Silne wibracje telefonu wybudziły mnie krótko przed północą z doprawdy silnego snu, w jaki zapadłam zaraz po powrocie do pokoju. Nawet nie pamiętałam kiedy zamknęłam oczy. Miałam wrażenie, jakby minęło niespełna kilka minut odkąd położyłam się na łóżku, a znowu miałam stawać na nogi. Byłam nieco zmęczona, zresztą jak zwykle po drzemce. Zamiast mi pomagać, jeszcze bardziej mnie męczyły.
Zerknęłam na ekran komórki, domyślając się kto tak zawzięcie próbował się ze mną skontaktować. Imiona Minnie i Charliego na zmianę przeplatały się w rejestrze nieodebranych połączeń jakieś osiem razy, do tego doszło także jedno od Harry'ego, o dziwo. Zatem wyglądało na to, że i on zamierzał pojawić się na Cotton Hill dzisiejszej nocy. Nie da się ukryć, że mnie to ucieszyło. Nie sądziłam, że uda mu się wyrwać albo czy w ogóle będzie miał na to ochotę. Chociaż kiedy żegnaliśmy się w niedzielę wieczorem powiedział, że postara się wpaść przynajmniej na trochę, ale nauczyłam się już nie traktować poważnie takich słów wypływających z jego ust. Był kim był, miał zaledwie garstkę wolnego czasu, nigdy nie wiadomo co mu wypadnie, więc dla własnego spokoju lepiej było mi z góry zakładać, że nie da rady. Lepsze to niż durna nadzieja, po której nastąpiłoby rozczarowanie i niewielki smutek.
Zważywszy na fakt, że byłam definitywnie spóźniona i aby zdążyć dotrzeć na wzgórze na północ musiałam opuścić dom czym prędzej. Po zbiegnięciu na parter wzięłam paczkę ze słodyczami i narzucając na siebie kurtkę, wybiegłam na ulicę. Szybkim krokiem przemierzyłam całą Mayfield Close i wtem przypomniałam sobie o jednej drobnostce. Rzuciłam okiem na zegarek na swojej lewej ręce, który wskazywał za dziesięć dwunasta i podejmując błyskawiczną decyzję, cofnęłam się do domu, aby zabrać z pokoju laurkę, którą zrobiłam dla Harry'ego, kiedy siedziałam z Williem w strefie zabaw w galerii. Nie wiem dlaczego, ale poczułam, że skoro Styles będzie z naszą trójką na Cotton Hill, musiałam mu coś dać. Po prostu. Nie potrafiłam sobie tego wytłumaczyć, było to nagłe uczucie, którego nie sposób było zignorować, a także zrozumieć.
Biegnąc z wywieszonym językiem w stronę Ravenscroft, omal nie poślizgnęłam się na zlodowaciałej jezdni. Tego by brakowało, żebym doznała jakiegoś urazu. W tej kwestii akurat los mi sprzyjał, czego nie mogę powiedzieć o dotarciu na czas bowiem, gdy wbiegałam potwornie zdyszana na wzgórze, różnokolorowe fajerwerki rozświetlały już całe niebo nad Holmes Chapel.
- Proszę państwa, trzykrotna medalistka biegu na zajebiście krótki dystans, Nancy Fritton dobiega do mety po czasie, tym samym pobijając swój rekord z zeszłego roku, kiedy to pojawiła się na szczycie wzgórza pięć minut po północy. Owacje na stojąco! Aplauz, aplauz! - krzyknął Charlie, tonem komentatora sportowego, klaszcząc w dłonie i kręcąc głową, przy okazji robiąc minę, jakbym osiągnęła coś niebywale niemożliwego, a pozostała dwójka dołączyła do bicia mi brawa. Kiedy jakimś cudem dobrnęłam do końca bez wypluwania sobie pod nogi płuc, Harry położył rękę na moim ramieniu i wolną uścisnął mi dłoń w geście gratulacji. Nie miałam ani odrobiny sił, żeby ich zbesztać za śmianie się ze mnie, więc oparłam tylko ręce o uda i oddychałam ciężko, aż wreszcie wyrównałam w miarę oddech.
- Załatwiliśmy ci fajerwerki na to epickie wejście – powiedział Styles z uśmiechem i poszedł po szampana, stojącego pod drzewem.
- Czeka... Czekaliście na mnie... z szampanem? - wysapałam, ocierając pot z czoła. Musiałam wyglądać fantastycznie po tym szaleńczym biegu. Byłam cała mokra, miałam ochotę ściągnąć z siebie kurtkę, ale wiedziałam, że to totalna głupota, gwarantująca mi chorobę, a spędzenie sylwestra z gorączką było ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłam.
- Przecież nie wypilibyśmy bez ciebie – odparła Mins tak, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Co tam masz? Prezenty mamy dawać sobie jutro u Charliego – zainteresowała się torebką z wizerunkiem świętego mikołaja, którą trzymałam w prawej ręce.
- Słodycze. Dbam o twoją linię – odpowiedziałam, podając jej łakocie, które przyjęła bez wahania. Kiedy Fletcher buszowała w niewielkiej, papierowej torebce, przeglądając cukierki, wybierając najlepsze dla siebie i chowając je ukradkiem do kieszeni kurtki, Harry i Charlie pojawili się znów przy nas z pustymi kieliszkami. Styles otworzył szampana niczym zawodowiec, po czym wypełnił naczynia do połowy i odstawiwszy butelkę na trawę, wziął od Milesa swój kieliszek, gotów do wzniesienia toastu.
- No to za co? - spytał, patrząc wyczekująco na mnie, co nie koniecznie wiedziałam co miało oznaczać. Cóż. Wiedziałam jednak za co ja chciałabym wypić, ale nie mogłam powiedzieć tego na głos. Wydawało mi się, że to zbyt osobiste, a może było to jedynie złudne wrażenie, kto wie... Chciałabym, żeby Harry miał dla mnie więcej czasu, żeby nie musiał na tak długo wyjeżdżać, żeby wszystko było po staremu, choć w drobnym stopniu, żebyśmy przebywali razem częściej, żeby bywał w domu częściej niż w Londynie. Żeby wrócił. W każdym tego słowa znaczeniu.
- Żyjesz, Fritton? - Harry pomachał mi ręką przed oczami z głupim uśmieszkiem na twarzy, tym samym przywołując mnie do rzeczywistości.
- Za nas, a za co? - odparłam po powrocie do pełni świadomości, właściwie zawierając swoje życzenia w tej krótkiej, ogólnikowej wypowiedzi.
- Bardzo oryginalnie, Nancy – przyznał Miles z ironią, robiąc minę pełną uznania. - Mogę coś dodać od siebie?
- Nie krępuj się.
Charlie odchrząknął teatralnie, poprawił swoją pozę i przyjął poważny wyraz twarzy.
