bardzo mi zależy, bo to moje pierwsze takie tłumaczenie no i nie mam zbytnio doświadczenia w tym. POOOOOOOOOOOOOOSZĘ.

    +gdyby ci się SPODOBAŁO, GDYBY, oczywiście. No więc, gdyby ci się spodobało, poleciłabyś go tutaj na swoim blogu? Byłoby mi STRASZNIE miło :)) X

    OdpowiedzUsuń
  6. Też nie mogę się doczekać, aż pojawi się Harry ;) Jestem strasznie ciekawa co się wtedy wydarzy. To słodkie, że on nadal trzyma ich wspólne zdjęcie. Może nie wyrzucił Nancy ze swojej pamięci na dobre?
    Chcę już kolejny rozdział! Chyba nie wytrzymam ;p Uwielbiam twoje opowiadanie ^^
    Życzę weny xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Na wstępie przepraszam, że nie skomentowałam poprzednich rozdziałów, ale związane było to tylko z moją nieobecnością. Wszystko nadrobiłam i wcale się nie zdziwiłam. Jak zwykle wspaniały rozdział, ale założę się, że nie muszę Ci tego mówić, bo pewnie to wiesz. Uwielbiam czytać to co piszesz, sprawia mi to niesamowitą radość i przyjemność. Cieszę się, że już niedługo pojawi się Harry, bo strasznie jestem ciekawa tego co się wydarzy, kiedy ta dwójka na siebie wpadnie. Mam ogromną nadzieję, że szybciutko pojawi się kolejny rozdział, ponieważ jestem niecierpliwa. Pozdrawiam cieplutko ;) xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mogę się doczekać, aż pojawi się Harry, będzie mega ciekawie :) Ale piszesz tak, że mogłabym czytać o totalnych pierdołach, a i tak by mi się nie znudziło :D w każdym razie, cieszę się, że Nancy zdecydowała się podjąć tę pracę (Ty chyba doskonale wiesz co znaczy opieka nad małym brzdącem xD), ale to sprawiło, że jeszcze więcej do niej wraca wspomnień.. no i to zdjęcie, oj Harry chyba też ma w sercu jakieś sentymenty, bo skoro tego nie wyrzucił to o czymś to chyba świadczy.. no więc dawaj Harrego i będzie jazda! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdyby istniała taka możliwość kliknęła bym 'Kocham to <3' : ) Nie wiem, co mogłabym napisać. Po prostu świetne. Czekam na następny ; )

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie
    Ola ; )

