14 lipca 2013

Rozdział czwarty: Odmowa


lipiec 2012, teraźniejszość

            Jeśli kiedykolwiek ktoś poprosiłby mnie o podanie jednej cechy, która mnie opisuje, bez zastanowienia powiedziałabym „niecierpliwość”. Nienawidzę czekania. Nienawidzę ślęczenia w miejscu i odczuwania wzrastającego napięcia, a także tego, że jestem uzależniona od czasu, ludzi i tysiąca innych czynników. Szkoda, że nie ma leków na tę okrutną przypadłość.

            Kompletnie bezsilna wobec zaistniałej sytuacji, kręciłam się nerwowo w zapadniętym już fotelu. Kiedy w końcu udało mi się wygodnie usadowić, nogi wystawały mi w taki sposób, że inni nie mieli jak przechodzić przez jakże wąski hol, zatem byłam zmuszona z powrotem podciągnąć się wyżej, co jeszcze bardziej wzmogło moją irytację. Nie byłam jedyną osobą oczekującą spotkania z wydawcą. Siedziało tu jeszcze czterech innych dziwaków, sami mężczyźni. Ekscentrycy, ech, myślą, że stworzyli coś ponadczasowego i nietuzinkowego. Nie mogli być w większym błędzie.

            W ciągu ostatnich sześciu miesięcy przebrnęłam przez kilkanaście wydawnictw, w związku z czym poznałam masę ludzi. Część z nich była tak bardzo zapatrzona w swój pomysł na książkę, aż wydawałoby się, że ich życie kręci się tylko i wyłącznie wokół tego. W gruncie rzeczy spośród około dwudziestu fabuł, które poznałam w poczekalniach, może jakieś trzy były w miarę dobre i nadawały się, aby stać na sklepowej półce. Reszta natomiast wołała o pomstę do nieba. Tradycyjne szczęśliwe zakończenia, obyczajówki z wielkim i perfekcyjnym romansem, idealni bohaterowie. Wygląda na to, że wszystkim przysługuje spotkanie z wydawcą, inaczej nie spotkałabym tych osób.

            Ten fakt nieco mnie przybijał, gdyż nie wiedziałam już czy mój pomysł był w porządku, czy został potraktowany jak cała reszta. Chociaż poprzedni wydawcy zapewniali mnie, że jest całkiem interesujący, a ja mam potencjał. Tak czy siak żaden nie zdecydował się na opublikowanie. Powody były najróżniejsze, począwszy od obecnego braku środków, skończywszy na zbyt długiej kolejce. Widać było, że zmyślali. Byłam uczulona na kłamstwo, a po tych wszystkich rozmowach dostawałam wysypki.

            Miałam już dość wysłuchiwania tych żenujących tłumaczeń. Wolałam usłyszeć proste i dobitne „Nie, bo nie” zamiast zawiłych odpowiedzi, gdzie meritum pojawiało się po bezsensownej paplaninie odbiegającej od tematu. Szkoda też, że byłam zmuszona tułać się pociągami po całym kraju. Rozmowa telefoniczna byłaby znacznie wygodniejsza i tańsza. Raz nawet zajechałam do Glasgow, to zdecydowanie najdłuższa z moich wycieczek. Staranie się o wydanie książki wcale nie było takie łatwe, jak mogłoby się wydawać, a już na pewno nie było tanie. Same podróże do różnych miast na spotkania, a także ciągłe drukowanie tego samego w dużym stopniu wychudziło mój i tak cieniutki portfel. Gdyby tylko wydawcy nie mazali nic nie dających uwag po egzemplarzach, mogłabym przekazywać je dalej. Niestety, swoje trzy grosze zawsze wtrącić musieli, choć ja i tak nie wcielałam w życie ich porad, gdyż zazwyczaj były to rzeczy oczywiste, które już dawno wiedziałam bądź coś całkowicie nieprzydatnego.

            - Numer trzy może już wejść.
            Do moich uszu dotarł głos sekretarki oznajmujący, iż czas na moją kolej. Podniosłam się z nadającego się na śmietnik fotela, poprawiłam spódniczkę i ruszyłam zdecydowanym krokiem w stronę drzwi gabinetu Ackermana. Byłam w jednym z ważniejszych wydawnictw w Anglii, postanowiłam zatem ubrać się w miarę przyzwoicie. Na większość poprzednich spotkań ubierałam się normalnie; spodnie, jakaś zwykła, aczkolwiek odrobinę elegancka bluzka, trampki. Tym razem jednak musiałam zaprezentować się jak najlepiej.