- Skoro już jesteśmy tutaj wszyscy, mamy wigilię, a to niby magiczny i ważny czas, kiedy dzieją się cuda, chciałbym się z wami odrobinkę uzewnętrznić – zaczął oficjalnie, a mnie aż się zjeżył włos na głowie ze strachu. Nie często Miles zdobywał się na takie wystąpienia, nie miałam pojęcia, czy powie coś na serio, czy może jednak zrobi sobie z nas jaja.
- Mamy się bać? - zapytała Minnie w kpiący sposób, tymczasem Harry chichrał się pod nosem jak niezrównoważony psychicznie i widać było po nim, że cisnęły mu się na usta jakieś złośliwe żarty, a był to dopiero początek tej wspaniałej przemowy.
- Spokojnie – rzekł Charlie niczym największy stoik świata. - To tylko mały, szczery monolog. No więc. Przede wszystkim chciałbym wypić za nas, tak jak zaproponowała Nance. Za każdego z osobna. Za Minnie i jej egzaminy wstępne do filmówki w Cambridge. Żebyś została jednym z najlepszych reżyserów dokumentalnych w kraju. Za Nancy i jej pierwszą powieść. Mam nadzieję, że sprzedasz mnóstwo egzemplarzy. Za Harry'ego, żeby ten cały syf nie pochłonął cię doszczętnie i żebyś nadal pamiętał, że jesteś częścią nas i bez względu na wszystko, zawsze masz do czego wrócić. No i... skromnie, za siebie – zakończył swój - jak to nazwał – monolog, który wyrecytował nam niczym wiersz z pierwszej półki. Nie minęło kilka sekund, a Hazz i Minnie nie wytrzymali napięcia. Albo jakimś cudem mieli fantastyczne humory, albo zrobili mnie w konia i pili wcześniej, inaczej nie mogłam tego wyjaśnić.
- To tyle? - Mins parsknęła śmiechem na tę wzruszającą przemowę, a śmiech Stylesa przeplatał się gdzieś w tle.
Charlie westchnął ciężko, wciąż nie rezygnując ze swojej znakomitej gry aktorskiej.
- Nawet nie wiecie ile mnie to kosztowało nerwów, żeby się tak przed wami otworzyć – powiedział z żalem, łapiąc się za serce i udając skruchę.
- Dobra, dobra. Szable w dłoń, bo mi w gardle zaschło – zarządził Styles i wtem wszyscy unieśliśmy kieliszki ku górze i stukając się nimi, naraz wlaliśmy w siebie całą ich zawartość.
Postaliśmy tak jeszcze chwilę w czwórkę, podziwiając spektakl na niebie bowiem pokaz fajerwerków wciąż trwał, choć wielkimi krokami dobiegał końca. Kiedy ostatnie iskierki zniknęły, pozostawiając po sobie szarą smugę, Miles objął Minnie czule ramieniem i odeszli kilka kroków od nas, patrząc cały czas w górę, niczym zahipnotyzowani. Zazdrościłam im. Zazdrościłam, że mieli siebie. Byłam smutna z dwóch powodów jednocześnie; dlatego, że byłam sama i często czułam się samotna, mimo że dzień w dzień otaczało mnie naprawdę wiele bliskich mi osób, a także dlatego, że ich związek zabrał mi niewielką część ich samych. Wiedziałam, że to odrobinę egoistyczne z mojej strony, że nie mogłam być na nich zła, że się tak ode mnie odcięli odkąd byli razem, bo sama chciałabym spędzać ze swoją drugą połówką jak najwięcej czasu, bez względu na wszystko. Mimo to, takie widoki mnie przytłaczały i sprawiały, że popadałam w jakąś dziwną nostalgię. Z jednej strony bardzo się cieszyłam ich szczęściem, niektóre momenty sprawiały, że robiło mi się cieplej na sercu i uśmiechałam się pod nosem na ułamek sekundy, jak teraz, z drugiej zaś właśnie cierpiałam na swój absurdalny sposób i pogłębiałam swój żenujący weltschmerz, który sama zupełnie niepotrzebnie potęgowałam i powodowałam, że pęczniał, a co za tym idzie, czułam się coraz to podlej. Co było gorsze; to, że świetnie zdawałam sobie z tego sprawę i nie próbowałam temu zapobiec, czy to, że nie chciałam temu zapobiec? A dlaczego nie chciałam? Bo niby jak temu zaniechać? Zajmowałam się swoimi sprawami, pisałam, oglądałam bzdury w internecie, ale jak już mnie dopadała ów nostalgia, to wolałam siedzieć w domu przed komputerem lub telewizorem niż wyjść do miasta, ponieważ tak czy siak towarzyszyło mi przekonanie, że i tak nikt nie zwróci na mnie uwagi, a patrzenie jak większość ciekawie prezentujących się chłopaków w klubie lgnie do Penny, raczej nie pomagało w procesie odbudowy dobrego nastroju.
- Trochę dziwne, nie? - Z jakże głębokich rozmyślań wyrwało mnie pytanie Harry'ego, o którego istnieniu zapomniałam na tę krótką chwilę, gdy zatopiłam się w otchłani swego umysłu. Czasem zdarzało się i tak.
- Przyzwyczaisz się – odparłam zgodnie z prawdą, ponownie zerkając na szczęśliwą parkę. Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie i spuścił wzrok na swoje buty, po czym zapadła między nami cisza. Zastanawiałam się czy to on ją przerwie, czy to ja powinnam była złapać się pierwszego lepszego tematu, żeby to zrobić, jednak Styles miał coś w planach.
- Mam coś dla ciebie – odezwał się wreszcie, a ja spojrzałam na niego w mgnieniu oka, zmarszczywszy brwi na znak zdziwienia.
- Prezenty mamy sobie dawać jutro – zauważyłam trafnie, w głębi duszy nie mogąc się doczekać aż da mi to, o czym wspomniał. Uwielbiałam prezenty, a jeszcze bardziej uwielbiałam niespodzianki. Miłe niespodzianki.
- Zawsze łamałem zasady – powiedział nonszalancko, spoglądając na mnie zalotnie, w międzyczasie grzebiąc w wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza. Wyjął z niej niewielką paczuszkę w kształcie prostokąta, opakowaną w świąteczny papier w renifery, który zapewne był jedynym, jaki znalazł w domu, chyba że dla dowcipu chciał, żeby było jak najbardziej świątecznie, jak tylko się da.
- Nie musisz otwierać teraz – mruknął jakby skrępowany, wyciągając w moją stronę rękę z podarunkiem. Posłałam mu uśmiech podobny do tego, którym obdarzył mnie na początku rozmowy i nieśmiało złapałam za drugi koniec paczki, wypowiadając ciche „Dziękuję”. - Nie ma za co, to tylko drobiazg – wypalił od razu na jednym wdechu, zupełnie jakby się denerwował moją reakcją na ten upominek, co rzecz jasna mnie rozbawiło.