    OdpowiedzUsuń
  10. Tylko jeden rozdział dzieli nas od spotkania Nancy i Harry'ego! Muszę przyznać, że bardzo, ale to bardzo jestem ciekawa, jak Styles się zachowa, co powie, co poczuje Nancy, jak w ogóle będzie wyglądało to ich pierwsze spotkanie po tak długim czasie. Każde z nich przeżyje to na swój sposób, ale najbardziej zastanawia mnie, co poczuje Nancy. Tyle czasu próbowała o tym wszystkim zapomnieć, przeszła naprawdę wiele, a to spotkanie może być powrotem tych wszystkich negatywnych emocji. Choć nie, Nancy teraz wie dlaczego Harry zerwał z nią kontakt i przynajmniej ma świadomość tego, że w żaden sposób nie przyczyniła się do jego decyzji. Wina nie leżała po jej stronie, myślę, że ten fakt przyniósł jej wielką ulgę. Winę ponosiła Sunny i sam Harry, który jej tak łatwo uwierzył. Bardzo podobała mi się scena w pokoju Harry'ego, kiedy Nancy dojrzała ich wspólne zdjęcie zawieszone wśród innych, nowych fotografii z chłopakami z 1D. Wydaję mi się, że to ponownie obudziło w niej uczucia, pojawił się jakiś mały promyk nadziei, że może jeszcze nie wszystko stracone. To właśnie jest chyba najgorsze...niektórzy przechodzą przez piekło, żeby o czymś/o kimś zapomnieć, mija dużo czasu zanim się pozbierają i ruszą dalej, a wystarczy jakiś drobiazg, krótka chwila i ponownie zaczynamy "to" rozpamiętywać, wierzyć i tworzyć kolejne złudzenia. Dobrze, że Nancy ma takich przyjaciół jak Minnie i Charlie. Wypad do klubu okazał się nie wypałem i większość wieczoru spędzili na rozszyfrowywaniu Harry'ego, ale najważniejsze, że spędzili go razem, a Nancy nie była sama. Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać. Bardzo polubiłam małego Williama. Wydaję mi się, że Nancy jest bardzo dobrą nianią :) Nie opiekuje się nim na "odwal się", czyli nie sadza go przed telewizorem i nie katuje bajkami, żeby tylko mieć chwilę dla siebie. Stara się spędzać z nim czas kreatywnie, zapewnić mu dobrą, ale i dydaktyczną zabawę :D Superniania :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny na następne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
  11. Na początku chciałabym Cię przeprosić za to, że tak późno zajrzałam na Twojego bloga oraz podziękować za tak miły komentarz u mnie. Te ciepłe słowa naprawdę wiele dla mnie znaczą :)
    Powiem Ci, że mało jest opowiadań o 1D, które naprawdę mnie zainteresują, a przy tym są świetnie napisane. Twoje właśnie do takich należy. Doceniam zwłaszcza Twoją nieprzewidywalność, ponieważ często ff z tego gatunku są banalne do bólu. Można by się spodziewać, że Nancy, po nawiązaniu przyjacielskich relacji z Harrym, z czasem przestanie być dla niego tylko koleżanką, z zostanie kimś znacznie ważniejszym. Tak, przyznaję bez bicia, iż spodziewałam się wielkiej, pięknej miłości. Tymczasem to nie okazało się takie proste. Hazza niespodziewanie zerwał kontakt z przyjaciółką - szlag mnie trafia, kiedy pomyślę, że to wszystko przez złośliwość Sunny - i wydawało się, że wszystko legło w gruzach. Nancy musiała z boku obserwować, jak ktoś tak jej bliski walczy razem z kolegami z zespołu w X-Factorze, a potem robi zawrotną karierę. I na pewno to było dla niej trudne, widać, że dziewczyna ani przez minutę nie pogodziła się z faktem, że utraciła kogoś takiego. Te zdjęcie odnalezione w sypialni Harry'ego świadczy o tym, że chociaż udawał niedostępnego, wciąż myślał o dziewczynie i tęsknił za nią. Jestem ciekawa, czy kiedy przyjedzie do Holmes Chapel, postanowi jednak porozmawiać z Nancy.
    Ogólnie rzecz biorąc opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu. Błyskawicznie przeczytałam dotąd zamieszczone rozdziały; masz interesujący, lekki styl, dzięki czemu to była sama przyjemność. No i widać, że masz jakiś pomysł na tę historię, a nie piszesz tylko to, co Ci przyjdzie do głowy. Nareszcie coś na poziomie ;)
    Dodałam do obserwowanych, więc będę zaglądać.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Boże ten rozdział jest świetny...Pisze cudownie..:D Next,next.
    Zapraszam do mnie.
    http://mojeopowiadanieo-1d.blogspot.com/
    http://5letni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Powiem tak: masz niesamowity talent!
    Opowiadanie nie należy do tych przesłodzonych, co jest zdecydowanie dużym plusem. Kolejną pozytywną cechą historii jest to, w jaki sposób ją piszesz. Do tej pory nie spotkałam się z takim stylem i bardzo mi się to podoba :)
    Cały czas czekam na ciąg dalszy i nie mogę się doczekać. Emocje jakie we mnie szaleją po przeczytaniu wszystkich opublikowanych przez ciebie rozdziałów są nie do opisania! Niesamowite!

    Styles to ciota! Kurczę no! Jak on mógł uwierzyć szkolnej plotkarze?! No jak?! Przecież normalny człowiek dałby szansę na wytłumaczenia swojej własnej przyjaciółce, ale nie! Styles nie mógł! No kurczę (żeby nie napisać bardziej dosadnie)!
    No i to zdjęcie... Niby Harry jest ciotą, ale ma już u mnie plusa za tę fotografię, która nadal wisi na ścianie w jego pokoju. To słodkie. Gdy o tym pomyślę, cała złość na niego momentalnie wyparowuje.

    Ciekawa jestem kiedy zawita w Holmes Chapel i spotka się z Nancy :)
    Dodawaj szybko kolejny rozdział, bo już nie wyrabiam z niecierpliwości!

    Pozdrawiam i obserwuję, xx

    OdpowiedzUsuń