            Zaraz po wejściu do środka, przywitałam mężczyznę życzliwym uśmiechem i zajęłam miejsce przed nim. Każdy swój ruch wykonywałam roztropnie i niezwykle ostrożnie. Chciałam wydać mu się osobą poukładaną i pewną siebie, niestety między wiersze mojej wyśmienitej gry aktorskiej wkradało się lekkie zdenerwowanie.

            Ackerman zaczął pozytywnie i nic nie wskazywało na to, że dalsza akcja potoczy się niezbyt pomyślnie. Przynajmniej nie obchodził jeziora dokoła, tylko od razu przepłynął na drugą stronę, a mianowicie rzekł otwarcie:

            - Obawiam się, że nie możemy wydać twojej książki.

            - Mogę wiedzieć dlaczego? - odpowiedziałam natychmiast. Dostałam kolejną odmowę, chciałam wiedzieć co było jej powodem.

            - Chodzi o zakończenie. Historia kończy się źle – zaczął swoje usprawiedliwienie, a we mnie aż się zagotowało. Chyba jednak wolałam słuchać bzdury niż tak żenujący powód odrzucenia mojej powieści. - Jesteś debiutantką, nie możemy ryzykować. Gdybyś była Kingiem, już dawno miałabyś to na półkach w księgarniach w całym kraju.

            Otworzyłam szerzej oczy z niedowierzania. Jeszcze nikt nigdy nie powiedział mi czegoś podobnego. Nie wiedziałam w jaki sposób to odebrać; jako komplement, czy jako obrazę. Z jednej strony Ackerman oznajmił mi, że historia jest bardzo dobra, z drugiej natomiast uświadomił, że jestem nikim znaczącym, w związku z czym książka się nie sprzeda.

            - Więc jeśli zmienię zakończenie, wydacie ją? - spytałam, przyjmując jak najbardziej poważny wyraz twarzy. Nie pozwoliłam ani wątpliwościom, ani nieśmiałości przedostać się w tonie mojego głosu.

            - Zależy na jakie - odparł pobłażliwie, nie patrząc nawet na mnie.

            - A jakie sobie pan życzy? - Wysłałam w jego kierunku przesączony fałszem i ironią uśmiech, niestety Ackerman wydawał się być niezbyt inteligentnym człowiekiem, gdyż kompletnie nie zrozumiał, co próbowałam mu przekazać. Myślał, że mówię poważnie. Idiota.

            - Szczęśliwe, oczywiście.

            Naturalnie jego odpowiedź w żadnym stopniu mnie nie zdziwiła. To było najbardziej oczywistą rzeczą pod słońcem. Zakończenie musi być szczęśliwe! Zdaje się, że ludzie spotkani w poczekalni już dawno mieli podpisane kontrakty.

            - Najlepiej, żeby główni bohaterowie pobrali się, wyjechali gdzieś daleko i zaczęli życie od nowa. Ludzie lubią takie rzeczy.

            Druga część jego zdania zabrzmiała wręcz kuriozalnie. Jakimś cudem powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem prosto w jego twarz. Wciąż utrzymywałam w pełni zrównoważoną postawę. Spojrzałam na niego ponownie z kłamliwym uśmieszkiem na twarzy, lecz tym razem zdecydowałam się powiedzieć mu wprost, co leży mi na sercu.

            - Och, tak. Może jeszcze dodamy zmartwychwstanie jej siostry, wokół której śmierci kręci się cała fabuła, hm? Ludzie lubią takie rzeczy, dlatego Biblia wciąż jest bestsellerem. Co pan na to?

            W pomieszczeniu zapanowała cisza. Ackerman siedział niczym wbity w swój ekskluzywny, skórzany fotel, stuprocentowo wygodniejszy niż to badziewie, na którym każe czekać swoim ofiarom. Gapił się na mnie, będąc w lekkim szoku, ale nie zdobył się na żadną ripostę. Wygląda na to, że nikt prędzej nie śmiał odezwać się do niego w taki sposób, toteż nie potrafił odpowiednio zareagować.

            - Dziękuję bardzo, ale prostota nie wchodzi w grę. Do widzenia.