- Otworzę w domu – obiecałam i schowałam ów rzecz do jednej z większych kieszeni kurtki. - W sumie to ja też coś dla ciebie mam – oznajmiłam, a stres nagle wzrósł. Bałam się co sobie pomyśli o czymś tak durnym, chociaż jakby nie patrzeć było to nic w porównaniu do mojego głównego prezentu dla niego.
Sięgnęłam do tylnej kieszeni spodni po skrawek papieru, złożony na dwa razy.
- Trochę się pogniotło. - Rozprostowałam kartkę i wygładziłam parę razy, żeby uzyskać choć odrobinę lepszy efekt. - William kazał mi to zrobić jak byliśmy kilka dni temu w galerii – poinformowałam w ramach wyjaśnień skąd taka dziecinada i podałam mu czerwoną laurkę, na widok której na jego twarzy mimowolnie pojawił się piękny, szeroki uśmiech, który nieco ukoił moje nerwy.
Stał tak i niezwykle zaabsorbowany badał moje dzieło, jakby było to coś doprawdy wspaniałego, kiedy w istocie była to tylko czerwona kartka A4 zgięta w pół z paroma gryzmołami i ozdobnymi naklejkami. Na tak zwanej „stronie tytułowej” narysowałam koślawą choinkę, z bombkami wyglądającymi jak zwykłe kulki, fioletową linią figurującą jako łańcuch i upośledzoną, żółtą gwiazdą z nierównymi nogami na czubku. Pod drzewkiem widniało pięć prezentów różnych rozmiarów i jakaś plama w domyśle będąca dywanem. Nigdy nie miałam zdolności plastycznych, oczywiście lepiej szło mi z pisaniem, niestety nie w tym przypadku. W środku kartki zamieściłam krótkie i zwięzłe życzenia, napisane czcionką, jakiej dzieciaki uczą się w pierwszej klasie podstawówki. Stwierdziłam, że skoro laurki same w sobie są dość proste, czemu by nie nadać temu nieco więcej wyrazu. Tak więc pismem rodem z początków edukacji zapisałam „Wesołych Świąt Harry. Mam nadzieję, że dostaniesz w tym roku jakiś prezent, mimo że byłeś niegrzeczny”. Byłam świadoma jak głupio i dwuznacznie to brzmiało, ale William się uparł, poza tym nie potrafiłam wymyślić niczego sensownego. Wolałam już, żeby Styles pośmiał się z czegoś, co wymyślił jego brat, niż z jakiegoś mojego nieudanego żartu.
- To całkiem urocze, wiesz? - odezwał się w końcu po przestudiowaniu zawartości kartki w totalnym milczeniu, a moje policzki błyskawicznie oblał rumieniec.
- Twój brat mi doradzał.
- To wyjaśnia drugie zdanie – zaśmiał się, cały czas patrząc na życzenia. - Prawilna Nancy by tak nie napisała – dodał od razu, co dało mi do zrozumienia, że doskonale odebrał drugie dno tej zacnej sentencji. Zarumieniłam się jeszcze bardziej na wzmiankę o swojej rzekomej prawilności, która właściwie była niemalże bliska zeru.
- Co tam masz, Styles? - Zza pleców dotarł do nas wścibski ton głosu Milesa, zwiastujący powrót zakochańców. Nie zdążyłam się dobrze obrócić, a laurka tkwiła już w łapach Charliego, a on sam paradował wokół drzewa, czytając na głos jej treść, jak można się domyślić, mocno akcentując fragment „mimo, że byłeś niegrzeczny”. Zaraz potem zaczął się nabijać z Harry'ego, wymyślając co za niemoralne rzeczy robił, że „był niegrzeczny”. I tak minęła nam reszta nocy. Na śmiechu, wspominaniu i jeszcze raz na śmiechu. Do domu zebraliśmy się koło trzeciej nad ranem, kiedy wciąż było ciemno, dlatego chłopcy nalegali, żeby odprowadzić mnie pod samą willę Frittonów. Harry i Miles wypili znacznie więcej niż ja i Mins, dlatego gdy dotarliśmy pod mój dom zaczęli kozaczyć, że zrobią porządek z wujkiem Gregiem i przekrzykiwali się który z nich będzie go trzymać, a który przejmie rolę oprawcy. Naturalnie nie mieli w planach go pobić, tylko wymierzyć sprawiedliwość w nieco inny, całkiem niekonwencjonalny sposób, a mianowicie zniszczyć go psychicznie poprzez puszczanie mu remixów jego ulubionych piosenek, wyrywanie kartek z jego ulubionego czasopisma motoryzacyjnego i rysowanie kluczami jego auta. Uciszanie ich zajęło nam trochę czasu i gdyby nie Minnie, która zamknęła usta pijanego Charliego soczystym pocałunkiem znienacka, któryś z sąsiadów zapewne zadzwoniłby na policję albo chociaż sam próbowałby interweniować. Pożegnałam się z przyjaciółmi na niespełna kilka godzin bowiem nazajutrz mieliśmy spotkać się u Milesa i z racji, iż jego rodzice mieli jechać na obiad do szefa pana taty Charliego, mieliśmy spędzić popołudnie i wieczór razem, jak za starych, dobrych lat.
~*~
Po obżarciu się po same brzegi jedzeniem, które znieśliśmy do rezydencji Milesów na wspólny wieczorek, leżeliśmy leniwie porozrzucani kolejno po wielkiej kanapie i fotelach w salonie, oglądając jakiś horror klasy Z i czekając aż Charlie łaskawie pozwoli nam wreszcie otworzyć prezenty. Jako gospodarz postanowił sobie, że otworzymy je dopiero o dziewiętnastej i ani chwili wcześniej. Pudełka i torebki świąteczne, stojące pod choinką wręcz wypalały w nas dziury i skomliły non stop, i kusiły, i prowokowały swoją cudowną aparycją... Ponad to film był kompletnie nudny, co tym bardziej skupiało całą moją uwagę na świecącym drzewku.
- Już? - jęknęła przeciągle znudzona Minnie.
- Nie – odparł niezwykle stanowczo szanowny pan gospodarz.
- Już? - powtórzył Harry, chichocząc się jak niedorozwinięty, czyli jak zawsze.
- Nie. - Miles twardo stał przy swoim.
- To chyba już – mruknęłam niedbale, spodziewając się, że przebiliśmy tym barierę i dostaniemy swoje.
- Jezu Chryste! - zawył poirytowany Charlie. - Tak, to teraz!