            Wstałam z krzesła i czym prędzej opuściłam zarówno jego gabinet, jak i cały ten zapyziały budynek. Moja noga już nigdy tu nie stanie, choćby nie wiadomo ilu zerowe sumy proponowali mi za wydanie mojego utworu.



            Nie zdążyłam dobrze przetrawić tego, co zaszło kilka minut wcześniej, a mój telefon już zabiegał o moją uwagę. Lekko rozjuszona sięgnęłam do torebki i zobaczywszy na ekranie imię Minnie odrobinę się uspokoiłam. Dobrze, że to ona dzwoniła, a nie ktoś inny.

            - Jak poszło? - spytała od razu z wielkim entuzjazmem.

            - To chyba oczywiste - burknęłam pod nosem.

            - Powiedzieli „tak”?! - prawie że krzyknęła do słuchawki, aż musiałam nieznacznie odsunąć komórkę od ucha. Dziewczyna przeszła już na pierwszy poziom euforii. Szkoda, że musiałam ją rozczarować.

            - Nie, Minnie, powiedzieli „nie”.

            - Dla mnie oczywistością jest wydanie tej książki – odparła bez żadnej, dłuższej przerwy, a jej ton diametralnie przeszedł w pełen wątpliwości odnośnie decyzji wydawnictwa. Czasem miałam wrażenie jakby Fletcher przeżywała moje porażki dwa razy mocniej niż ja sama. Zawsze bardzo się przejmowała odmowami i jeszcze długo, długo po spotkaniach obrzucała niektórych wydawców epitetami i różnymi niekulturalnymi słowami.

            - Niestety nie wszyscy mają tak dobry gust, jak ty.

            Prawdopodobnie dopiero w tym momencie moje rozgoryczenie dotarło do świadomości Minnie, ponieważ spytała mnie czy nakrzyczałam na wydawcę. Dopuściła do siebie taką ewentualność zważywszy na fakt, iż już raz przydarzyła mi się nieprzyjemna sytuacja podczas spotkania. Trzymanie nerwów na wodzy czasami doprawdy graniczy z cudem. Myślę, że każdy ochroniarz w Mersey Mirror wie co robić, gdy się tam przypadkiem pojawię...

            - Nakrzyczeć, nie nakrzyczałam, ale... - nie było mi dane dokończyć, gdyż Minnie bezzwłocznie weszła mi między słowa.

            - Nancy! Nie możesz tak robić!

            - Wiem, wiem - mruknęłam pokornie z poczuciem winy. Na linii zapadła krótka cisza.

            - Co mu powiedziałaś? - spytała wstydliwie przyjaciółka, a ja zaśmiałam się, jednocześnie poprawiając sobie trochę humor. Najpierw mnie zbeształa i powinna trzymać się swojego do samego końca, ale ciekawość zwyciężyła. Zrelacjonowałam jej całe zajście, a w odpowiedzi otrzymałam tylko śmiech i aprobatę.





            Złość z powodu odrzucenia przez kolejne wydawnictwo towarzyszyła mi do końca dnia, następnego przeradzając się jedynie w smutek. W drodze powrotnej z Leeds zabijałam wzrokiem każdą pojedynczą osobę, która chciała usiąść koło mnie. Jeden śmiałek się odważył, ale szybko tego pożałował, gdy tylko zaczęłam słuchać muzyki na tyle głośno, żeby w jak największym stopniu przeszkodzić mu w czytaniu. Dla podkoloryzowania całej sytuacji, jak na ironię ów człek czytał „Smętarz dla zwierzaków”, co jeszcze bardziej nakłoniło mnie do podgłośnienia, a także do wybrania najgłośniejszego utworu, jaki znajdował się w moim odtwarzaczu.

            Musiałam choć odrobinę się opanować, bo zaraz po powrocie do Holmes Chapel miałam iść prosto do pralni, aby pomóc mamie z zamówieniami. Ostatnimi czasy Fiona miała strasznie dużo klientów i sama nie wyrabiała, dlatego też starałam się jak najczęściej pojawiać w Laundrer i zajmować się tym i owym.

            Tym razem padło na prasowanie i składanie ubrań. Starałam się robić to jak najdokładniej. Firma mamy cieszyła się sporym powodzeniem i miała jako tako wyrobioną renomę, nie planowałam jej zatem zaprzepaścić niechlujstwem. Byliśmy jedyną wielofunkcyjna pralnią w całym Holmes Chapel i mimo iż niespełna trzynaście kilometrów dalej, w Windford znajdowała się jedna z filii wielkiej firmy Fishers Services, większość z mieszkańców naszego miasteczka korzystało z naszych usług.

            Próbowałam skupić się na wykonywanych czynnościach, lecz myśli dotyczące ponownej przegranej na polu bitwy o książkę nie dawały mi spokoju. Wewnątrz mnie wciąż utrzymywał się gniew. Chciałam rzucić wszystko i odpuścić, ale wtedy przemawiałam sama do siebie, że zaszłam już za daleko, aby teraz się poddać. Szastały mną mieszane uczucia. Tysiące opcji odnośnie tego, dlaczego jeszcze mi się nie udało. Co było nie tak z moją powieścią, że wszyscy ją odrzucili? Czemu nie mogli wskazać mi defektu palcem, tylko zmyślali, że nie mają pieniędzy i zalegają z wydaniem innych książek? W czym tkwił problem?

            To było doprawdy frustrujące. Cały rok w ciągu, którego pisałam coś, co - zdaje się - nigdy nie zostanie docenione. Tyle ciężkiej pracy na nic.

            Nagle do moich uszu dotarły dźwięki wydobywające się z radia. Już po pierwszych sekundach doskonale rozpoznałam utwór. Z irytacji zacisnęłam pięści i ruszyłam w furii przed siebie, aby migiem wyłączyć urządzenie. Walnęłam w przycisk z całej siły i wróciłam z powrotem na miejsce pracy, próbując ochłonąć. Nie dość, że nic mi się nie udaje w związku z dążeniem do marzeń, to jak na złość akurat w tym momencie dostałam cios prosto w serce w postaci piosenki One Erection. Gdy tylko zdam sobie sprawę z tego jak daleko zaszedł ten palant, aż we mnie wrze. Nie mogę o tym w ogóle słuchać, a co dopiero ich piosenek. Nigdy.

            Mama spojrzała na mnie podejrzliwie, składając jakieś prześcieradła. Chwała jej, że nie odezwała się słowem. Dobrze rozumiała moją postawę wobec Niego.

            - Co tu tak cicho? - rzucił na przywitanie tata, wchodząc beztrosko na zaplecze. Nie czekając na odpowiedź, podszedł do radia i je włączył, a kolejne nuty One Way Or Another uderzyły we mnie z impetem. Odłożyłam żelazko na bok i odetchnęłam głęboko.

            - Idę do domu.
   
            Bez zbędnych tłumaczeń wyminęłam go i wyszłam z pralni. Szłam przed siebie coraz szybciej, czując jak serce wali mi niczym opętane. Wiatr rozwiewał moje włosy na boki tak, że co jakiś czas wpadały mi do buzi albo przysłaniały widok. Każda najdrobniejsza rzecz niemiłosiernie mnie irytowała i podjuszała.

            Z daleka zauważyłam Charliego, idącego nonszalanckim krokiem, trzymając ręce w kieszeni kurtki i rozglądając się na boki. Nie zauważył mnie, ale na ucieczkę i tak było za późno.

            - Cześć, Nance! - rzucił nieziemsko wesoło, zwalniając nieznacznie, zapewne, aby chwilę porozmawiać, lecz ja odburknęłam tylko krótkie „cześć” i go wyminęłam, nie podnosząc nawet głowy.

            - Coś się stało?

            - Nie!

            Charlie należał do grona całkiem rozgarniętych i rozumnych osób, zatem nie pobiegł za mną, aby wypytać o co chodzi. Jego szczęście, bo zdecydowanie nie byłam skora do pogawędek.




            Siedziałam zgarbiona na kanapie w salonie i oglądałam z mamą jakieś denne reality show, tylko dla zabicia czasu. Nie byłam nawet skupiona na tym, co się w nim działo. Wpatrywałam się tępo w ekran, niczym zombie. Mama natomiast czerpała z tego niezłą rozrywkę, ponieważ niemalże ciągle wybuchała śmiechem.

            - Potrzebuje pracy – wyparowałam ni stąd, ni zowąd, nadal gapiąc się w telewizor.