Zerwaliśmy się z miejsc jak oparzeni i rzuciliśmy się w stronę choinki niczym jacyś szaleńcy, dopadając pierwszych lepszych paczek i sprawdzając, która jest czyja. W błyskawicznym tempie każdy miał swoje trzy podarunki, w moim przypadku dwa. I zaczęło się wielkie rozpakowywanie. Każdy pochłonięty swoją częścią, nie zwracał uwagi na resztę. Sprawdzając co dostałam od przyjaciół, nie bałam się tego, że w razie czego będę musiała udawać, że mi się podoba. Byłam pewna, że oba prezenty będą trafione, a nawet jeśli miałaby to być jakaś totalna głupota, to zawsze wiązałaby się z naszymi wspólnymi przeżyciami, a to się dla mnie liczyło najbardziej. Po kształtach domyśliłam się, że będą to płyta i książka, ale jakie, tego nie byłam w stanie przewidzieć. Po rozerwaniu papieru z pierwszej rzeczy, zaśmiałam się dość głośno na widok płyty One Direction, którą postanowił mi podarować Miles. Już myślałam, że jego portfel na tym nie ucierpiał, kiedy sięgnęłam po karteczkę z życzeniami, gdzie w post scriptum napisane było „Ten kutas nie chciał mi dać za darmo, musiałem za nią zapłacić! :/”, na co zareagowałam kolejną dawką śmiechu. Żeby było śmiesznie na płycie widniały autografy wszystkich członków zespołu i krótka dedykacja „Dla złodziejki szopów”, przez co odniosłam wrażenie jakby i oni byli częścią ów prezentu. Minnie natomiast postawiła na nieco „poważniejszą” rzecz i chyba nieźle się musiała wysilić, aby to dorwać bowiem podarowała mi jedną z książek Stephena Kinga z najprawdziwszym autografem, co było dla mnie czymś naprawdę wielkim zważywszy na to, że między innymi z jego dzieł czerpałam inspirację i to on był dla mnie autorytetem. Podziękowałam przyjaciółce za to, że wpadła na tak wyjątkowy pomysł, poprzez długi uścisk, po czym zerknęłam ukradkiem na Harry'ego, aby sprawdzić czy otworzył już największy ze swoich prezentów, czyli ten ode mnie. Płaski pakunek nadal leżał u jego boku i czekał na swoją kolej, kiedy tymczasem Styles czytał życzenia od Milesa i chichrał się pod nosem w ten swój specyficzny sposób. Z racji, że każdy był zajęty sobą, nikt nie zauważył, że przyglądam się brunetowi o wiele dłużej niż powinnam, przekraczając tym wszelkie normy. W końcu Harry sięgnął po ostatnią nierozpakowaną rzecz, a moje serce zabiło szybciej. Jak na szpilkach obserwowałam jak niedbale rozrywał opakowanie, a kiedy kawałek antyramy był już widoczny, chłopak zmarszczył brwi i zerwał resztę papieru jednym ruchem, odrzucając go na bok i nie spuszczając wzroku z prezentu ani na sekundę. Złapał antyramę w obie ręce i trzymając ją opartą o kolana, biegał wzrokiem po jej całej powierzchni. Na jego twarzy wciąż widniał ten sam grymas, ściągnięte brwi, nieco wykrzywione usta, zupełnie jakby zobaczył coś, co mu się nie spodobało i czego nie rozumiał. Zrobiło mi się gorąco i miałam wrażenie, że za moment zwymiotuję na tę stertę śmieci i świątecznych upominków. Czekałam aż się odezwie, tak cholernie się bałam, że zrobiłam coś durnego. Po jego wyrazie twarzy wydawało mi się, że fragmenty, które tam umieściłam obudziły w nim negatywne wspomnienia i zamiast go rozczulić i przypomnieć jak miło kiedyś spędzaliśmy razem czas i jakie piękne rzeczy stworzyliśmy, przypomniały mu o tym, jak burzliwie to wszystko się zakończyło.
- Co to? - zagadnął Charlie, dając susa przez Minnie, ale prawdopodobnie niczego nie dojrzał, wnioskując po tym, że zaraz wstał i kucnął za Harrym, wyglądając mu przez ramię.
W jednej chwili mina Harry'ego zmieniła się diametralnie. Z ów nieprzyjemnego grymasu przeszedł do lekkiego, przyjaznego uśmiechu i podnosząc wreszcie głowę, i patrząc na mnie odparł:
- Ach, - westchnął ciężko, wkładając w to całe pokłady swego górnolotnego aktorstwa. - Totalnie dziewczyńska rzecz*.
Zajęło mi to kilka dobrych sekund zanim zrozumiałam do czego to miało nawiązać, ale kiedy się zorientowałam, odprężyłam się niesamowicie i zaśmiałam się cicho.. Kto by pomyślał, że Harry pamiętał takie drobnostki.
- Dzięki, Nance – dodał jeszcze, gdy Minnie i Charlie znów zajęli się sobą, a ja poczułam się znacznie, znacznie lepiej ze świadomością, że najwyraźniej mój prezent był jak najbardziej udany, bo sprawił, że znów miałam okazję doświadczyć cudownego, szczerego uśmiechu ze strony Harry'ego. Niczego więcej nie było mi wtedy trzeba.
Siedziałam w salonie pośrodku kanapy i tępo gapiłam się w telewizor, oczekując na koniec świątecznej katorgi. Wszyscy biegali wokół mnie, zbierając po drodze ostatnie rzeczy i pakując je do swoich bagaży, krzycząc do siebie, siejąc zamęt i jak zwykle pozostawiając po sobie niewidzialny, ale jakże mocno odczuwalny hałas. Drugi dzień świąt minął jak z bicza strzelił na jedzeniu, leżeniu, jedzeniu, spacerku rodzinnym, podczas którego najadłam się więcej wstydu niżbym się najadła gdybym przeszła się po szkole nago i jeszcze raz na jedzeniu i leżeniu. A teraz Frittonowie zbierali się do wyjazdu w charakterystyczny dla nich sposób, czyli robiąc większy bałagan niż panował dotychczas. Wujek Greg jak to na niego przystało, spakował swoje manatki wczoraj wieczorem, a dziś zasiadł sobie wygodnie w fotelu mojego ojca i popijając herbatkę (gdyby nie to, że prowadził auto, zamiast kubka z Earl Greyem trzymałby szklankę z whisky), poczuł się jak pan i władca domu i przełączał kanały, co jakiś czas zatrzymując się tylko na tych, które go interesowały, kompletnie nie zważając na to, że oprócz niego w salonie byłam jeszcze ja i Lucy. Nawet się nie pokwapił, żeby pomóc żonie znieść walizki z piętra, co zakończyło się hukiem, na szczęście to nie Marry leżała pod schodami z połamanymi kończynami, a jej bagaż, czego dowiedziałam się z rozmów dochodzących z przedpokoju i kuchni. Mimo, że wujek Henry odwiózł dziadków do Manchesteru wczesnym rankiem w pierwszy dzień świąt i sam tam został, w naszej willi wciąż był przerost Frittonów bowiem kręciła się ich siódemka plus moi rodzice i ja.
Spojrzałam na zegar z lekkim poirytowaniem. Obudzili mnie po dziewiątej pod pretekstem pomocy przy pakowaniu, a kiedy tylko się przy kimś zakręciłam to kazali mi znikać i nie przeszkadzać albo – w przypadku ciotki Charlotte i Jimmy'ego – przesadnie grzecznie mi podziękowano. Nie miałam ochoty tracić czasu na zastanawianie się gdzie tu była logika, więc pokręciłam się po mieszkaniu w poszukiwaniu miejsca dla siebie, ponieważ mój pokój także był oblężony. I tak oto wylądowałam w salonie z tym pajacem Gregiem i roztaczającą wokół siebie dziwną aurę Lucy, nudząc się niemiłosiernie i odliczając minuty do beztroskiej i błogiej ciszy, jaka nastanie po ich zniknięciu. Zarówno według zegara znajdującego się nad kominkiem, jak i według tego w moim telefonie rodzinka przekroczyła wyznaczoną sobie porę na wymeldowanie się z hotelu Mark & Fiona, a widząc ich postępy, śmiało mogłam się spodziewać, że będą urzędować tak kolejne pół godziny, więc ułożyłam się dość wygodnie na kanapie, zajmując całą jej powierzchnię i zważywszy na moje zmęczenie, starałam się opędzić od tego całego harmidru i zamknęłam oczy.
- Greg! Lucy! Zbierajcie się! - dotarło do mych uszu, około jedenastej, ale nie wzdrygnęłam się na to, bo i tak nie dałam rady się odprężyć i nie odpłynęłam nawet na minutę, a to głównie za sprawą ostentacyjnego i upierdliwego śmiechu szanownego wujka. Podniosłam się do pionu i podreptałam do przedpokoju, gdzie znajdowali się wszyscy nasi goście, a gdy na miejscu nie miałam gdzie postawić nogi, przecisnęłam się przez nich i stanęłam na schodach, robiąc smutną minę, żeby pomyśleli, że przykro mi z powodu ich wyjazdu, kiedy w rzeczywistości w duchu odpalałam fajerwerki i przygotowywałam się do szalonego tańca triumfalnego z owocami na głowie. Po podziękowaniach za wspólnie spędzone, magiczne święta rozpoczęło się wielkie pożegnanie, a zaraz po nim oficjalne i uroczyste ulotnienie się. Cała zgraja Frittonów przekroczyła próg domu, wydostając się z jego wnętrza na grudniowy mróz, tym samym na dobre opuszczając mury mego grodu, świergocząc niepotrzebnie po raz setny „Papa”, „Do zobaczenia kiedyś tam” i inne tego typu rzeczy. W momencie, gdy ciotka Marry zamknęła za sobą drzwi, po całym domu rozpłynęła się ów wyśmienita, wyborna, tak długo wyczekiwana, przepyszna dla mych uszu cisza. Wszechobecny spokój uderzył we mnie ze wszystkich stron i otulił swoją mięciutką kołderką. Uprzednio powiadamiając rodziców o swoich planach, wolnym krokiem podążyłam do swojego królestwa, gdzie bezstresowo i jedwabiście ułożyłam się w swoim łóżeczku, które o dziwo wydawało mi się wtedy jakoś nader wygodne. Opuściłam powieki i uśmiechając się subtelnie do samej siebie, nareszcie mogłam się zrelaksować. Oto nadeszło moje upragnione rozluźnienie. Ten ład i porządek, ta harmonia i równowaga były tak przyjemne, że pochłonęły mnie w całości, doszczętnie i ani mi się śniło od nich opędzać, bo właśnie tego potrzebowałam przed sylwestrem i trzema burzliwymi dniami w Londynie, które miały nastać lada chwila.
Ach, totalnie dziewczyńska rzecz* - Odsyłam do rozdziału pierwszego i sceny, w której Harry i Nancy się poznają.
_____________________________________________
_____________________________________________
Dobry wieczór, wszystkim. Dzisiaj nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Rozdział bardzo mi się nie podoba, ale nie mam siły ani ochoty pisać go od nowa. Czasami takie brzydoty się zdarzają, żeby potem było lepiej (mam nadzieję). Jesteśmy już blisko momentu, na który wiele z Was pewnie czeka i chyba nie trzeba mówić na głos o co chodzi. Mam nadzieję, że zmieszczę się w 9 stronach chociaż i uda mi się zamieścić tę scenę w następnym rozdziale. Chciałabym, ale zobaczymy co z tego wyjdzie. Właśnie, kolejny odcinek pojawi się pod koniec września, ponieważ mam trochę rzeczy do zrobienia. A na Off The Coast pewnie jakoś na dniach o ile los dopisze. Pan komputer bardzo kapryśny, raz się włącza, a raz strajkuje po całości. Oczywiście miło by było zobaczyć jakieś komentarze. Nie jestem pazerna, ale każda opinia okropnie się dla mnie liczy i napędza do dalszego działania. No to do zobaczenia w Londynie w następnym rozdziale, moi mili. Louis is back...
Pozdrawiam, Meadow :)
PRZYPOMINAM O ZAKŁADCE INFORMOWANI
ask
Pozdrawiam, Meadow :)
PRZYPOMINAM O ZAKŁADCE INFORMOWANI
ask
Czemu sama jesteś dla siebie aż tak mocno krytyczna skoro rozdział jest świetny? Oczywiście nie zawsze wszystko wychodzi z naszej głowy tak jak mamy to tam ułożone ale moim zdaniem ten rozdział jest świetny( przepraszam powtarzam się). Szkoda tylko że tak mało Harrego jakoś ale w kolejnym zgaduje, ze bedzie mnustwo:) życzę weny:)
OdpowiedzUsuńBędzie, będzie, bo imprezka sylwestrowa u niego na chacjencie się szykuje, hehe :D
UsuńAle co było w prezencie? ;-; Rozdział świetny, masz tak cholernie piękny i ciekawy styl!
OdpowiedzUsuńPrezent był opisany bodajże w rozdziale 19 :D
UsuńAle chodzi o prezent od Hazzy xd
UsuńHaha, teraz ogarnęłam. Taki zapłon [*] W następnym rozdziale będzie wyjaśnione :D
UsuńCześć i czołem, Kass!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie będziesz mnie bardzo dekoncentrować na tt, to może coś będzie z tego komentarza XDD Cieszę się, że dodałaś rozdział i już nie piszę żadnych głupot, tylko zabieram się za komentowanie!
Wygląda na to, że czwórka przyjaciół spędziła ze sobą naprawdę bardzo miły czas. Znów jakoś tak ogarnęła mnie ta świąteczna atmosfera i może odrobina zimna, ale dam radę. Bieg Nancy musiał być naprawdę ogromnym wyczynem i przy okazji świetnym widowiskiem, ale tak czy owak - dała radę, dotarła na miejsce i wszystko szczęśliwie się skończyło!
Wystąpienie Charliego - chyba najbardziej zabawna rzecz w tym rozdziale, serio. Przez chwilę zastanawiałam się, o co może mu chodzić, bo w końcu jego słowa zabrzmiały tak poważnie :o I już gdzieś w głowie mi się układało, że może ma do przekazania jakąś zaskakującą wiadomość, o której nikt nie miał pojęcia. A tutaj taka niespodzianka - po prostu wygłosił naprawdę piękną przemowę i chociaż śmiałam się w tym momencie jak głupia - naprawdę mi się podobało i brawa dla tego pana!
Styles nie byłby sobą, gdyby nie złamał jakiejś zasady, co nie? Musiał dać prezent Nancy, no po protu musiał, bo inaczej nie nazywałby się już Harry Styles. Ale mimo wszystko cieszę się, że zdecydował się na ten krok, dziewczynie z pewnością zrobiło się bardzo miło. A później zamiana ról i choć prezent Nancy naprawdę może się niektórym wydawać śmieszny i w ogóle nie na miejscu, również uważam, że był po prostu uroczy. Dobra, wiemy, że zrobiła to głównie za namową Williama, ale liczy się gest - zrobiła coś własnoręcznie i w dodatku to coś sprawiło, że na ustach Harry'ego zagościł uśmiech, więc czego można chcieć więcej?
Kolejny moment, podczas czytania którego nie mogłam opanować się od szczerego uśmiechu było to wyczekiwanie na pęd pod choinkę. JAK DZIECI. Ale myślę, że to właśnie magia świąt tak na nas wszystkich działa, wracają najlepsze wspomnienia i te beztroskie czasy. Ale z biegiem lat ekscytacja z rozpakowywania prezentów nie maleje i to jest takie piękne! Nancy dostała trafione prezenty - płyta One Direction na pewno jej się przyda, a ten dopisek był po prostu epicki. Z Harry'ego to jednak skąpa dupa XDD No i książka, z której również była zadowolona. Przyznam się szczerze, że czekałam z ogromnym zniecierpliwieniem aż Styles odpakuje w końcu paczkę od Nancy. I zupełnie jak ona strasznie się denerwowałam, bo jego mina nie wskazywała na nic dobrego. Ale kiedy w końcu się rozluźnił, odetchnęłam z wielką ulgą, bo wiedziałam już, że prezent bardzo mu się spodobał. + ma skubaniec pamięć do szczegółów XD
Wygląda na to, że Nancy może sobie chociaż na chwilę odetchnąć od wrzasków w domu, poleżeć, posiedzieć w tej błogiej ciszy, której nie mogła się doczekać. A teraz czeka nas jeszcze impreza sylwestrowa i nie mam wątpliwości, że wydarzy się na niej coś bardzo interesującego ;>
Czekam na kolejny rozdział, duuuuużo weny, pozdrowionka <3
A mi tam Twój rozdział się podoba :) W ogóle to wybacz, że to będzie nietreściwy komentarz całkowicie z dupy (jak zazwyczaj zresztą XD), ale Ty dobrze wiesz, że uwielbiam Twoje opowiadanie i jakoś nigdy nie mam nic do dodania i skrytykowania, ale chcę pozostawić komentarz, żebyś wiedziała, że wciąż czytam i jestem ;) No, może tym razem mam jedną taką malutką uwagę - weltschmerz a nie weltszmerc (Grammar Nazi Special Service! :D).
OdpowiedzUsuńMam jeszcze takie dziwne przeczucie, że Sylwester będzie baaardzo udany... ;>
Życzę weny, pozdrawiam ciepło i zapraszam w wolnej chwili do mnie :)
M. x
http://insomnia-fanfiction.blogspot.com/
Hipsterzy piszą fonetycznie :/ Już w krew weszło, tak często sama używam tego słowa XD Poprawię zaraz i dziękuję. Nawet nie zwróciłam na to uwagi :D
UsuńA więc 'Sexy Beast' is back :D? Łiiiiiiiii znów będzie wrednie i wesoło zarazem :D Louis jest po prostu zazdrosny o Harry;ego i boi się, że ich przyjaźń będzie zagrożona przez Nancy :D Ale nie będzie :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam ;*
O jeju! Jaki fajny rozdział, czekam na nn<3
OdpowiedzUsuńKurcze, ale wprowadziłaś w mojej głowie atmosferę świąteczną!:D Z przyjemnością czytałam ten rozdział:) Jest taki lekki i w porównaniu do innych, w tym nie dzieje się za dużu, jednakże i tak musiałam uspokajać emocje XD Cieszę się, że Harremu spodobał się prezent od Nancy, szczerze mówiąc przeżywałam jego reakcję bardziej od niej, haha:D I wprost nie mogę przeżyć faktu, że nie zdradziłaś nam, co dziewczyna dostała od niego. Ciekawość zżera mnie od środka XD I oczywiście nie mogę doczekać się imprezy sylwestrowej! Chyba steskniłam się za docinkami Louisa, również mam ekscytujące przeczucia co do Harry'ego i Nancy<3 Tym wpisem absolutnie poprawiłaś mi humor, głównie zważając na sposób, w jaki przedstawiłaś Frittonów:D Nie wiem, ile razy jeszcze się powtórzę, ale naprawdę uwielbiam to opowiadanie i Twój styl pisania:) Jeśli kiedykolwiek wydasz książkę - na pewno ją kupię!! :) Do następnego xx
OdpowiedzUsuń@beziimienna
Trzymam za słowo co do kupna książki!!! XD
UsuńWiesz co, Kas, my to mamy coś wspólnego ze sobą. Obie piszemy rozdziały, dodajemy je, a potem i tak marudzimy, że kiepskie. Tyle że w Twoim wypadku to jest zwykłe biadolenie, bo ja naprawdę nie wiem, co Ty masz do tego powyżej. Czytało się jak zawsze lekko i przyjemnie, nie zauważyłam żadnych ubytków, trzymasz poziom cały czas, o ile nie idziesz w górę. Nie kłamię, bo ja z natury szczerym człowiekiem jestem.
OdpowiedzUsuńPiekielnie dobrze umiesz oddać tę zimową, świąteczno-sylwestrową atmosferę, przez co pod koniec sierpnia czuję się, jakby za oknem nagle miał spaść śnieg i dziwię się, że nie słyszę gdzieś kolęd. Zatęskniłam za Bożym Narodzeniem, nie ma co :o Ten bieg Nancy na umówione miejsce strasznie mnie rozbawił. Ja sama zazwyczaj mam tendencję do zbyt pesymistycznej oceny czasu, przez co często bywa, że jestem już gotowa do wyjścia, ale muszę siedzieć i czekać, bo wyszłabym z domu zbyt wcześnie. Jak widać u Nance sprawa wygląda odwrotnie XD Cieszę się, że dotarła na Cotton Hill w jednym kawałku, bo już się obawiałam, że gdzieś wywinie orła i faktycznie zobaczy fajerwerki, tylko te w głowie. Tak swoją drogą to świetna tradycja z tym oglądaniem sztucznych ogni na wzgórzu. Co ja bym oddała za taką paczkę znajomych, z którymi spędzałabym w ten sposób Sylwestra. Niestety przyjaciół mam rozwalonych po całym świecie i nigdy mi się nie uda zbić ich w jedną grupę ;__; Charlie, Minnie i Harry mimo perfidnego wyśmiewania się z biegu na przełaj głównej bohaterki, pokazali swoje dobre serca, czekając na nią z szampanem. Muszę przyznać, że jak Miles wyskoczył z tą przemową, t aż mnie wcięło. Naprawdę się spodziewałam, że ma zamiar wszystkim ogłosić coś niesamowicie ważnego, z czym tylko czekał na odpowiednią chwilę. A ten po prostu palnął gadkę, która chociaż mnie rozczarowała (no wiesz, czekałam na jakąś sensację XD), to w gruncie rzeczy była urocza. Dla takich przyjaciół warto żyć.
Wcale się nie dziwię, że związek Minnie i Charliego oddziałowuje w ten sposób na Nancy. Wydaje mi się, że wiele osób przechodziło przez coś takiego, mianowicie kiedy dwoje znajomych zaczyna się ze sobą umawiać, odsuwając nieco od siebie tę trzecią osobę, oczywiście niechcący. Faktycznie to wygląda tak, że z jednej strony człowiek cieszy się ze szczęścia innych, a z drugiej robi się nagle niesamowicie samotny. Dlatego ja Nance doskonale rozumiem i zapewne zachowywałabym się tak samo. Robiło się trochę smutno, na szczęście Harry wreszcie się odezwał, wyskakując dodatkowo z tym prezentem. Od razu poprawił mi się humor, jestem pewna, że Nancy też. W tym miejscu pragnę Cię ochrzanić za to, że do samego końca rozdziału nie zdradziłaś, co takiego Styles schował w tym papierze z reniferami. Cały czas się zastanawiałam i rozważałam różne opcje, spodziewając się gdzieś pod koniec ostatecznego rozwiązania, a tu dupa. Jak Ty tak możesz wystawiać ludzką cierpliwość na próbę ;___; Trochę mnie pocieszyłaś tą laurką, tak właśnie czułam, że Harry doceni ten gest, zwłaszcza z takim prawdziwym przesłaniem w środku XD Ogólnie widzę, że cała czwórka spędziła przyjemny, pełen śmiechu wieczór. Widać, że chociaż wiele się zmieniło w ciągu ostatnich lat, to nadal są zgraną paczką i cieszą się, że mogą spędzać razem czas. Przyjemnie się "patrzy" na coś takiego.
Co jak co, ale ja również czekałam, aż oni wreszcie odpakują te prezenty. W sumie to najfajniejsza rzecz (poza jedzeniem) w święta, nic się nie zmieniło odkąd byłam małym dzieckiem XD Głównie chodziło mi o reakcję Harry'ego na to, co zrobiła dla niego Nancy, wcześniej zajęłam się jednak tym, co ona sama dostała. Nawet nie wiesz, jak zaczęłam się śmiać, kiedy ona odpakowała tę płytę 1D od Charliego i przeczytała tę kartkę świąteczną XDDDDDDDDD Styles jak widać jak świetnym kumplem, skoro zażądał kasy za płytę własnego zespołu XD Co do prezentu od Minnie to aż wywaliłam gały, kiedy się okazało, co to takiego. Może nie traktuję Stephena Kinga jak idola, ale bardzo sobie cenię jego twórczość i gdyby dostała którąś z jego książek z oryginalnym autografem, to chyba padłabym na miejscu.
Mins stanęła na wysokości zadania, jak widać się opłacało. Później nadszedł ten długo oczekiwany moment, czyli Harry odpakowujący antyramę od Nance. Przeraziłam się, kiedy tak dokładnie opisałaś jego minę. Już sobie pomyślałam: "no co ty, chłopie, nie podoba Ci się? Chyba Cię do końca porąbało, skoro nie potrafisz docenić czegoś takiego", na szczęście szybko się okazało, że ta chwilowa zawiecha to był swojego rodzaju szok, przynajmniej ja tak to odbieram XD Hasłem "totalnie dziewczyńska rzecz" mnie rozbroił zupełnie. Kto by pomyślał, że pamięta takie drobnostki. Moim zdaniem to tylko pokazuje, jak bardzo Nancy jest ważna w jego życiu, co bardzo, ale to bardzo mnie cieszy.
UsuńNic nie jest takie piękne w dłuższych odwiedzinach rodzinki jak moment, w którym zabierają wszystkie swoje manatki i odjeżdżają. Wiem co mówię - w lipcu był u mnie brat z żoną i dziećmi na 10 dni, a chociaż przynajmniej się nie nudziłam, było wesoło i tak dalej, to aż odetchnęłam z ulgą, jak wreszcie się spakowali i wrócili do siebie. Coś takiego potrafi człowieka wymęczyć, poza tym familia Frittonów bywa naprawdę ciężka w współegzystowaniu, dlatego ja na miejscu Nancy chyba bym zaczęła śpiewać po ich odjeździe XD
Tak jak już wspomniałam wcześniej, rozdział bardzo przyjemny i przede wszystkim pozytywny, jakoś tak nastroił mnie dobrą energią. Zapowiedź pewnego momentu, którego nie trzeba wymawiać głośno tylko mnie nakręciła i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału XD Louisem też nie pogardzę, więc mam nadzieję, że Londyn nadejdzie już wkrótce. Koniec września to dość odległy termin i choć w duchu liczę na to, że będzie szybciej, to postaram się cierpliwie czekać, chlip ;___;
Mój komentarz jest dość chaotyczny, więc sorki, ale chciałam dobrze, promise XD
Trzymaj się <333
Nawet nie zauważyłam, że dodałaś rozdział, co jest szkodą, bo cię poganiam z Twoim drugim blogiem. Rozdział świetny i muszę przyznać, że zachęciłaś mnie do dalszego czytania w pewnym sensie! :) Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału oraz jego fabuły. :)
OdpowiedzUsuńSzanowna Kasandro T. !
OdpowiedzUsuńThe Hesitate było updatowany tylko trochę ponad tydzień temu. WOW! Nie jestem tak bardzo w tyle z komentarzem. Chociaż gdzieś. ;-)
Dobrze, skoro oczywistości zostały powiedziane, biorę się za czytanie.
Czytam więc sobie dwa pierwsze akapity i wcale nie jestem zdziwiona, że Nancy nie chce się nic. Bo właśnie takie odnoszę wrażenie po prześledzeniu jej myśli. Ciągle zmęczona i niezadowolona. Mogłaby się spokojnie z Darcy z OTC dogadać. Ale powiedzmy sobie szczerze - Nan nie jest postacią, która pała entuzjazmem i energią na prawo i lewo. To co wycieka z każdego jej pora to sarkazm i sceptycyzm. Jak widać nie bez powodu e i s w alfabecie dzieli taka odległość.
No, ale ejjjjjj!
"Nie sądziłam, że uda mu się wyrwać albo czy w ogóle będzie miał na to ochotę."
Ta jej myśl posunęła się zdecydowanie za daleko. Czy ona musi być tak ślepa i posiadać tak niskie poczucie własnej wartości?! To oczywiste jest dla wszystkich dookoła iż Harry przyjedzie, chociażby miał stanąć na rzęsach i zaklaskać uszami. Dobra, wiem, że klaskających uszu nie byłoby widać spod tej rozpierduchy na jego bani, ale rozumiesz moją przenośnię, tak?
Jak zobaczyłam słowo "laurka" to szczerze wybuchłam śmiechem. SERIO? Laurka? Jak dzieci z przedszkola? Dobra, miłość ogłupia ludzi. W końcu zakochani widzą słonie.
W tym rozdziale moim ulubionym bohaterem nie jest niezawodny sarkazm Fritton, ale właśnie Miles. Przypominał mi siebie z tym monologiem z przyszłościowymi życzeniami. Zawsze zbieram się by powiedzieć coś wzniosłego, a potem wychodzi taki placek, a ja jestem zmęczona jakbym opowiedziała cała historię swego życia. Rozumiem stres Milesa! Rozumiem i współodczuwam.
O związku M&M już pisałam, więc to odpuśćmy. Eee…
Jak ta Nancy mogła pomyśleć, że Harremu nie podoba się prezent? Chociaż ja do końca sama nie wiem czy mu się podobał czy nie. Mam wrażenie, że przywołał jednak dobre wspomnienia, skoro nawiązał do ich pierwszej rozmowy, ale z Tobą to nigdy nic nie wiadomo. Wolę nie pisać nic NA PEWNO, bo zrobisz mi na złość i przekierujesz fabułę. Na bank.
I ja wiem, że pisze o tym od kiedy u Frittonów zaczęły się święta, ale z każdym akapitem opisującym ten chaos w domu Fiony i Marka, wznoszę dziękczynienia za to, że spędzam święta z przyjaciółmi.
Nie wiem czy kiedyś zwróciłaś na to uwagę, albo czy ktoś Ci zwróciła, ale masz unikatowy sposób pisania. Twoje słowa płyną jakbyś była antycznym bajarzem, chociaż w Twoim przypadku bardziej angielskim włóczynogą, który przemierzał kraj od miasta do miasta w każdej karczmie snując swoje opowieści i upijając się do nieprzytomności. Twoje historie czyta się tak lekko, tak przyjemnie, tak smacznie, jakby siedziało się w fotelu z kieliszkiem wina i słuchało najlepszego przyjaciela. To cenne. Nie spierdol tego. ;p
Pozdrawiam,
Wiecznie spóźniona M.K
http://last-direction.blogspot.com/
http://feedback-ff.blogspot.com/
swetne :)
OdpowiedzUsuńbluzy z nadrukiem, koszulki z napisami, czapki beanie dla directioners modne bluzy one direction sklep internetowy polska
"opakowaną w świąteczny papier w renifery" yeeahh hell!
OdpowiedzUsuńNie mogłam się powstrzymać, wybacz. xD
"przygotowywałam się do szalonego tańca triumfalnego z owocami na głowie" looooooool, dlaczego to mnie tak bawi, że aż musiałam skopiować ? hahah
A teraz przejdę może do bardziej poważnego komentarza. Pomijając już to, że dodałaś rozdział w sierpniu, a ja czytam go w październiku ( mam ochotę przywalić głową o ścianę i myśleć jak to się w ogóle stało), to jest cudnie.
No i trochę zimno nie tylko z powodu pogody za oknem, tylko tego świątecznego obrazu w mojej głowie, który powstał. Spotkanie 4 przyjaciół było czymś co naprawdę miło się czytało, pomijając to w którym śmiałam się z spóźnionej Nancy i biedna musiała biec. No i momentu, gdzie przez chwilę zrobiło mi się smutno po w końcu Miles i Minnie, niechcący oczywiście trochę odskoczyli. Trochę, lepsze to niż mieli by całkowicie ją mieć w dupie, bo znam takie osoby i fjbdfijd uh nie o tym.
Miles, zabrzmiał tak bardzo poważnie, że aż przeraziłam się że powie jakąś straszną rzecz, a przecież to miał być toast, a nie informacja powalająca wszystkich na kolana jeden po drugim. Podobały mi się jego słowa, ujął to w miły i zabawny sposób :>
No tak, Harry Styles nigdy nie może się trzymać zasad, no bo po co. To było ogromnie miłe z jego strony, a mnie ogromnie zżera ciekawość co jej dał i nie jestem zadowolona, że jeszcze nie wiemy, ale ... mam nadzieję, że już nie długo. Jak uroczo, gdy Nancy dała mu laurkę, takie gesty należą jak dla mnie do tych lepszych, wyższej kategorii niż wpychanie ludziom drogie prezenty, dlatego też ciesze się z tego jak Nan. przygotowała prezent dla Stylesa.
Wyczekiwanie na prezenty przypominało mi moment Shreka z "daleko jeszcze" takie tam głupie skojarzenie, ale to był naprawdę kolejny zabawny fragment. Trochę powiało, gdy Harry'ego mina raczej nie wyglądała na przyjazną gdy otworzył prezent, ale jeśli go docenił to cudnie, prawda?
Świetna w rodzinnie zawsze mają to do siebie, że jest pełna chata. Zawsze mam tak, że cholernie nie mogę się tego doczekać. Snuje się z konta w kont jakbym nie wiem czym była, a gdy wyjeżdżają to jestem rozdarta, bo czasami chce by zostali czasami chce by już naprawdę zostawili mnie w świętym spokoju.
Nancy nie ma z tym problemu widać, że potrzebuje wytchnienia i miejsca dla siebie, wcale jej się nawet nie dziwie. Tym bardziej, że jej rodzinka jest naprawdę specyficzna!
Rozdział mi się podoba, naprawdę świetnie oddajesz atmosferę świąt i tego zbliżającego się wielkimi krokami sylwestra. Z resztą zawsze robisz to fantastycznie :) Swoją notatką i pewnym fragmentem, jeszcze bardziej sprawiłaś, że mam ochotę wykraść następny rozdział, hah. Ale dam Ci jeszcze trochę czasu, a dopiero potem zacznę kombinować :D
Dziękuje i pozdrawiam :)x