            - Po co? - odparła Fiona nie spoglądając na mnie. To pytanie było co najmniej głupie, ale pochłonięta programem kobieta nie wyglądała, jakby je przemyślała.
       
            - Nie mam już za co drukować rozdziałów i jeździć po wydawnictwach.

            Taka była najszczersza prawda. Ostatnie funty wydałam na podróż i obiad w Leeds, ledwo ledwo starczyło na podmiejski autobus z Macclesfield do Holmes Chapel, a w przyszłym tygodniu szykowało się kolejne spotkanie, tym razem w Sheffield. Na stopa raczej nie trafiłabym na czas.

            - Zbankrutujesz przez to. - Dopiero teraz raczyła odwrócić się w moją stronę. - Pieniądze ze sprzedaży książki nie zwrócą ci tych wszystkich kosztów.

            - Tu nie chodzi o pieniądze, mamo – wykrzywiłam się z niezadowolenia. Nie podobało mi się jej podejście do tego, co próbowałam osiągnąć przez ostatnie pół roku. - Liczy się sam fakt jej wydania.

            Zamilkła na chwilę. Być może dotarło do niej w końcu o co mi w tym wszystkim chodzi. Popatrzyła na mnie z żalem i ostatecznie oznajmiła, że popyta wśród znajomych. Jeszcze wtedy nie miałam zielonego pojęcia co za pracę mi załatwi.



 




_____________________________________________

            Trochę to kiepskie, ale nie miałam zbyt wiele czasu na pisanie. Następny rozdział postaram się dodać szybciej. Może niedługo ruszę z nową historią, ale nie jest to pewne.            
            Przy okazji zapraszam na STABILISER, nowe opowiadanie o 1D mojej koleżanki c:
            Dziękuję za komentarze!
            Pozdrawiam, Meadow c:

21 komentarzy:

  1. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego tej histori. Ciekawe jaką pracę znalazła jej mama. Mam też nadzieję, że ktoś w końcu wyda jej dzieło, które zapewne jest świetne ;)
    Czekam na następny

    Pozdrawiam
    Ola :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odcinek bardzo mi się podoba, z resztą jak zawsze. Lubię Nancy, dobrze ją wykreowałaś. Z jednego powodu wciąż mi przykro.. Szkoda, że Harry będzie tak późno, chcę go już! Pisz szybko! Czekamy <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładny szablon, ale raczej nie na mój monitor. xD Ty go robiłaś?
    Żal mi Nancy. To rzeczywiście trochę nie fair, że nikt jej nie chce prosto w oczy powiedzieć, co jest nie tak z jej powieścią. Oraz chory jest fakt, że musiałaby zmienić końcówkę. Bo "ludzie lubią takie rzeczy".
    Na szczęście nie zalewa się już łzami, gdy tylko usłyszy Harry'ego. Złość także jest niezdrowa, ale cóż, jak najbardziej spodziewana.
    Czekam na ciąg i dalszy i jestem ciekawa, jaką to pracę załatwi jej mama. :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja robiłam, a co z nim? U mnie wszystko spoko jest :o !

      Usuń
    2. Nie musisz się niczym martwić, po prostu muszę mieć inną rozdzielność monitora. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, żeby miało ręce i nogi. ;D Jest normalnie to unieruchomione tło, ale jeszcze od dołu taki pasek z kolorem tła strony.

      Usuń
    3. Tak myślałam, właśnie z tą rozdzielczością problem jest, nie wiem jak to ogarnąć : D

      Usuń
  4. Rozdział trochę inny niż poprzednie, ale mnie się podobał. Nancy dzielnie walczy o spełnienie swoich marzeń, ale wciąż nic z tego nie wychodzi. Oddałaś emocje towarzyszące wszystkim tym, którzy pragną coś wydać. Cieszę się, że nie zgodziła się zmieniać zakończenia, nikt nie może nią kierować na siłę, dlatego podobała mi się jej stanowczość. Ciekawa jestem bardzo jaką pracę jej załatwi matka.
    Życzę dużo weny, bo uwielbiam to opowiadanie! :)
    Śliczny szablon *_*

    OdpowiedzUsuń
  5. a mi się podoba. :3
    rozdział na prawdę fajny.
    ładny szablon. ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurde, masz TALENT. Poważnie poczułam się jak Nancy, która nienawidzi Harrego za to co jej zrobił. Czekam na kolejny rozdział i pewnie będę go czytać z zapartym tchem zważywszy na ostatnie zdanie.
    Jeśli nie będzie mieć nic przeciwko, dodam twój blog to polecanych na moim. xx

    Pozdrawiam, autorka stop-screamin.blogspot.com
    @vinestagram (btw, będę wdzięczna za poinformowanie)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejciu, rewelacyjny blog *o*
    Rozdział fantastyczny, nie jestem w stanie opisać tego słowami ;3
    Ciekawe, jaką pracę znajdzie jej mama ;D I mam nadzieję, że Nancy w końcu wyda książkę ;)
    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział kochana. ;* Matko, jak ja uwielbiam twojego bloga. Jest naprawdę fantastyczny. :] Kocham postać Nancy. Tylko szkoda, że nikt nie chciał wydać jej książki. Miałam ochotę udusić tego Ackermana. Cham z niego, no! xd Jestem bardzo ciekawa jaką pracę załatwi Nancy jej mama. Wiesz, wydaje mi się, że tak "przypadkiem" będzie to zajęcie związane z One Direction. Byłoby ciekawie, nie powiem. ;D Nie mogę się doczekać momentu, kiedy Nancy i Harry się spotkają. I nadal nie mogę zrozumieć dlaczego Styles tak się zachowywał. No ale liczę, że wszystko się wyjaśni. :) Czekam na następny rozdział. Serdecznie pozdrawiam - Natalia. ;*^^
    [ta z blogów]:
    tysiace-mysli-dwa-slowa.blogspot.com/
    nowe-rozdzialy-zycia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękny szablon - to nie podlega dyskusji. Co do notki, mogę powiedzieć, że też nie mam zamiaru marudzić, czy dyskutować. "Take rzeczy tylko w książkach" te słowa od razu przypomniały mi się jak przeczytałam fragment z tym wydawcą. Facet miał tak samo na nazwisko jak mój dawny kumpel. XD
    Całościowo dobry rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo Dobry Blog ♥♥
    Świetnie piszesz ;)
    Kocham Cię ♥♥
    P.S Kiedy można spodziewać się nowego rozdziału? Bo już nie mogę się doczekać następnego i będę czekała z niecierpliwością <3
    Pozdrawiam Cieplutko ♥
    Ann

    OdpowiedzUsuń
  11. Super opowiadanie. Jestem tutaj po raz pierwszy i postanowiłam czytać od początku. Jest po prostu genialnie! Z niczym się nie spieszysz, jest wszystko tak staranne i przemyślane, że przekraczasz granice. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Powodzenia :***

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział nie jest kiepski! Nie waż się tak nawet mówić! Jest świetny ;D
    Super, że Nancy napisała książkę. Szkoda tylko, że nikt nie chce jej wydać. To bezsensu. Nie wszystkie książki muszą kończyć się "happy endem". Takie zakończenia są najczęściej nudne i do przewidzenia ;p Podoba mi się to, że Nancy nie rezygnuje. Ma dziewczyna charakter ;p Ja nie potrafiłabym dogadać szefowi wydawnictwa. Jestem po prostu za miła żeby się kłócić ;p Jestem ciekawa jaka praca ją czeka. Czy to będzie miało związek z Harrym?
    Czekam na nowy rozdział z ogromną niecierpliwością xx

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej. :) Nominuję cię do The Versatile Blogger.
    Pozdrawiam. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więcej u mnie na blogach:
      tysiace-mysli-dwa-slowa.blogspot.com/
      nowe-rozdzialy-zycia.blogspot.com/

      Usuń
  14. Z Tobą tak trudno jest się skontaktować, nie masz czasem gg? ;*
    p.kozinoga@wp.pl to mój e-mail więc możesz tu wysyłać :D Strasznie Ci dziękuję za szablon :* I czekam też na Twoje rozdziały ;d Strasznie irytuje mnie Styles i nie wiem co mu odbiło, że tak jej teraz unika, ale mam nadzieję, że się szybko dowiem :*

    OdpowiedzUsuń
  15. NOMINOWAŁAM CIĘ DO NAGRODY The Versatile Blogger :)
    szczegóły u mnie stop-screamin.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Jedyne co tutaj mogę napisać, to to, że rozdział jest świetny, co z resztą pewnie wiesz, i że czekam na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń